Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Pole zaczęło się wznosić znajdowało się na stoku wzgórza, wewnątrz którego był kamieniołom. Przed maską pojawiło się ogrodzenie z drutu, a za nim porośnięta trawą łąka. Drut pękł z głośnym hukiem i zwinął się na obie strony. Dorcas odruchowo pożałował, że nie mają czasu, by stanąć i zebrać go trochę. Dobry drut zawsze się na coś przyda. 238 Ludzie wciąż gonili ich na piechotę, ale Dorcas dostrzegł kątem oka więcej błyska- jących świateł na szosie. Kątem oka, gdyż wokół było stanowczo zbyt dużo Zewnątrz, jak na jego wytrzymałość. Zwiatła co prawda były daleko, ale i tak wskazał je Grimmie. Wiem, widziałam westchnęła zdesperowana. A co mogliśmy zrobić? %7łyć w kwiatkach, jak na grzeczne krasnoludki przystało?! Nie wiem. W głosie Dorcasa słychać było zmęczenie. Niczego już nie jestem pewien. Brzęknęło kolejne ogrodzenie z drutu, gdy Jekub przez nie przejechał. Trawa tam była niższa, grunt pochyły. . . A potem nie było już nic oprócz nieba i podskoków, gdy koła Jekuba odbiły się od jakiejś nierówności na szczycie wzgórza. Dorcas nigdy w życiu nie widział tyle nieba. Wokół było tylko niebo. I cisza. No, to znaczy nie całkiem cisza, gdyż silnik Jekuba ryczał jak zwykle, ale gdyby nie ryczał, miejsce pełne byłoby jedynie ciszy. A tak pełne było ryku i zdesperowanych nomów gnających w dół zbocza wraz z Jekubem. Spod kół w ostatnim momencie prysnęła przerażona owca. 239 Widać stodołę! To ten kamienny budynek na hory. . . . Grimma urwała nagle i dodała zupełnie innym tonem: Dobrze się czujesz, Dorcas? Jak długo mam zamknięte oczy odszepnął słabo. Wyglądasz strasznie. Czuję się gorzej. Przecież wielokrotnie byłeś już na zewnątrz. Przestań się zgrywać! Jesteśmy najwyżsi w okolicy. Przez wiele mil wokoło nie ma nic wyższego. Jak otworzę oczy, to spadnę w niebo! Grimma wzruszyła ramionami i skoncentrowała się na kierowaniu: Lekko w prawo!. . . Dobrze! A teraz cały gaz, jaki macie! Ryk silnika spotęż- niał, toteż ryknęła do Dorcasa: Złap się czegoś, bo jeszcze polecimy! Podskoczyli, wjeżdżając na kamienisty trakt prowadzący w kierunku stodoły, ale wstrząs był mniejszy, niż się Dorcas spodziewał, toteż zaryzykował otwarcie jednego oka. W stodole w końcu nigdy nie był i interesowało go, skąd wszyscy mieli pewność, że jest tam jedzenie. W każdym razie powinno być ciepło. Zamiast stodoły zobaczył zbliżające się, błyskające światło. 240 Dlaczego nas, do cholery, nie zostawią w spokoju?! zdenerwowała się Grim- ma. Stop! Jekub stanął, warcząc basowo silnikiem. To musi prowadzić w dół, do szosy. Dorcas zaryzykował otwarcie oczu. Nie możemy zawrócić oceniła Grimma. Nie możemy. Naprzód też nie możemy jechać. Nie. Grimma postukała nerwowo palcami w metalową obudowę kabiny. Masz jakiś pomysł? spytała w końcu. Możemy spróbować przejechać przez pola zaproponował Dorcas. I dokąd dojedziemy? Odjedziemy stąd, a to już jakiś początek. Ale nie będziemy wiedzieli, gdzie jedziemy! Albo to, albo malowanie kwiatków. Dorcas wzruszył ramionami. Spróbowała się uśmiechnąć, ale nie była to udana próba. 241 Nie lubię skrzydełek stwierdziła rzeczowo. Co się dzieje?! ryknął z dołu Sacco. Powinniśmy im powiedzieć szepnęła Grimma konspiracyjnie. Wszyscy myślą, że jedziemy do stodoły. . . Rozejrzała się wokół samochód ze światłem był bliżej, ciężko podskakując na nierównościach terenu. Z przeciwnej strony zbliżało się dwoje ludzi w niebieskich ubra- niach, choć wolno i byli jeszcze daleko. Czy ludzie nigdy się nie poddają? mruknęła sama do siebie i przechyliła się za krawędz deski. Sacco, lekko w lewo, a potem prosto naprzód! Jekub zjechał z brukowanej drogi i podskakując nieco, potoczył się po trawie. Z przodu było kolejne ogrodzenie z drutu i kilka owiec. Zaczęła się jazda w nieznane teraz ważne było nie to, aby gdzieś dojechać, ale aby jechać. Przeszło jej przez myśl, że Masklin miał rację to naprawdę nie był ich świat. Może powinniśmy porozmawiać z ludzmi zastanowiła się głośno. 242 Nie mamy o czym. Miałaś rację: w tym świecie wszystko do nich należy, chcie- liby, żebyśmy i my należeli. I w efekcie nie mielibyśmy już w ogóle miejsca na to, żeby być sobą. Ogrodzenie znacznie się przybliżyło, a za nim ukazała się droga, i to nie jakaś tam dróżka w pole, ale uczciwa szosa z czarną nawierzchnią. Jak myślisz: w prawo czy w lewo? spytała Grimma. To bez znaczenia. Dorcas wzruszył ramionami, gdy rozległ się brzdęk pęka- jącego drutu. W takim razie spróbujemy w lewo! Sacco, w lewo. . . bardziej. . . bardziej. . . dobrze, wyprostuj i gazu!. . . Och, tylko nie to! Daleko w przodzie widać było kolejny samochód z błyskającym światłem na dachu. Dorcas spojrzał w lusterko. Było tam kolejne błyskające światło. Nie! oświadczył. Co: nie? 243 Przed chwilą pytałaś, czy ludzie nigdy nie rezygnują. Odpowiedz brzmi: nie re- zygnują. Stop! poleciła niespodziewanie. Zespoły na podłodze zrobiły, co do nich należało, i po chwili Jekub łagodnie stanął, pomrukując silnikiem. I to by było na tyle podsumował Dorcas. Już jesteśmy w stodole? zainteresowano się z dołu. Jeszcze nie! odkrzyknęła Grimma. Niewiele nam brakuje, ale jeszcze nie. Dorcas popatrzył na nią ponuro. Na dobrą sprawę możemy już się z tym pogodzić stwierdził z rezygnacją. Skończysz, malując kwiatki, a ja, naprawiając buty. Jeśli pojedziemy najszybciej, jak się da, prosto na ten samochód jadący z prze- ciwka. . . To nic nie da: będą następne. To niczego nie rozwiąże. 244 Ale znacznie poprawi moje samopoczucie! warknęła, rozglądając się z na- mysłem po otaczającym ich krajobrazie. Dlaczego nagle się ściemnia? Przecież nie jezdzimy cały dzień, a zaczęliśmy wcześnie rano. . . Podobno czas ucieka, gdy się go spędza przyjemnie odparł ponuro Dorcas. A poza tym nie cierpię mleka. Mogę im sprzątać, jeśli nie będę musiał pić tego paskudz- twa, ale nie na odwrót i. . . Mógłbyś przestać marzyć, a zacząć patrzeć? Faktycznie, na pole w szybkim tempie nasuwał się mrok. To może być elipsa zaryzykował Dorcas. Czytałem gdzieś o nich. Jak słońce zakrywa księżyc, to robi się ciemno i to się nazywa elipsa. Prawdopodobnie w drugą stronę też działa. Sądząc po głosie, było mu jednak znacznie trudniej uwierzyć, żeby księżyc, zasła- niając słońce, także przestawał świecić. Nadjeżdżający samochód zahamował nagle z piskiem, zarzucił, uderzył tyłem w ka- mienny murek i znieruchomiał w poprzek drogi. 245 Owce, dotąd spokojnie pasące się na przydrożnym polu, nagle rzuciły się do uciecz- ki i nie była to zwyczajna panika przestraszonych owiec. Gnały z opuszczonymi łbami zupełnie zdecydowane, że nie czas marnować energię na panikowanie, skoro można ją zużyć na oddalenie się stąd z największą możliwą szybkością. Powietrze wypełniło głośne i nieprzyjemne buczenie. No, no mruknął słabo Dorcas. Mocna rzecz taka elipsa! W dole nomy w przeciwieństwie do owiec zaczęły panikować. Od owiec różniło je głównie to, że każdy potrafił myśleć i działać samodzielnie, a jak się myśli o nagłym mroku w ciągu dnia, któremu towarzyszą tajemnicze buczenia, to panikowanie wydaje się logicznym pomysłem. Poobijany, żółty kadłub Jekuba ni z tego, ni z owego spowiły nagle pełzające linie [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |