Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] A co do naszej powodzi, to pomyśl o tym, że zaraz przybiegli do nas sąsiedzi, żeby pomóc. To dowód, że mamy wspaniałych sąsiadów. A poza tym mieliśmy pyszną zabawę z wylewaniem wody. Pomagałaś mi. - Pomagałam. - Właśnie. Mogliśmy się popluskać, nie wyjeżdżając na plażę. Plażę mieliśmy w domu. - Tylko że strasznie śmierdziało - zaśmiała się Nadia. - Na prawdziwej plaży też nie pachnie. Nie masz pojęcia, ile świństwa spływa do morza w dzisiejszych czasach. Lepiej siedzieć w domu. Babcia coś nam ugotuje, a plażę możemy sobie urządzić w piwnicy albo na podwórku. Nadia zaśmiała się i uściskała dziadka. Oczy jej zwilgotniały. Była taka drobna i szczupła. Omar przytulił ją mocno, poczekał, aż wyschną łzy, i dopiero wtedy wypuścił z objęć. - Dzięki za kawę, słonko. Zadzwonił telefon w salonie. - Idz i odbierz, Nadiu. Wnuczka wybiegła z sypialni. Omar usiadł na łóżku. Ból zapulsował w krzyżu tak mocno, że musiał wstrzymać oddech. Wypił kawę. Nadia wróciła, niosąc słuchawkę bezprzewodowego aparatu. - Do ciebie, dziadku. Abu-Adel. Omar wziął słuchawkę. Nadia zabrała filiżankę i wyszła. - Bądz pozdrowiony, Abu-Adelu. - Podwójne pozdrowienia dla ciebie, Abu Ramizie. Jak się czujesz? - odezwał się Chamis Zejdan. W tle słychać było jakieś krzyki. - Jako tako, dzięki Bogu. - Jestem na Polu Pasterzy. Rakieta z izraelskiego śmigłowca trafiła w dżipa Husajna Tamariego. Zginął na miejscu. - Tamari? Jesteś pewien? - Absolutnie. Zledziłem go, więc wiem, że jechał tym dżipem. - Zledziłeś? Dlaczego? - Powiedzmy, że dla odmiany zabawiałem się w prawdziwego policjanta. Wygląda na to, że Izraelczycy dopadli go w odwecie za poranny zamach w Jerozolimie. Słyszałeś pewnie, że Junisa Rahmana wysłały Brygady Męczenników. - Słyszałem, tylko nie rozumiem, dlaczego akurat jego. - Nie mam pojęcia. - Nieważne, ważne, że teraz George Saba będzie mógł wyjść na wolność. W słuchawce zapadła cisza. - Chodzi mi o to - wyjaśnił Omar - że teraz policja może przyznać, że to Tamari zabił Louaia Rahmana albo naprowadził na niego Izraelczyków i że zabił również Dimę Rahman. - Po pierwsze, Abu Ramizie, nie wiesz tego na pewno. - Wiem. - Pewności nie masz - Chamis podniósł głos - zwłaszcza jeśli idzie o Dimę Rahman. A po drugie, Husajn Tamari jest teraz męczennikiem. Wielkim, wspaniałym, pieprzonym męczennikiem. I jak ty sobie wyobrażasz, że Betlejem poświęci wielkiego męczennika, żeby ocalić tyłek jakiegoś nędznego kolaboranta? Na taki interes nie pójdzie nikt poza tobą, Abu Ramizie. Współczucie, jakie Omar żywił dla Chamisa z powodu utraconej ręki, zniknęło. Ogarnęła go desperacja. Nie ma szansy na oczyszczenie George a Saby z zarzutów, skoro komendant policji odmawia pomocy, i to teraz, gdy prawdziwy morderca nie żyje. Znów zaczął podejrzewać Chamisa o nieczystą grę. Zejdan śledził Tamariego. Jechał za nim, gdy w dżip trafiła rakieta. Więc może to on jest kolaborantem? Kolaborant. Namierzył Tamariego, dał znać swojemu oficerowi prowadzącemu w Szin Bet, Izraelczycy uderzyli. Podobnie mógł zadziałać w przypadku Louaia Abdel Rahmana. Proste i logiczne. Zejdan wysługuje się Izraelczykom. Jeśli tak, to właśnie on musiał zostawić łuskę od MAG-a na miejscu przestępstwa, wśród pinii za domem Rahmanów. Ale po co? Rzucenie podejrzenia na Tamariego nic by mu nie dało. Musiał wybrać innego kozła ofiarnego. Kogoś słabszego, jak choćby George a Sabę. Jedno jest pewne - gdy Omar zwierzył się Zejdanowi, że według niego Louaia zabił Tamari, komendant kazał mu o tym zapomnieć. Nie chciał obwiniać Tamariego o morderstwo, a tym bardziej nie chciał go w nic wrabiać. - Zadzwoniłem, Abu Ramizie, żebyś zdał sobie sprawę, że w tej sytuacji nic już nie możesz zrobić dla George a Saby - ciągnał tymczasem Chamis. - Gdy Tamari żył, trudno było obciążyć go winą za morderstwo na Rahmanie, a teraz to w ogóle niemożliwe. - Przecież nie możesz dopuścić do egzekucji George a. To byłoby ohydne. Plama na sumieniu całego miasta. - Każdy dom ma wychodek, Abu Ramizie. - Daruj sobie przysłowia. Musisz mi pomóc. - Powtarzam jeszcze raz: Husajn Tamari jest nie do ruszenia. Ani ty nie dasz rady, ani ja. Jedno złe słowo pod jego adresem, a zlinczują cię. Już zbiera się tłum. Wszyscy są rozwścieczeni. Niech ktoś spróbuje oskarżyć męczennika o kolaborację, to go ukamienują. Nie radzę ci dziś zle mówić o zmarłym. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |