Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nawet pociskom z katapulty.
Berta usłyszała, że Niemiec schodzi ze schodów. Po chwili wrócili wszys-
cy i jeden po drugim próbowali swoich sił, chcąc wyważyć klapę. Doszedł-
szy widocznie do przekonania, że wszystkie usiłowania będą bezcelowe,
cofnęli się w głąb piwnicy i zaczęli rozmawiać między sobą.
Młoda kobieta nasłuchiwała chwilę, potem wyszła do sieni, odsunęła
rygle i czekała, czy z lasu nie dobiegnie jej jakiś odgłos.
Istotnie słychać było dalekie naszczekiwanie psów. Zaczęła gwizdać, jak
to czynią myśliwi. Prawie w tej samej chwili wyłoniły się z mroku dwa
duże psy i rzuciły się ku niej w podskokach. Chwyciła je za karki i przytrzy-
mała, aby nie odbiegły. A potem na całe gardło krzyknęła:
62
 Hop, hop! Ojciec?
Z wielkiej jeszcze odległości odpowiedział:
 Hop, hop! Berta!
Po krótkiej chwili powtórzyła:
 Hop, hop! Ojciec?
A głos, znacznie już bliższy, odpowiedział:
 Hop, hop! Berta!
Berta zawołała:
 Nie przechodz koło okienka, bo Prusacy są w piwnicy.
Sylwetka rosłego mężczyzny zarysowała się nagle na lewo od domu,
między trzema pniami ściętych drzew.
Zapytał z niepokojem:
 Prusacy w piwnicy? Skąd? Jak?
Młoda kobieta roześmiała się:
 To ci sami, co tu byli wczoraj. Zabłądzili w lesie, a ja im dałam bezpła-
tną kwaterę w piwnicy.
I opowiedziała całą przygodę: jak ich nastraszyła wystrzałem z rewolwe-
ru, a potem zamknęła w piwnicy.
Stary, wciąż jeszcze zaniepokojony, pytał:
 Jak myślisz? Co trzeba z nimi zrobić?
 Daj znać panu Lavigne, niech tu przyjdzie ze swoim oddziałem. Wez-
mie ich jako jeńców. Dopiero będzie zadowolony!
Ojciec Pichon uśmiechnął się:
 Tak, to prawda, że będzie zadowolony.
Córka dodała:
 Masz tu gorącą zupę, posil się i dalej w drogę.
Stary gajowy siadł do stołu i zabrał się do zupy, ustawiwszy wpierw na
podłodze dwa pełne talerze dla psów.
Prusacy słysząc rozmowę umilkli.
W kwadrans pózniej Szczudło znów ruszył w drogę. Berta czekała
wsparłszy głowę na dłoniach.
Jeńcy zaczęli się znów niecierpliwić. Krzyczeli, wołali, z wściekłością
waląc lufami w niewzruszoną klapę piwnicy. Następnie zaczęli strzelać
63
przez okratowane okienko, w nadziei, że może jakiś przechodzący lasem
oddział niemiecki usłyszy i przyjdzie im z pomocą.
Berta siedziała bez ruchu, ale te wrzaski i strzelanina drażniły ją i złościły.
Zbudził się w niej gniew; zamordowałaby ich, drani, żeby przestali wrzesz-
czeć.
Potem niecierpliwość jej zaczęła rosnąć; raz po raz spoglądała na zegar
licząc minuty.
Upłynęło już półtorej godziny, odkąd ojciec wyszedł. Powinien właśnie
dochodzić już do miasta. Zdawało się jej, że widzi go przed sobą. Opowiada
całą historię panu Lavigne, który blednie ze wzruszenia i dzwoni na służącą,
żeby mu podała uniform i broń. Berta słyszy dobosza pędzącego ulicami
miasta. W oknach ukazują się wystraszone twarze. Obywatele wychodzą
z domów, naprędce ubrani, zdyszani, zapinając pasy, i elastycznym krokiem
ruszają w stronę domu komendanta.
Następnie cały oddział, pod przewodnictwem Szczudła, wśród mroku
i śniegu wyrusza ku leśniczówce.
Spojrzała na zegar. Mogą być na miejscu za godzinę.
Ogarnęło ją znowu zniecierpliwienie i niepokój. Każda minuta wlokła się
w nieskończoność. Jak to długo trwa!
Nareszcie zegar wskazał godzinę, którą wyznaczyła sobie jako moment
przybycia oddziału.
Otworzyła drzwi i znów zaczęła nasłuchiwać. Dostrzegła jakiś cień, poru-
szający się z wielką ostrożnością. Lęk ją przejął i krzyknęła. Był to ojciec.
 Wysłali mnie, żebym zbadał, czy nic się nie stało.
 Nie, nic  odparła.
Odwrócił się i w ciszę nocną rzucił ostry, przeciągły świst. Wkrótce spo-
śród drzew wyłoniło się coś brunatnego i powoli skierowało się ku domowi;
była to przednia straż złożona z dziesięciu ludzi.
Szczudło powtarzał raz po raz:
 Nie przechodzcie koło okienka!
Pierwsi ostrzegali następnych przed niebezpiecznym okienkiem.
Nareszcie ukazała się siła główna, licząca dwustu ludzi, z których każdy
miał przy sobie dwieście nabojów.
Pan Lavigne, wzburzony, drżący, kazał otoczyć dom, pozostawiając jed-
nak wolną przestrzeń przed czarnym otworem na poziomie ziemi, przez
który powietrze dostawało się do piwnicy.
Następnie wszedł do mieszkania i poinformował się co do sił i postawy
64
nieprzyjaciela, który nagle ucichł, jak gdyby znikł, zapadł się czy uciekł
przez okratowany lufcik piwnicy.
Pan Lavigne stuknął nogą w klapę i zawołał:
 Panie oficerze pruski! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.