Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Addleton Barrow w środku letniej nocy, i nacisnął guzik.
5
Była pełnia księżyca. Wielka i pusta kraina rozciągała się aż po przesłoniętą ciemną smugą
lasu linię horyzontu. Zawył wilk. Kurhan już stał; przybyli za pózno.
Włączywszy antygrawitację, przelecieli nad gęstym, mrocznym lasem. W odległości mili od
kurhanu leżała jakaś osada  spory drewniany dwór i kilka mniejszych chat okalających
podwórzec. W skąpanej w księżycowym blasku okolicy panował zupełny spokój.
 Pola uprawne  zauważył Whitcomb ściszonym głosem.  Wiesz, że Jutowie i Sasi byli
przede wszystkim rolnikami i przybyli tu w poszukiwaniu ziemi. Przypuszczam, że przed kilku
laty wymietli stąd Brytów.
 Musimy dowiedzieć się czegoś o tamtym grobowcu  powiedział Everard.  Czy
cofniemy się i ustalimy datę powstania kurhanu? Nie, może bezpieczniej będzie zapytać teraz, po
fakcie, kiedy wygasły związane z tym emocje. Powiedzmy jutro rano.
Whitcomb skinął głową. Everard sprowadził pojazd na ziemię, ukrył go w krzakach i
przeniósł się o pięć godzin w przyszłość. Słońce świeciło oślepiająco na północnym wschodzie,
rosa lśniła na wysokiej trawie, a ptaki wypełniały powietrze piekielną wrzawą. Agenci zsiedli z
chronocykla i błyskawicznie posłali go do góry. Zawisł szesnaście kilometrów nad ziemią, skąd
miał przybyć na sygnał wysłany z umieszczonych w hełmach nadajników.
Nie kryjąc się, podeszli do niewielkiej osady. Płazami miecza i topora odganiali warczące psy
o dzikim wyglądzie. Para nagich rozczochranych dzieciaków gapiła się na nich z chaty
wzniesionej z wikliny oblepionej gliną. Dziewczyna, siedząca na zewnątrz i dojąca małą krowę,
wydała cichy okrzyk. Lejący pomyje dla świń potężnie zbudowany parobek o niskim czole
chwycił za włócznię. Marszcząc nos, Everard pomyślał, że niektórzy piewcy  szlachetnego
Nordyka z jego stulecia powinni odwiedzić tę osadę.
W drzwiach dworu pojawił się siwobrody mężczyzna z toporem w dłoni. Podobnie jak
wszyscy jemu współcześni był o kilka cali niższy od przeciętnego człowieka z dwudziestego
wieku. Przyjrzał się uważnie przybyszom, zanim ich pozdrowił.
Everard uśmiechnął się i powiedział uprzejmie:
 Jestem Uffa, syn Hundiga, a mój brat ma na imię Knubbi. Jesteśmy kupcami z Jutlandii i
przypłynęliśmy z towarami do Canterbury (podał ówczesną nazwę miasta  Cant wara brig).
Wędrując po okolicy, oddaliliśmy się od miejsca, gdzie nasz statek rzucił kotwicę i zgubiliśmy
drogę. Po całonocnym błądzeniu znalezliśmy twój dom.
 Zwą mnie Wulfnoth, syn Elfreda  odpowiedział kmieć.  Wejdzcie i posilcie się z nami.
Dwór był duży, ciemny i zadymiony. Wypełniał go rozgadany tłum: dzieci Wulfnotha, ich
żony i dzieci, słudzy i ich żony, dzieci i wnuki. Na śniadanie podano na pół ugotowaną
wieprzowinę w wielkich drewnianych misach. Popijano ją cienkim kwaśnym piwem podawanym
w rogach. Nietrudno było nawiązać rozmowę: gościnni Jutowie odznaczali się, charakterystyczną
dla żyjących na odludziu wieśniaków, gadatliwością. Kłopot agentów polegał na wymyśleniu
wiarygodnej opowieści o tym, co działo się w Jutlandii. Raz czy dwa Wulmoth, który nie był
głupcem, przyłapał ich na jakiejś nieścisłości, ale Everard oświadczył stanowczo:
 Słyszałeś kłamliwe wieści. Wiadomości zmieniają postać, kiedy docierają na drugi brzeg
morza.  Everarda zdziwiły kontakty, które Jutowie nadal utrzymywali ze starym krajem. Mimo
wszystko jednak rozmowa o pogodzie i zbiorach nie różniła się zbytnio od tych rozmów, jakie
słyszał na Zrodkowym Zachodzie.
Dopiero znacznie pózniej Manse zdołał zapytać o kurhan. Wulmoth spochmurniał, a jego
pulchna bezzębna żona pospiesznie nakreśliła w powietrzu znak odżegnujący zło przed
prymitywnym drewnianym bożkiem.
 Niedobrze jest mówić o takich sprawach  mruknął stary Jut.  Wolałbym, żeby tamtego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.