Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Zaparkował samochód nieco dalej niż zazwyczaj i ruszył wolno w stronę Louie ego. Zobaczył go z daleka. Jednocześnie poczuł, że coś się dzieje za jego plecami, ale kiedy się odwrócił, niczego nie dostrzegł. Złudzenie mruknął do siebie i ruszył dalej, kryjąc się w mroku przed światłem nielicznych latarni. Louie przechadzał się niespokojnie tam i z powrotem. Sully już z daleka dostrzegł, że facet jest zdenerwowany. Większość informatorów policji stanowiły neurotyczne, zdegenerowane typy. Sully się ich brzydził, ale z drugiej strony rozumiał, że są potrzebni. Kiedy zbliżył się do Albrighta, odniósł wrażenie, że jeśli nawet ktoś go śledził z tyłu, to właśnie odszedł. Za to poczuł, że ktoś kryje się wśród budynków z przodu. Były to stare rudery z pustymi oczodołami okien. Wionęło od nich kloacznym smrodem, ale raczej nie były grozne. Czasami gniezdzili się w nich jacyś bezdomni, ale zwykle bliżej zimy, a nie lata. Bzdury mruknął do siebie, zbliżając się do Louie ego. Teraz był już całkiem blisko. Louie stał w cieniu, ale nawet w tych warunkach Sully zauważył, że jego informator jest brudniejszy niż zwykle. Masz coś dla mnie, Albright? Tak jest, panie generale. Rozejrzał się dookoła. Wciąż był niespokojny. No, gadaj. Louie wyciągnął rękę w jego stronę, ale Sully pokręcił głową. Nie, Albright. Znasz zasady. Ty mówisz, a ja decyduję, ile to jest warte. Louie zbliżył się do niego na moment. Sullivan poczuł zapach skwaśniałego, kiepskiego alkoholu. Z trudem się powstrzymał przed cofnięciem. Ale teraz mam coś ekstra, generale szepnął chrapliwie. To nie jest zwykła informacja, ale coś bardzo ważnego. Zwłaszcza dla pana... Wyciągnął jeszcze bardziej rękę, a Sully z wahaniem sięgnął do kieszeni. Znał dobrze Albrighta i wiedział, że nie oszukuje. Dobrze, dostaniesz zaliczkę... Louie zamiast się ucieszyć, rozejrzał się nerwowo dookoła. I właśnie w tym momencie dobiegł do nich cichy metaliczny szczęk. Sullivan zamarł. Po sekundzie jedno z okien ciemnego budynku splunęło ogniem. Louie padł mu wprost pod nogi. Pojawił się morderca, zdołał pomyśleć Sullivan. Gdyby choć chwilę się zawahał, byłoby już po nim. Zdążył jednak rzucić się w bok. Pierwsza kula ugodziła go w ramię. Druga, podobnie jak pierwsza, była wymierzona w serce, ale napastnik chybił o parę centymetrów. Sully nie pamiętał, co się działo dalej. Nie wiedział nawet, czy rzeczywiście słyszał dwa strzały, czy też tylko mu się tak wydawało. Nigdy nie poznał informacji Louie ego. Utwierdził się tylko w przekonaniu, że była ona bardzo ważna. Niejednokrotnie zastanawiał się, dlaczego właśnie dla niego i doszedł do pewnych wniosków. Do istotnych wniosków. Szkoda tylko, że niczego nie mógł udowodnić. Sully! Sully, obudz się! Zpisz? Spojrzał nieprzytomnie na byłą żonę. Co? Nie, ja tylko myślałem... Samochód zatrzymał się przed więzieniem. Jasno oświetlony budynek wyglądał niemal jak średniowieczny zamek. Sully przez chwilę zastanawiał się, czy w ogóle powinien tam wchodzić. Jeśli to jakiś zbrodniarz porwał Erica, to nie wiedział, czy uda mu się go odnalezć. Już dawno przestał odróżniać przestępców od porządnych ludzi. Miał wrażenie, że widzi przed sobą niemal same maski. Zaczął bać się wszystkiego i wszystkich. Właśnie dlatego zrezygnował z pracy w policji. Theresa przeszła za mężczyznami do biura więzienia, gdzie już czekał na nich szeryf. Nagle dotarto do niej, jak niewielkie ma szanse, żeby uzyskać tu jakiekolwiek informacje na temat Erica. Chciała jednak spróbować. Nigdy by sobie nie darowała, gdyby tego nie zrobiła. Już rozumiała, że jej syn nie znajduje się w sąsiedztwie domu. Gdyby miał wypadek, złamał nogę albo stracił przytomność, policja już dawno by go znalazła. Nie, sprawa była znacznie poważniejsza. Musi więc stawić czoło wszystkim przeciwnościom losu. Może jednak ja go przesłucham zaproponował raz jeszcze Donny, kładąc rękę na jej ramieniu. Pokręciła stanowczo głową. Czy ktoś dzisiaj odwiedzał Neimana? zwróciła się do szeryfa. Starszy mężczyzna o poczciwym wyglądzie, ale z niebezpiecznymi błyskami w oku, pokręcił przecząco głową. Nie, chociaż właśnie to wydaje się dziwne. Dlaczego? zapytali jednocześnie Donny i Sully. Szeryf podrapał się po łysinie. Ponieważ zwykle odwiedzał go brat odrzekł. Matka przyszła tylko raz, na drugi dzień po tym, jak go wsadzili, ale brat przychodził codziennie. Bez wyjątków? upewnił się Sully. W orzechowych oczach szeryfa pojawiły się nagle złośliwe iskierki. Sam to sprawdziłem, synu. Tak właśnie było. Theresa myślała intensywnie. Wszystko do siebie pasowało. Brat Neimana nie mógł dziś przyjechać, ponieważ musiał zająć się uprowadzonym Erikiem. Pewnie niedługo zjawi się w więzieniu, żeby poinformować Rogera o sprawnie przeprowadzonej akcji. Niemal chciała, żeby tak było w istocie. Dzięki temu mieliby przynajmniej jakiś punkt zaczepienia. Do tej pory błądzili tylko we mgle i nie zdawali sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo jest ona gęsta. Chodzmy zdecydowała, gotowa na konfrontację z Rogerem Neimanem. Szeryf poprowadził ich do pokoju widzeń. Roger już tam był. Wydał jej się mniejszy niż na sali sądowej, być może dlatego, że nie siedział teraz na podwyższeniu. Jego lisia twarz pełna była napięcia. Chytre oczka patrzyły to w górę, to w dół, ale nigdy przed siebie. Czy dlatego, że nie miał pojęcia, po co przychodzą? Czy może znał [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |