Odnośniki
|
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] pewna, czy tym razem prze\yje upadek. Kelnerka podeszÅ‚a do stolika i podaÅ‚a im saÅ‚atkÄ™, a tak\e szklanki z mro\onÄ… herbatÄ…, koszyk z pieczywem, buteleczki oliwy i octu. John potrzÄ…snÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…, kiedy kelnerka zapytaÅ‚a, czy majÄ… jeszcze jakieÅ› \yczenia. Kiedy odeszÅ‚a, wziÄ…Å‚ widelec i zaczÄ…Å‚ jeść. Lauren nawet nie próbowaÅ‚a jeść, nie byÅ‚aby w stanie przeÅ‚knąć ani kÄ™sa. MieszaÅ‚a tylko jedzenie w sweojej salaterce, ka\dym nerwem wyczuwajÄ…c obecność mÄ™\czyzny, który siedziaÅ‚ tak blisko, a wydawaÅ‚ siÄ™ tak odlegÅ‚y. John, zgnÄ™biony w myÅ›lach, nawet nie próbowaÅ‚ podtrzymywać rozmowy. Kiedy kelnerka podeszÅ‚a raz jeszcze, \eby dolać mro\onej herbaty, poprosiÅ‚ o rachunek. PrzyniosÅ‚a go bÅ‚yskawicznie. ZostawiÅ‚ napiwek i opuszczajÄ…c miejsce, podaÅ‚ Lauren rÄ™kÄ™. - Wracajmy lepiej do biura. Wzięła go za rÄ™kÄ™, myÅ›lÄ…c, \e pewnie dotyka jej po raz ostatni. RwÄ…cy ból przewiercaÅ‚ jej \oÅ‚Ä…dek i dusiÅ‚ w piersi. ByÅ‚o po wszystkim. Zanim siÄ™ jeszcze zaczęło, byÅ‚o ju\ po wszystkim. Kiedy stanęła obok niego, usÅ‚yszaÅ‚a znajomy gÅ‚os, wymawiajÄ…cy jej imiÄ™. OdwróciÅ‚a siÄ™ i zobaczyÅ‚a w kasie Holly. Jej sÄ…siadka w pracy nosiÅ‚a siÄ™ nieco spokojniej ni\ u siebie w domu. ProstÄ…, niebieskÄ… sukienkÄ™ zdobiÅ‚a jasna szarfa, zawiÄ…zana wokół szyi. Nie brakowaÅ‚o zwykÅ‚ego kompletu bransoletek. Ramiona Lauren opadÅ‚y z rezygnacjÄ…. A wiÄ™c sól zostanie wtarta w jej rany. WidzÄ…c jÄ… w towarzystwie Johna, Holly bez wÄ…tpienia bÄ™dzie mogÅ‚a uznać dzieÅ„ za udany. Nie byÅ‚o \adnych szans, \eby przejść obok HolIy tak, by ta nie zauwa\yÅ‚a Johna. Kiedy zbli\yli siÄ™ do kasy, Lauren powiedziaÅ‚a: - Cześć, Holly. - Cześć, sÅ‚oneczko. Nie wiedziaÅ‚am, \e przyszÅ‚aÅ› dzisiaj na lunch. - To byÅ‚ pomysÅ‚ chwili. John, który szedÅ‚ za Lauren, stanÄ…Å‚ teraz z tyÅ‚u. Holly uÅ›miechnęła siÄ™. - Czy ty te\ jesteÅ› pomysÅ‚em chwili? John spojrzaÅ‚ na niÄ… pustym wzrokiem. - SÅ‚ucham? Å›eby przerwać grÄ™ Holly w dwadzieÅ›cia pytaÅ„, Lauren poÅ›piesznie przedstawiÅ‚a ich sobie. _ To jest John Zachary, Holly. John, to jest moja sÄ…siadka, Holly Steinmetz. JeÅ›li nawet John zauwa\yÅ‚, \e Lauren nie okreÅ›liÅ‚a, kim jest dla niej, nic nie daÅ‚ po sobie poznać. SkinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…· _ Jak siÄ™ pani miewa, pani Steinmetz? Holly uÅ›miechnęła siÄ™ szeroko. _ Swietnie, panie Zachary. I proszÄ™ mówić do mnie Holly. Przyjęła pieniÄ…dze i rachunek, które jej podaÅ‚, automatycznie naciskajÄ…c klawisze kasy. WrÄ™czajÄ…c mu resztÄ™, przechyliÅ‚a gÅ‚owÄ™ i dokÅ‚adnie mu siÄ™ przyjrzaÅ‚a. _ A wiÄ™c to pan jest przyczynÄ… bezsennych nocy mojej mÅ‚odej przyjaciółki. Lauren jÄ™knęła, nawet nie zdajÄ…c sobie z tego sprawy. Holly nie marnowaÅ‚a czasu. John dzielnie stawiaÅ‚ czoÅ‚a gadatliwej kobiecie. . _ To chyba sprawiedliwie, Holly - powiedziaÅ‚. _ Ona tak samo dziaÅ‚a na mnie. Holly rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™. ZwracajÄ…c siÄ™ do Lauren, powiedziaÅ‚a: _ WidzÄ™, na czym polega twój problem. Lauren uÅ›miechnęła siÄ™ blado. Inna para wstaÅ‚a od stolika i czekaÅ‚a, \eby zapÅ‚acić rachunek. John objÄ…Å‚ Lauren. - Mamy coÅ› wspólnego, Holly. - My? - zapytaÅ‚a starsza kobieta, widocznie me rozumiejÄ…c. - Mnie te\ nie podobajÄ… siÄ™ jej odpowiedzi pociÄ…gnÄ…Å‚ Lauren w stronÄ™ drzwi. Holly zostaÅ‚a z otwartymi ustami, patrzÄ…c za nimi. John Å‚agodnym ruchem wyprowadziÅ‚ Lauren na zewnÄ…trz. Kiedy weszli do budynku Raytech, Lauren natychmiast zauwa\yÅ‚a zainteresowanie, jakie ona i John budzili wÅ›ród pracowników. Ukradkowe spojrzenia i uporczywe przypatrywanie siÄ™ towarzyszyÅ‚o im w drodze do windy. Jeden z asystentów Johna podszedÅ‚ i zaczÄ…Å‚ rozmawiać o sprawach administracyjnych. Lauren wykorzystaÅ‚a moment, \e John zajÄ™ty byÅ‚ asystentem, i zmieszaÅ‚a siÄ™ z tÅ‚umem wchodzÄ…cych do windy. Kiedy znalazÅ‚a siÄ™ z powrotem w swoim pokoju, staraÅ‚a siÄ™ skoncentrować na pracy, ale okazaÅ‚o siÄ™ to trudne, bo ciÄ…gle jej przerywano. Niektóre preteksty odwiedzajÄ…cych jÄ… osób mogÅ‚y wydawać siÄ™ Å›mieszne, gdyby byÅ‚o jej do Å›miechu. Jane z dziaÅ‚u archiwum chciaÅ‚a siÄ™ dowiedzieć, gdzie Lauren kupiÅ‚a swojÄ… sukienkÄ™, Theda z dziaÅ‚u pÅ‚ac potrzebowaÅ‚a dokumentów dla swego zwierzchnika, akurat przebywajÄ…cego w szpitalu. DostaÅ‚a trzy zaproszenia na kolacjÄ™, a jeden z kolegów zaproponowaÅ‚ jej podwiezienie do domu. Ka\da z osób koÅ„czyÅ‚a rozmowÄ™ jasnÄ…, acz niby przypadkowÄ… aluzjÄ… do Johna Zachary'ego, oczekujÄ…c jej reakcji. Wychodzili rozczarowani. WymawiajÄ…c siÄ™ nawaÅ‚em pracy, Lauren hamowaÅ‚a ich ciekawość i nie dolewaÅ‚a oliwy do ognia plotek. Za pięć piÄ…ta uporzÄ…dkowaÅ‚a biurko i, macajÄ…c stopami, zaczęła szukać pod nim swoich butów. Kiedy je zlokalizowaÅ‚a, wykopaÅ‚a je spod biurka i schyliÅ‚a siÄ™, \eby je podnieść. ZdÄ…\yÅ‚a wÅ‚o\yć jeden, kiedy drzwi do pokoju otwarÅ‚y siÄ™· SpodziewajÄ…c siÄ™ kolejnego, subtelnego podpytywania, byÅ‚a o krok od ciÅ›niÄ™cia butem, kiedy dostrzegÅ‚a, kto staÅ‚ w drzwiach. - Amy! Cześć. Dziewczynka podbiegÅ‚a do niej. ObejmujÄ…c jÄ…, Lauren zauwa\yÅ‚a, \e Amy byÅ‚a podekscytowana. Z radoÅ›ciÄ… stwierdziÅ‚a, \e dziecko zachowuje siÄ™ normalnie. _ Dzisiaj byÅ‚am w szkole, Lauren. BawiÅ‚am siÄ™ z Kristen i jadÅ‚am masÅ‚o fistaszkowe, kanapki [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |