Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zasłoniwszy bramę czarną sutanną, stanął jak tarcza pomiędzy bramą a palem,
wprawianym w ruch ośmioma parami muskularnych ramion.
 Zejdz nam z drogi, ojcze!  krzyknął wielkim głosem Marcin Cairou. 
To nie twoja sprawa!
 A właśnie że moja, synu! Bowiem w tej chwili wystawiasz swą duszę
na potworne niebezpieczeństwo! Czego chcesz?
 Sprawiedliwości! Chcemy głowy Gerwazego! Zejdz nam z drogi! Przy
wydatnej pomocy Jossego, który torował sobie i swej pani drogę wśród tłumu
bez najmniejszej delikatności, Katarzynie udało się dotrzeć do bramy i stanąć
obok przeora. Jedno spojrzenie wystarczyło, by stwierdzić, że
niebezpieczeństwo jest prawdziwe: Marcina otaczali bowiem najbrutalniejsi z
chłopców stajennych, pasterze bydła, rzeznicy, a z drugiej strony wszelkiego
rodzaju nieroby i hultaje, których nigdy nie brak w żadnym mieście. Katarzyna
mogłaby przysiąc, że oczy ich błyszczały nie tylko żądzą sprawiedliwości, lecz
głównie żądzą łupienia!
 Ja tutaj wydaję wyroki, Marcinie Cairou!  krzyknęła.  Każ twoim
ludziom odejść, inaczej moja sprawiedliwość może dotknąć i ciebie... gdyż
ośmielasz się podnieść rękę na dom twego pana, i to w czasie jego nieobecności
oraz zagrożenia miasta! To zbrodnia i najgorsza zdrada, za którą zasłużyłeś na
stryczek! Zrozumiałeś?
Płóciennik wypuścił pal, stanął przed kasztelanką w rozkroku i
zatknąwszy dumnie ręce za skórzany pas ściskający jego czarną koszulę spojrzał
na nią hardo.
 Powieś mnie, pani!  zagrzmiał  lecz oddaj mi to, czego żądam! Umrę
z radością, jeśli przedtem moje oczy będą mogły się napawać trupem tego, który
zabił moją córkę i sprzedał nasze miasto!
W głosie Marcina brzmiała nienawiść, ale i ból, a także prawdziwa
rozpacz. Pani de Montsalvy podeszła do tego człowieka, którego znała z jak
najlepszej strony jako sprawiedliwego, lojalnego i oddanego jej poddanego.
Aagodnie położyła dłoń na wypiętej piersi, do której przyczepiły się zdzbła
konopi.
 Przecież obiecałam ci, Marcinie, że sprawiedliwości stanie się zadość!
Po co więc to wszystko?
 Wyjdz, pani, na mury i popatrz, co się święci! Nieprzyjacielowi również
znudziło się czekanie! Właśnie ścina nasze drzewa i buduje machiny oblężnicze!
Niebezpieczeństwo rośnie z godziny na godzinę i może już jutro zostaniemy
zmieceni z powierzchni ziemi! Nasi ludzie giną, trzech tego ranka, nie licząc
pana Donata, którego wieczorem złożymy do ziemi, ani tych, którzy w tej chwili
padają na murach! W tym czasie Gerwazy Malfrat żyje nadal, osłonięty od
ciosów, prosząc diabła, z którym jest za pan brat, by jego kompani nadciągnęli
w porę go uwolnić! Czeka! I ty pani też czekasz! Na co, pytam się?
Zapadła cisza pełna wyczekiwania i wstrzymywanych oddechów.
Katarzynie trudno było się przyznać, że ustępuje przed silniejszymi.
Odwróciła twarz w stronę przeora, lecz ten spuścił głowę i złożywszy ręce
poruszał wargami w modlitwie. Zrozumiała, że nie chciał niczego jej narzucać,
pozwalając samej podjąć decyzję, której jako sługa boży nie mógłby wziąć na
swe barki.
Spojrzała na udręczoną twarz Marcina i pomyślawszy, że musi opuścić
tych ludzi, zostawić ich samych z niebezpieczeństwem, co prawda żeby ich
uratować, lecz zostawić ich samych jak sieroty, poczuła, że życie niegodziwca
było niczym w porównaniu z ich rozpaczą i rozczarowaniem. Zdobyli niepisane
prawo do tej surowej sprawiedliwości, której tak się domagali.
Uniósłszy głowę, utkwiła wzrok w spojrzeniu Marcina, który ani drgnął.
 Gerwazy Malfrat  powiedziała dobitnie  zostanie powieszony dzisiaj
o zachodzie słońca!
Słowa kasztelanki przywitała burza entuzjazmu, lecz ona ująwszy rąbek
sukni ruszyła w środek tłumu, który rozstąpił się przed nią, i pomknęła do
swoich apartamentów. Rzuciwszy się na łoże, wybuchnęła gorzkim szlochem
spowodowanym własną słabością i nieudolnością. Nie, nie była stworzona do tej
strasznej roli szefa wojny, pani olbrzymiego lenna z ogromem bezlitosnej
odpowiedzialności za wszystko i za wszystkich! I jeśli potrafiła w razie potrzeby
zabić, to jednak wydanie wyroku śmierci było okropnym przeżyciem.
Długo płakała, znajdując ulgę dla skołatanych nerwów w wylanych łzach.
Kiedy wreszcie podniosła spuchnięte oczy, ujrzała przy sobie Sarę i Jossego,
patrzących na nią bez słowa. Wstydząc się, że ktoś był świadkiem jej słabości, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.