Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeświecających ścianach, a potem przyjrzał się uważnie i z ciekawością swej straży czy też świcie. Był to duży mężczyzna o
obojętnej twarzy, z bronią u pasa.
- Jak brzmi Prawo? - zapytał odruchowo. Wpatrzony w niego mężczyzna odpowiedział posłusznie i bez zdziwienia:
- Nie zabijaj.
- Ale ty nosisz broń.
- Och, ta broń tylko obezwładnia, nie zabija - odparł strażnik i roześmiał się. Modulacja jego głosu była dziwnie dowolna, nie
powiązana ze znaczeniem wypowiadanych słów, a między słowami i śmiechem była mała pauza. - Teraz jedz, pij, oczyść się.
Tu są rzeczy. Widzisz, są rzeczy.
- Czy jesteś Wytartym?
- Nie. Jestem Kapitanem Straży Przybocznej Prawdziwych Władców i jestem podłączony do komputera Numer Osiem. Teraz
jedz, pij, oczyść się.
- Dopiero jak opuścisz pokój. Znowu pauza.
- Och, tak, dobrze, Lordzie Agad - powiedział duży mężczyzna i znowu roześmiał się jak połaskotany. Być może łaskotało go,
gdy komputer odezwał się w jego mózgu. Wycofał się. Falk widział niewyrazne, ciężkie cienie dwóch strażników przez
wewnętrzną ścianę pokoju; czekali na korytarzu po obu stronach drzwi. Odnalazł łazienkę i wykąpał się. Czyste ubranie leżało
na wielkim łożu zajmującym cały jeden koniec pokoju; były to długie, luzne szaty ozdobione czerwonymi, karmazynowymi i
fioletowymi wymyślnymi wzorami. Falk przyjrzał im się z odrazą, mimo to wciągnął je na siebie. Jego sponiewierany plecak
leżał na stole z przezroczystego, oblanego złotem plastyku.
118
Zawartość wydawała się pozornie nietknięta, jednak jego rzeczy i broń zniknęły. Stół zastawiono jedzeniem, a on był głodny.
Ile czasu minęło od chwili, kiedy przekroczył drzwi, które się za nim zamknęły? Nie miał pojęcia, lecz głód mówił mu, że sporo,
więc zabrał się do jedzenia. Jedzenie było dziwaczne, mocno przyprawione, przetworzone, obficie polanę sosem, nie do
rozpoznania, zjadł jednak wszystko, a mógłby jeszcze więcej. Ale nie było więcej, a ponieważ zrobił wszystko, o co go
proszono, uważniej rozejrzał się po pokoju. Nie widział już niewyraznych cieni strażników za półprzezroczystymi niebieskozie-
lonymi ścianami, zaczął więc dokładnie przeszukiwać pokój, kiedy nagle zatrzymał się w miejscu. Ledwie widoczna szczelina
drzwi zaczęła się rozwierać, a za nimi poruszył się jakiś cień. Drzwi rozwarły się w wysoki owal i ktoś wszedł do pokoju.
Dziewczyna, pomyślał początkowo Falk, a potem zobaczył. że był to chłopiec w wieku około szesnastu lat, ubrany w takie
same jak i on luzne szaty. Nie zbliżył się do Falka, lecz zatrzymał za progiem i wyciągnął przed siebie ręce z dłońmi
skierowanymi ku górze, jednocześnie wyrzucając z ust potok niezrozumiałego szwargotu.
- Kim jesteś?
- Orry - odparł młodzieniec. - Orry! - I znowu niezrozumiałe szwargotanie. Był wątły i podniecony, a kiedy mówił, jego głos drżał
ze wzruszenia. Potem uklęknął na obu kolanach i nisko skłonił głowę w geście, jakiego Falk nigdy przedtem nie widział, choć
jego znaczenie było jasne:
była to pełna, pierwotna forma gestu stosowanego w szczątkowej postaci przez Pszczelarzy i poddanych Księcia Kansas.
- Używaj lingalu - odezwał się gwałtownie Falk, zszokowany i zażenowany. - Kim jesteś?
- Jestem Har-Orry-Prech-Ramarren - wyszeptał chłopiec.
- Wstań. Podnieś się. Ja nie... Czy mnie znasz?
- Prech Ramarren, nie pamiętasz mnie? Jestem Orry, syn Har Wedena...
119
- Jak mam na imię?
Chłopiec uniósł głowę i Falk wbił w niego wzrok - w jego oczy, które spoglądały prosto w jego własne. Były bladobursztynowe,
z wyjątkiem dużych, ciemnych zrenic;
same tęczówki bez widocznych białek, jak oczy kota lub jelenia, oczy, jakich Falk nigdy przedtem nie widział, wyjąwszy odbicie
własnych w lustrze ostatniej nocy.
- Nazywasz się Agad Ramarren - odparł chłopiec, przestraszony i posłuszny.
- Skąd wiesz?
- Ja... ja zawsze to wiedziałem, prech Ramarren.
- Należysz do tej samej rasy co ja? Jesteśmy rodakami?
- Jestem synem Har Wedena, prech Ramarren! Przysięgam, że jestem!
Przez chwilę w bladożółtych oczach zabłysły łzy. Falk zawsze skłonny był reagować na stres krótkim, oślepiającym oczy
płaczem; Buckeye zganiła go kiedyś za to, że kłopotał się tą cechą, powiedziała, że z pewnością jest to czysto fizjologiczna
reakcja, prawdopodobnie właściwa jego rasie.
Zmieszanie, oszołomienie i dezorientacja, jakie odczuwał od czasu, kiedy znalazł się w Es Toch, spowodowały, że nie był w
stanie właściwie osądzić i ocenić tego, co właśnie widział. Część jego umysłu powiedziała: Tego właśnie chcą, chcą cię
oszołomić aż do zupełnej łatwowierności. Z tego właśnie powodu nie wiedział, czy Estrel - Estrel, którą znał tak dobrze i kochał
tak wiernie - była przyjacielem, Shingą, czy też narzędziem Shingą, czy kiedykolwiek mówiła mu prawdę, czy zawsze kłamała,
czy została wraz z nim pochwycona, czy też zwabiła go w pułapkę. Pamiętał śmiech, lecz pamiętał również rozpaczliwy uścisk
i szept... Cóż więc ma myśleć o tym chłopcu, który patrzy na niego z bólem i strachem nieziemskimi oczyma, takimi samymi,
jak jego^łasne-czy zmieni się w plamę światła, jeśli go dotknie? Czy odpowiadając na pytania będzie mówił prawdę, czy też
będzie kłamał?
Pośród wszystkich tych złudzeń, omyłek i oszustw pozostała do obrania, jak wydawało się Pałkowi, tylko jedna droga; droga,
którą podążał od Domu Zove. Jeszcze raz spojrzał na chłopca i powiedział mu prawdę.
120
- Nie znam cię. Nawet jeśli powinienem, to nie mogę cię znać, ponieważ nie pamiętam niczego, co działo się wcześniej niż
cztery czy pięć lat temu. - Odchrząknął, odwrócił się i usiadł na jednym z wysokich, wrzecionowatych krzeseł, skinąwszy na
chłopca, aby zrobił to samo.
- Nie... nie pamiętasz Werel?
- Kim jest Werel?
- To nasz dom. Nasz świat.
To bolało. Falk nic nie odpowiedział.
- Nie pamiętasz... nie pamiętasz podróży, prech Ramar-ren? - zapytał chłopiec, zacinając się. W jego głosie słychać było
niedowierzanie; zdawał się nie wierzyć w to, co mu Falk powiedział. Była też tam inna, drżąca, tęskna nuta, tłumiona przez
szacunek lub strach.
Falk potrząsnął głową.
Orry powtórzył pytanie, nieco je zmieniając.
- Nie pamiętasz naszej podróży na Ziemię, prech Ramarren?
- Nie. Kiedy dobiegła końca?
- Sześć ziemskich lat temu... Wybacz mi, proszę, prech Ramarren. Nie wiedziałem... Byłem właśnie nad Morzem
Kalifornijskim, kiedy przysłali po mnie automatyczny stratolot. Nie powiedziano mi, po co jestem potrzebny. Potem Lord Kradgy
powiedział, że został odnaleziony jeden z członków Ekspedycji, i myślałem... Lecz nic mi nie mówił o twojej pamięci. Więc...
więc pamiętasz... tylko Ziemię?
Wydawało się, że błaga o zaprzeczenie.
- Pamiętam tylko Ziemię - powiedział Falk postanowiwszy nie poddawać się wzruszeniu chłopca, jego naiwności i dziecięcej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.