Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] dla ciebie pocisk. Maki zaprowadził Omara Jussefa przez kuchnię do bocznych drzwi garażu. Potem podniósł bramę i wyprowadził swojego mercedesa na skąpane w blasku słońca podwórze, żeby zrobić miejsce. Omar Jussef skinął na Samiego, który wjechał tyłem do garażu. Potem wraz z młodym człowiekiem wyjął skrzynię z tylnej części dżipa i położył na poplamionej olejem podłodze. Maki wszedł do środka i opuścił bramę, a Sami podważył wieko pojemnika. Maki zajrzał do jego wnętrza i się uśmiechnął. Przesunął dłonią wzdłuż pocisku, wstrzymując oddech, jakby dotykał nagiej kobiety. - Saladyn I. Zamknij skrzynię, Abu Ramizie. Przyniosę ci pieniądze. Wróciwszy do salonu, Omar Jussef zaczął przemierzać tam i z powrotem lśniącą marmurową podłogę. Profesor wrócił z czarną skórzaną teczką. Położył ją na stole jadalnym i otworzył. W środku znajdowało się dwadzieścia paczek dolarów amerykańskich. Omar Jussef przerzucił jeden z plików. - Nie ma potrzeby liczyć, Abu Ramizie - roześmiał się Maki. - Uważam, że to atrakcyjna cena i znakomity interes. - Co zrobisz z pociskiem? - Jestem pewien, że pułkownik Al-Fara też uzna to za znakomity interes. - Dasz mu go? - Dasz? Abu Ramizie, obaj jesteśmy teraz zamieszani w handel bronią, więc nie musimy się siebie krępować. Pułkownik wiedział, że Brygady zamierzają przeszmuglować prototyp. Martwił się, ponieważ zdobyliby dzięki temu potężną broń, którą mogliby grozić Izraelczykom. - A tym samym narzędzie wymuszania pieniędzy od partii i rządu - zauważył Omar Jussef. - Gdyby ich nie opłacać, zbombardowaliby Izrael pociskami Saladyn I, a wtedy Izraelczycy wkroczyliby do Gazy - wyjaśnił ze śmiechem Maki. - A to by bardzo zmartwiło Al-Farę. - Gdyby pułkownik utracił kontrolę nad służbami bezpieczeństwa w Gazie, oznaczałoby to niebawem jego koniec, - Maki uderzył pięścią o dłoń. - Zamierzałem wcześniej tak wszystko zorganizować, żeby to Jasser Salah dokonał transakcji, a ja pozostałbym w cieniu. Ale równie dobrze mogę wykorzystać znajomość z Al-Farą, żeby dobić targu. Jak tylko wyjdziesz, zadzwonię do niego i powiem, że pewien pośrednik proponuje mu sprzedaż Saladyna I. - Z małą prowizją dla ciebie. Maki skłonił się z uśmiechem. - Nie będzie miał nic przeciwko drobnej premii, honorarium za konsultację, jeśli wolisz. Pułkownik wyrazi zadowolenie z wyników swej tygodniowej pracy. Najpierw ginie człowiek z wywiadu wojskowego i wina za to spada na Brygady Saladyna. W rezultacie bojownik Brygad, ten Bassam Odwan, zostaje zamordowany przez wywiad wojskowy, a w odwecie Brygady dokonują egzekucji generała Hussajniego, największego rywala pułkownika Al-Fary. A teraz pułkownik ma możliwość nabycia pocisku, o który wszyscy się biją. To niezwykle korzystny dla niego obrót wypadków, nie sądzisz? Omar Jussef wziął walizeczkę i ruszył do wyjścia. Był już w ogrodzie i trzymał dłoń na pysku łani, kiedy Maki zawołał do niego z progu. - Jak się czujesz, trzymając w ręku tyle pieniędzy, Abu Ramizie? Omar Jussef wzruszył ramionami. - Nie czujesz się trochę brudny, a nawet podekscytowany? Przywykłeś do noszenia dużej gotówki z nielegalnych transakcji? - dopytywał się Maki. - Nie. Ale jestem przyzwyczajony do noszenia książek szkolnych. - Omar Jussef podniósł walizeczkę i ją poklepał. - A to jest właśnie podręcznik historii Gazy. ROZDZIAA 31 Omar Jussef pokonał z wysiłkiem ścieżkę, brnąc po piasku, który przesypywał się w pantoflach, i oparł dłoń o mur z graffiti przedstawiającym Kopułę na Skale spowitą czarnym drutem kolczastym. Uśmiechnął się. Nawet gdyby drut był prawdziwy, nie mógłby go skaleczyć głębiej niż szkło na murze wokół domu Salaha. Być może śmierć rzeczywiście tropiła go w całej Gazie, tak jak sobie wyobrażał, ale tylko po to, by przypomnieć mu, że nie jest wieczny, i mobilizować go do skuteczniejszego działania. Tak czy inaczej, nie dopadła go. Poprawił bandaż, pchnął furtkę i ruszył powoli między oliwnymi i cytrynowymi drzewami w stronę domu Maszarawiego. Przy każdym kroku teczka obijała mu się o kolana. Piaszczyste podwórze przed drzwiami domu ocienione było przez czarne brezentowe zadaszenie, pod którym rodzina przyjmowała żałobników. Właśnie tam, na plastikowym ogrodowym krześle, siedział Nadżi z termosem gorzkiej czarnej kawy i małymi plastikowymi kubkami, gotów witać gości. Chłopiec nie zauważył Omara Jussefa. Siedział sam, bawiąc się swoim uchem, które charakterystycznym kształtem potwierdzało, że chłopiec jest nieodrodnym synem swego ojca, synem człowieka zabitego jako kolaborant. Patrzył na plątaninę cieni pod drzewami oliwnymi. Ciepłe powietrze niosło ze sobą stłumione gruchanie gołębi. Omar Jussef wszedł cicho do domu. W salonie na końcu holu znalazł Salwę Maszarawi i Umm Rateb. Obie kobiety siedziały, trzymając się za ręce. Umm Rateb wpatrywała się w palce przyjaciółki z rozpaczą rodzica opiekującego się chorym dzieckiem. Salwa zaś przyglądała się zdjęciom męża na półce z książkami. Podniosła drugą rękę i przyłożyła sobie do oczu małą, koronkową chusteczkę. Omar Jussef najchętniej zostawiłby je w spokoju, ale musiał porozmawiać z Salwą. Wszedł do środka. - Miłego poranka, Abu Ramizie - przywitała go Salwa. Głos miała senny i powolny. Wydawało się, że nie dostrzega brudnego ubrania Omara Jussefa i jego zabandażowanych dłoni. - Niech ci słońce jasno świeci, moja córko - odparł Omar Jussef. - Niech Allah zmiłuje się nad twoim zmarłym mężem. - Dziękuję, Abu Ramizie. Witaj, witaj - powiedziała. Umm Rateb podniosła się z miejsca. Uniosła ręce, jakby trzymała w nich zabandażowane dłonie Omara Jussefa, i spojrzała na niego z troską. Pokręcił głową. - Musisz się napić kawy, Abu Ramizie - zauważyła. - Nie widziałeś Nadżiego w namiocie żałobnym? - Opłakuje swojego ojca, Umm Rateb. Nie jest kelnerem. Niech sobie siedzi w spokoju. - Sama przygotuję ci kawy, ustaz. Posiedz z Salwą - zaproponowała i poszła do kuchni. Omar Jussef usiadł na sofie. Bolały go uda i jęknął, zginając nogi. - Przykro mi, że nie mogłem uczestniczyć dziś rano w pogrzebie - powiedział. - Znalazłem swojego uprowadzonego przyjaciela, Szweda, i udało mi się go uwolnić. Właśnie przywiezliśmy go z Rafah. - Allahowi niech będą dzięki. - Chcę, żebyś wiedziała, że robiłem wszystko, by zapobiec temu, co spotkało twego męża. - Wiem, Abu Ramizie. - Salwa otarła chusteczką łzę pod okiem. - W Gazie człowiek taki jak Ejad może albo mówić to, co myśli, i zapłacić za to straszliwą cenę, albo zignorować to, co złe na świecie, a wtedy jego życie nie jest wiele lepsze od śmierci. Ejad wybrał swoją drogę. Za to go kochałam. - Masz rację, moja córko. Omar Jussef podniósł z podłogi walizeczkę i położył ją na kolanach Salwy. Spojrzała na niego, a on skinął głową, by ją odemknęła. Otworzyła zatrzaski i westchnęła z wrażenia. - Abu Ramizie, coś ty zrobił? - Mam nadzieję, że pomoże ci to przetrwać trudny okres. - Skąd te pieniądze? - To mniej więcej tyle, ile powinien wypłacić uniwersytet w ramach ubezpieczenia na życie. Oczywiście nasz szwedzki przyjaciel skontaktuje się z tobą w sprawie ONZ-owskiej renty. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |