Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Policja w całym hrabstwie działa wprost skandalicznie mimo, że wezwałem ją na pomoc, nie zapewniła mi opieki, do której mam prawo. Sprawa Frankland przeciw Królowej zwróci na to społeczną uwagę. Powiedziałem im, że jeszcze kiedyś tego pożałują, i moja przepowiednia zaczyna się już sprawdzać. A to w jaki sposób? spytałem. Twarz starego maniaka przybrała tajemniczy wyraz. - Bo mógłbym im powiedzieć to, co wszystkimi sposobami starają się teraz wykryć, ale nic mnie nie zmusi żeby pomóc tym łajdakom. Od dłuższego czasu szukałem wymówki, która pozwoliłaby mi uwolnić się od tej gadaniny, ale teraz zapragnąłem słuchać go dalej. Na tyle znałem przekorną naturę Franklanda, że wiedziałem, iż najmniejsza oznaka zainteresowania powstrzymałaby go od dalszych wynurzeń. Wykrył pan jakiegoś kłusownika, co? zapytałem obojętnie. Ho, ho! Drogi panie, to sprawa znacznie poważniejsza! Co pan myśli o więzniu, włóczącym się po moczarach? Osłupiałem. Czyżby pan wiedział, gdzie on jest? spytałem. Może nie wiem dokładnie, gdzie się ukrywa, ale jestem pewien, że mógłbym dopomóc policji w schwytaniu go. Czy nie wpadło panu na myśl. że najlepszym sposobem, aby wyśledzić tego zbrodniarza byłoby wykrycie, skąd bierze pożywienie? Oczywiście Frankland zaczynał być niepokojąco bliski prawdy. Niewątpliwie odparłem ale skąd pan wie, że on się ukrywa na moczarach? Stąd, że widziałem na własne oczy posłańca, który mu nosi zapasy żywności. Ogarnął mnie niepokój o Barrymora. To bardzo niebezpieczne znalezć się na łasce tego złośliwego plotkarza. Jednak po następnej uwadze Franklanda ciężar spadł mi z serca. Zdziwi się pan, słysząc, że jedzenie przynosi mu dziecko. Widzę je codziennie przez teleskop z dachu. Idzie tą samą ścieżką, o tej samej godzinie. A do kogo mogłoby chodzić, jeśli nie do zbiegłego więznia? Co za szczęśliwy zbieg okoliczności! Nie pokazałem jednak po sobie najmniejszego zdumienia. Dziecko! Przecież Barrymore mi mówił, że naszemu nieznajomemu pomaga jakiś wyrostek - Frankland zatem wpadł na jego trop, nie zaś na trop Seldena. Gdyby zechciał podzielić się ze mną swoimi wiadomościami, oszczędziłby mi dużo pracy. Ale, przede wszystkim, trzeba było udawać niedowierzanie i obojętność. Sądzę, że to prędzej syn któregoś z pasterzy nosi ojcu obiad. Najmniejsza wątpliwość doprowadzała starego despotę do pasji. Spojrzał na mnie złym wzrokiem, a jego siwe bokobrody zjeżyły się, jak sierść drażnionego kota. Doprawdy? rzekł, wskazując na bezbrzeżne moczary Czy widzi pan Czarny Szczyt? O, tam! Dobrze. A widzi pan poza nim niski pagórek, pokryty gęstymi zaroślami? To jest najbardziej kamienista część moczarów. Czy to prawdopodobne, żeby pasterz wybrał takie miejsce dla swoich zwierząt? Pańskie przypuszczenie jest zupełnie niedorzeczne. Odpowiedziałem z pokorą, że nie znałem tych wszystkich szczegółów. Moja uległość spodobała się Franklandowi i wywołała dalsze zwierzenia. Niech pan będzie pewien, że zanim coś powiem, muszę mieć niezbite dowody. Nieraz widziałem chłopca niosącego paczkę. Raz, a niekiedy dwa razy dziennie, mogłem... Ale, niech pan poczeka... Czy mnie oczy mylą, czy też na prawdę coś się tam porusza na stoku pagórka? Chociaż pagórek był bardzo odległy, niemniej dostrzegłem wyraznie mały czarny punkt na zielonoszarym tle krajobrazu. Niech pan tu podejdzie, prędzej! zawołał Frankland, pędząc na schody. Zobaczy pan na własne oczy i sam się przekona. Na płaskim dachu stał potężny teleskop na trzech nogach. Frankland doskoczył do lunety i krzyknął z radości. Prędko, doktorze Watson, prędko, zanim minie pagórek! Rzeczywiście, mały chłopiec, z węzełkiem na ramieniu, wchodził powoli na wzgórze. Gdy stanął na szczycie, jego bied nie ubrana postać rysowała się wyraznie na tle błękitnego nieba. Szybko i ze strachem rozejrzał się dokoła, jakby w obawie przed pogonią, po czym zniknął za pagórkiem. No i co? Mam rację? Oczywiście, jest tam chłopiec, który jak się zdaje, spełnia jakieś tajemnicze polecenie. A nawet policjant odgadłby, jakie to polecenie. Ale nie dowiedzą się ode mnie ani słówka. Pana również zobowiązuję do zachowania tajemnicy. Ani słówka! Rozumie pan? Niech pan będzie spokojny. Postąpili ze mną haniebnie... haniebnie. Gdy wszystkie fakty zostaną ujawnione w [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |