Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

1
Obudziło mnie dudnienie bębna. Wcią\ le\ałem w zaroślach, w których się schroniłem i
wytę\ałem słuch, by umiejscowić zródło dzwięku, gdy\ takie odgłosy w głębi puszczy
Strona 43
Howard Robert E - Conan uzurpator
potrafią bardzo mylić. W otaczającym mnie gęstym lesie nie słyszałem nawet szmeru. Nade
mną nachylały się splątane pnącza i krzaki je\yn, tworząc zwarty dach, a nad nimi wznosiły
się wysokie, mroczne łuki gałęzi wielkich drzew. Zwiatło gwiazd nie przedzierało się przez
sklepienie liści. Nisko wiszące chmury zdawały się ocierać o czubki drzew. Noc była
bezksię\ycowa, straszna jak nienawiść czarownicy.
Tym lepiej dla mnie. Jeśli nie mogłem dojrzeć moich wrogów, to i oni nie mogli dostrzec
mnie. Jednak złowieszczy łoskot bębna niósł się wśród ciemności: bum! bum! bum! 
monotonnym rytmem, mrucząc i warcząc jakieś okropne tajemnice. Nie miałem wątpliwości.
Tylko jeden instrument wydaje taki głuchy, złowrogi, ponury łomot: piktyjski bęben wojenny,
uderzany rękami tych dzikich, pomalowanych barbarzyńców, zamieszkujących głuszę za
zachodnią granicą.
A ja znajdowałem się za tą granicą, sam, ukryty w ciernistym gąszczu pośród wielkiego
lasu, który od niepamiętnych czasów był królestwem tych dzikusów.
Wreszcie umiejscowiłem dzwięk; bęben dudnił na zachód od mojej kryjówki i  jak
sądziłem  całkiem niedaleko. Po omacku, szybko poprawiłem pas, sprawdziłem, czy topór i
nó\ łatwo wysuwają się z wyszywanych paciorkami pochew, napiąłem mój tęgi łuk i
upewniłem się, \e kołczan ze strzałami dobrze trzyma się na lewym biodrze. Potem
wyczołgałem się z zarośli i zacząłem się skradać w kierunku, z którego dobiegało bębnienie.
Nie sądziłem, \eby miało to coś wspólnego ze mną. Gdyby leśni ludzie odkryli moją
obecność, oznajmiliby mi o tym niespodziewanym pchnięciem no\a, a nie łoskotem bębna.
Jednak \aden tropiciel nie mógł zignorować tego odgłosu. Ten dzwięk niósł ostrze\enie i
grozbę, zapowiedz zguby dla intruzów, których samotne chaty i wyrąbane w lesie poletka
zagra\ały odwiecznej ciszy lasu. Oznaczał po\ogę i tortury, płonące strzały sypiące się z
ciemności niczym spadające gwiazdy oraz topory wbijające się w czaszki mę\czyzn, kobiet i
dzieci.
Tak więc ruszyłem nocą przez ciemny las, ostro\nie wymacując drogę wśród potę\nych
pni; chwilami pełzłem na czworakach, a czasem czułem serce podchodzące do gardła, gdy
jakieś pnącze otarło się o moją twarz lub rękę. W tej puszczy \yją olbrzymie wę\e, które
czasami zaczepiają się ogonem o gałęzie i tak czyhają na swoje ofiary. Jednak stworzenia,
które podchodziłem, były grozniejsze od \mij i w miarę jak dudnienie bębna stawało się
głośniejsze, szedłem coraz ostro\niej, jakbym stąpał po obna\onych mieczach. I w końcu
dostrzegłem czerwony błysk wśród drzew i usłyszałem pomruk głosów mieszający się z
monotonnym łoskotem.
Jakakolwiek upiorna ceremonia miała miejsce pod tymi drzewami, było bardzo
prawdopodobne, \e wokół wystawiono stra\e; a wiedziałem, jak cicho i nieruchomo Pikt
potrafi stać na warcie, wtapiając się w leśny gąszcz i ujawniając swoją obecność dopiero
wbitym w serce ofiary ostrzem. Dreszcz przebiegł mi po plecach na myśl o spotkaniu z
jednym z tych ponurych stra\ników; wyjąłem nó\ i trzymałem go w wyciągniętej ręce.
Jednak wiedziałem, \e nawet Pikt nie zdołałby dostrzec mnie w tych ciemnościach,
zalegających pod splątanymi konarami drzew i pod zasnutym chmurami niebem.
Zwiatło okazało się blaskiem ogniska, wokół którego kręciły się czarne postacie, jak diabły
krą\ące wśród piekielnych ogni. Wreszcie przyczaiłem się w gąszczu modrzewi i spojrzałem
na okoloną czarnymi ścianami lasu polankę oraz na poruszające się na niej sylwetki.
Czterdziestu lub pięćdziesięciu Piktów, odzianych tylko w przepaski biodrowe i odra\ająco [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.