Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tysiącstopowa przepaść. Znajdowali się na zewnętrznych obwałowaniach
miasta i pod nimi rozciągało się Diaspar takie, jakim niewielu w ich świecie
kiedykolwiek je oglądało.
Widok ten był odwrotnością panoramy, którą obserwował Alvin z centrum
Parku. Mógł stąd spoglądać w dół na koncentryczne fale kamienia i metalu,
opuszczające się milowymi suwami w kierunku serca miasta. Hen, daleko,
częściowo zasłonięte wznoszącymi się na linii obserwacji wieżami, widział
odległe polany i drzewa oraz krążącą wiecznie rzekę. Jeszcze dalej pięły się
pod niebo położone z drugiej strony miasta bastiony Diaspar.
Stojąca obok Alystra patrzyła na tę panoramę z zaciekawieniem, ale bez
zdziwienia. Widziała miasto już przedtem z równie dobrze położonych
punktów obserwacyjnych i to w znacznie wygodniejszych warunkach.
— To nasz świat... cały nasz świat — powiedział Alvin. — Teraz chcę ci
pokazać coś jeszcze. — Odwrócił się od kraty i ruszył w kierunku krążka
światła widniejącego na drugim końcu tunelu. Dął zimny wiatr, ale Alvin nie
zwracał na to uwagi.
Nie uszedł jeszcze daleko, kiedy zorientował się, że Alystra nie ma zamiaru
podążyć za nim. Stała, wpatrując się weń, z ręką uniesioną do twarzy, a jej
opończa powiewała na wietrze. Alvin dostrzegł, że jej usta poruszają się, ale
słowa nie docierały do jego uszu. Patrzył na nią najpierw ze zdziwieniem, a
potem z niecierpliwością z domieszką współczucia. To, co mówił Jeserac,
było prawdą. Ona nie mogła pójść za nim. Wiedziała już, co oznacza ten
odległy krąg światła, z którego zawsze wiał do Diaspar wiatr. Za plecami
Alystry znajdował się znajomy świat, pełen cudowności, ale pozbawiony
niespodzianek, dryfujący rzeką czasu niczym błyszczący, szczelnie
zamknięty pęcherz. Przed nią, nie dalej niż kilka kroków od miejsca, w
którym stała, roztaczało się dzikie odludzie — świat pustyni — świat
Najeźdźców.
Alvin zawrócił, podszedł do niej i zdziwił się widząc, że drży.
— Czego się boisz? — spytał. — Nadal jesteśmy w Diaspar i nic nam nie
zagraża. Wyjrzałaś przez to okno za nami... na pewno możesz wyjrzeć przez
tamto!
Alystra wytrzeszczyła na niego przerażone oczy, jakby był jakimś dziwnym
potworem.
— Nie mogę tego zrobić — wykrztusiła wreszcie. — Nawet sama myśl o tym
przejmuje mnie większym chłodem niż ten wiatr. Nie idź dalej, Alvinie!
— A gdzież tu logika? — zaprotestował Alvin. — Co ci się może stać, jeśli
pójdziesz do końca tego tunelu i wyjrzysz na zewnątrz? Tam jest dziwnie i
pusto, ale nie strasznie. A im dłużej na to patrzę, tym wydaje mi się
piękniejsze...
Alystra nie czekała, aż skończy. Odwróciła się na pięcie i pobiegła długą
rampą, która ich tu przywiodła. Alvin nie próbował jej zatrzymywać,
ponieważ narzucanie komuś swojej woli zaliczane było w Diaspar do złego
tonu. Zdawał sobie sprawę, że perswazje nie odniosłyby tu żadnego skutku.
Wiedział, że Alystra nie zatrzyma się, dopóki nie znajdzie się wśród swoich
towarzyszy. Nie było obawy, że zabłądzi w labiryntach miasta, gdyż mogła
bez trudności wracać po własnych śladach. Instynktowna zdolność
odnajdywania drogi w najbardziej nawet zawiłych labiryntach była tylko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.