Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] 184 Cymbała dokończył Marek spuszczając obłudnie oczy. Naprawdę przykro mi. Wiem tylko, że to była jakaś muzyczka klasyczna. Muzyczka?! No, nie. . . nie to co pan myśli, żadna makarena, ani big-bit, ani żaden rock! Nic z popularnej muzyki w żadnym razie. Jakiś klasyczny gniot. Klasyczny gniot?! Kwass spojrzał na Marka z odrazą. Jak oni was uczą w tej dzisiejszej szkole! Jak oni uczą! Oto do czego prowadzi analfabetyzm muzyczny! Nie mógłbyś być nawet dobrym detektywem, mój chłopcze, sam widzisz! Niech pan się tak nie przejmuje Marek próbował pocieszyć detektywa. Ta kaseta naprawdę była mało warta. Ja może jestem niedouczony i bemol, panie Hippol- licie, ale Pinkwas? On ma absolutne ucho, powiedział mi, że nie ma czego żałować, bo to było amatorskie, nieudolne wykonanie, a jeszcze gorsze nagranie. Dajże spokój zdenerwował się Kwass. Dobre, niedobre, lepsze, gorsze jakie to ma znaczenie, nie chodziło przecież o muzykę tylko o szyfr. . . o szyfr tam zawarty, szyfr, który został bezmyślnie, bezpowrotnie, nieodwracalnie zniszczony. 185 Może znajdzie się jakaś rada chrząknął Marek. Może Mustafon zrobił kopię taśmy?. . . Nie pleć. Nie miał czasu na kopiowanie. To był szybki skok i ucieczka. . . Cały czas deptali mu po piętach. Mimo to za wcześnie się martwimy. Przecież nawet nie wiemy, czy ta kaseta w ogóle należała do szyfru. Mustafon wpychał do puzdra różne rzeczy. Mogła się tam znalezć na takiej samej zasadzie jak dezodorant, mleczko kosmetyczne i te skarpetki w zielone. . . przepraszam, w pomarańczowe prążki. Myślisz? Kwass pokręcił głową. Zobaczy pan! W każdym razie niech pan się nie zadręcza przedwcześnie, bo na szczęście została nam jeszcze jedna rzecz, która może być moim zdaniem kluczową, a raczej kluczykową dla sprawy. Ten wytrych z puzderka. Nie wmawiaj mi tylko, że to jest właśnie kluczyk do Centralnego Sejfu Pho- eniksa mruknął Kwass. Może nie do Centralnego Sejfu, ale na przykład do. . . skrytki z tajnym planem informującym, gdzie ten sejf jest ukryty. 186 Daj spokój Marku. Wyobraznia cię ponosi. A jednak ja bym się skoncentrował na tym kluczyku-wytrychu, panie Hippollicie. Czy pan wie, że on otwiera wszystkie drzwi w naszym mieszkaniu? Wypróbowałem go! Kwass popatrzył na Marka z niedowierzaniem. Sprawdziłeś? Naprawdę otwiera wszystkie? Nawet zamek w drzwiach do kuchni. Mama założyła tam specjalny, trudny do sforsowania zamek, bo kuzyn Alek przychodził do lodówki w nocy i podjadał. . . naj- chętniej kotlety, co miały być na obiad. . . A ja tym kluczem z puzderka Mustafona poradziłem sobie w trzy sekundy! To musi być zupełnie inny klucz, jakiś uniwersalny wytrych nowej generacji, proszę pana, chyba magnetyczny. Cudo techniki! Tylko że pewnie też już go nie masz zauważył zgryzliwie detektyw. Marek przygryzł wargi. Pan wątpi, że ja. . . Niestety, chłopcze, ogarnęło mnie ogólne zwątpienie. Jestem pewien, że ten klucz jest już w rękach gangsterów. 187 Na razie jest w moich rzekł buńczucznie Marek, lecz w nim też zakiełkowało ziarno niepokoju. Zdenerwowany pognał do kuchni. Kluczyka faktycznie nie było! Przerażony wpatrywał się w pustą dziurkę od klucza. No właśnie, proszę bardzo, a nie mówiłem rzekł detektyw z gorzką satysfak- cją. Kluczyka też nie upilnowałeś! Gdybym miał brodę Mustafona, plułbym sobie w tę brodę! Oto skutki zadawania się z nieletnimi świszczypałami, jak ty! spoj- rzał ciężkim wzrokiem na Marka. Kompletna nieodpowiedzialność! Niefrasobliwy b i m b a l i z m! Marek rozpłakał się, a zdarzyło mu się to pierwszy raz od czasu, jak był więziony w katakumbach świętego Jacka. No, przestań, nie becz! Kwassowi zrobiło się go żal. Może wsadziłeś klu- czyk gdzie indziej. Nie Marek otarł oczy. Dobrze pamiętam, zostawiłem go w tych drzwiach. Wybacz, Marku westchnął Kwass ale zupełnie nie rozumiem, jak mogłeś być tak nieostrożny! Sam mówisz: cudo techniki i zostawiasz nonszalancko to cudo w kuchennych drzwiach, chociaż zwraca swym kształtem uwagę, a ty wiesz, że odwie- 188 dzają cię różne wykolejone wyrostki, wścibskie i lepkie typy spod ciemnej gwiazdy, bo z dziwnym upodobaniem dobierasz sobie koleżków spośród osobników nader podejrza- nych, a co najmniej mętnych i w znacznej części stukniętych. Marek przeczyścił sobie nos, schował chusteczkę do kieszeni, wyprostował się i podniósł głowę. Widać było, że stara się zapanować nad nerwami. Nie, to nikt z moich kolegów powiedział już spokojnym głosem. Wiem, kto to zrobił. To ten żałosny opryszek, ten chudy z ptasią główką, co odstawia pokrzyw- dzonego i chce, żeby się użalać nad jego losem. Pan go dobrze zna, to Cherlawy. Chryzostom Cherlawy? wykrzyknął detektyw. Niestety. Był tu? Jakieś pół godziny temu. Ględził i biadolił jak zwykle. Udawał bezrobotnego, który szuka pracy, a naprawdę to węszył! A więc żebyśmy się nie nudzili, mamy jeszcze na karku Cherlawego zauwa- żył z wisielczym humorem Kwass. A gdzie wkracza nasz przyjaciel Cherlawy, tam zaraz, jak należy przypuszczać, pojawi się również Teofil Bosmann. Fatalnie! Już chyba 189 gorzej być nie może. . . Cała praca, całe poświęcenie Mustafona na darmo. A byliśmy tak blisko sukcesu! Przykro mi bąknął Marek. Detektyw spojrzał na niego bystro. Nie udawaj, już nie wyglądasz na zmartwionego. Jakoś dziwnie szybko rozpo- godziłeś się. Marek zaczerwienił się. Nie będę kłamał powiedział. Naprawdę żal mi pana Mustafona i że to się tak nieszczęśliwie potoczyło, ale z drugiej strony czuję ulgę. Ulgę?! A to z jakiego powodu? zdumiał się Kwass. Bo. . . bo przyszło mi na myśl, że skoro nie mam już ani puzderka ani rzeczy, które w nim były, to Ruatonim przestanie mnie się czepiać. . . Nie przestanie powiedział Kwass. Jak to?! Przecież oni nie wiedzą, że Cherlawy ukradł kluczyk, i że nagranie w kasecie zostało skasowane. 190 Powiemy im. Nie bądz dzieckiem. Nie uwierzą. Powiemy, żeby spytali Pinkwasa. Pinkwas potwierdzi. Akurat! Pinkwas przestraszy się i wyprze! Naiwny jesteś Kwass pokręcił gło- wą. A nawet gdyby uwierzyli, że nagranie już nie istnieje, będą chcieli dowiedzieć się od ciebie, co to było. Wtedy powiem, że nie wiem. No właśnie i dopiero się zacznie! Wezmą cię w obroty na całego! Mnie? W obroty? W jakie obroty? Będą próbowali wymusić od ciebie zeznania i nie uwierzą, że nie zapamiętałeś [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |