Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Zastanawiałem się nad tym kilka dni, pózniej musiałem jeszcze konsultować się z archiwum misji, bo nasza biblioteka nie miała niestety tego, o co mi chodziło. Pamiętasz, jak pierwszy raz pokazałem ci w Oksfordzie -jakimi dzieciakami byliśmy wtedy! - Władcę pierścieni1? lo to kraina Mordor, możesz sprawdzić w trzeciej części. Jest tam taki fragment o "potokach stopionej skały... które wiły się torując sobie drogę przez kamienistą równinę, aż wreszcie ochłodzone zastygały w dziwne kształty, niby potworne smoki, wyplute z głębi udręczonej ziemi". Wspaniały opis. Ciekawe, skąd Tolkien wiedział, jak wygląda lo, i to ćwierć wieku przedtem, zanim ktokolwiek mógł zobaczyć zdjęcie tego księżyca? A mówi się, że przyroda nie naśladuje sztuki! Przynajmniej nie musimy tutaj lądować. Nie sądzę, aby nawet nasi świętej pamięci chińscy koledzy zdecydowali się na taki krok. Ale może kiedyś i to 41 stanie się wykonalne. Są tutaj regiony, które wyglądają całkiem stabilnie, nie zalewa ich w każdym razie morze siarki. Kto by pomyślał, że przelecimy taki kawał drogi do Jowisza, największej planety, a potem całkowicie go zignorujemy. Przynajmniej tak jest do tej pory. Kiedy nie patrzymy na lo czy "Discovery", myślimy o... obiekcie. Znajduje się w odległości dziesięciu tysięcy kilometrów, dokładnie w punkcie libracji, ale gdy patrzę na niego przez główny teleskop, wydaje się tak blisko, że chciałoby się wyciągnąć rękę i go dotknąć. Nie ma na nim żadnej skazy, nie mogę więc ocenić jego wymiarów, ale jeśli dobrze myślę, ma mniej więcej kilka kilometrów długości, l jeśli jest to ciało stałe, musi ważyć miliardy ton. Ale czy rzeczywiście jest stałe? Nie daje prawie wcale radarowego echa, nawet w pozycji na wprost nas. Widzimy go jedynie jako czarny zarys na tle chmur Jowisza, od którego dzieli nas trzysta tysięcy kilometrów. Pomijając wymiary, wygląda zupełnie tak samo jak Monolit, który wykopaliśmy na Księżycu. Jutro wchodzimy na pokład "Discovery" i nie wiem, kiedy znowu będę miał czas, by z tobą rozmawiać. Ale zanim skończę, chciałbym ci powiedzieć, stary przyjacielu, coś jeszcze. Chodzi o Caroline. Ona nigdy nie chciała zrozumieć, dlaczego muszę lecieć, i chyba nigdy mi tego nie wybaczyła. Dla niektórych kobiet miłość nie jest tylko jedną z tych rzeczy. Jest dla nich po prostu wszystkim. I może mają rację... W każdym razie, już za pózno na dyskusje. Spróbuj ją rozweselić, jeśli będziesz miał chwilę czasu. Mówi mi, że chce przenieść się na kontynent. Obawiam się, że jeśli to zrobi, to... Jeżeli dodzwonisz się do niej, pociesz ją, a szczególnie Chrisa. Tęsknię za nim bardziej, niż mogę się przyznać. Jeśli wujek Dmitrij powie mu, że tata go ciągle kocha, to uwierzy. Powiedz im, że wrócę do domu najszybciej, jak będę mógł. Rozdział siedemnasty Wejście na "Discovery" Nawet w najbardziej sprzyjających warunkach nie jest łatwo wejść na porzucony statek. W rzeczy samej, może się to okazać bardzo niebezpieczne. Walter Curnow znał tę abstrakcyjną formułę. Nigdy jednak nie miał okazji jej sprawdzić, dopóki nie zobaczył stumetrowej konstrukcji "Discovery" obracającej się bezładnie w przestrzeni, w bezpiecznej odległości od "Leonowa". Przed wielu laty tarcie spowodowało zatrzymanie wirówki "Discovery", przenosząc jednocześnie jej prędkość kątową na cały statek. Obecnie obracał się wokół własnej osi niczym wyrzucona w powietrze wielka batuta kapelmistrza orkiestry wojskowej. Ich pierwsze zadanie polegało na wstrzymaniu tego obrotu, gdyż sprawiał on, że statek był nie tylko niesterowny, ale i niedostępny. Nakładając w śluzie powietrznej skafander i patrząc na Maksa Brajlowskiego, Curnow jak rzadko kiedy czuł się niekompetentny, a nawet gorszy. Zadanie, które mieli wykonać, nie należało do zakresu jego obowiązków. Kilkakrotnie usiłował to wyjaśnić, mówiąc ponuro: "Jestem inżynierem kosmicznym, a nie kosmiczną małpą". Ktoś jednak musiał wykonać tę pracę. Tylko on posiadał odpowiednie umiejętności, by wyrwać "Discovery" z potrzasku lo. Maks i jego koledzy, posługując się nie znanymi im przyrządami i diagramami, z pewnością nie daliby sobie rady. Przywrócenie gotowości operacyjnej statku trwałoby za długo, podczas gdy "Discovery" coraz bardziej zbliżał się do siarkowego morza lo. - Chyba się nie boisz? - zapytał Maks, kiedy wkładali hełmy. - Nie na tyle, by zanieczyścić skafander, ale boję się. Maks zakasłał. - Myślę, że twój strach pasuje w sam raz do naszej pracy. Ale nie martw się, dowiozę cię tam w jednym kawałku na... Jak wy to nazywacie? - Miotła. Bo jeżdżą na niej wiedzmy. - No tak. Jezdziłeś już na niej? - Kiedyś próbowałem, ale mi uciekła, i wszyscy uważali, że było to cholernie śmieszne. 42 Istnieją zawody, które stworzyły unikalne i tylko sobie właściwe narzędzia: robotnicy portowi udoskonalili hak, garncarze - wirujące koło, murarze wynalezli kielnię, a geolodzy wymyślili kilof. Ludzie, którzy spędzali większość czasu na konstrukcjach w stanie nieważkości, wynalezli... miotłę. Wyglądała bardzo prosto. Była to rura o długości jednego metra, miała podpórkę na nogi na jednym końcu i pętlę uchwytu na drugim. Po naciśnięciu guzika zwiększała swoją długość pięcio- lub sześciokrotnie. Wewnętrzne teleskopy umożliwiały wykonywanie najbardziej skomplikowanych manewrów. Podpórka na nogi mogła w razie potrzeby służyć za kleszcze lub hak. Rurę wyposażono w wiele innych urządzeń, wyglądała także na łatwą w obsłudze, co niestety było zwodnicze. Pompy powietrzne zakończyły pracę. Rozjarzył się napis WYJZCIE. Otworzyły się zewnętrzne drzwi śluzy i powoli wypłynęli w próżnię. "Discovery" koziołkował w odległości dwustu metrów orbitując wokół lo, który zajmował teraz połowę nieba. Jowisz znajdował się po drugiej stronie satelity. Nie przypadkiem wybrali taką konfigurację planety i jej księżyca: lo służył za tarczę, która chroniła przed prądem energetycznym łączącym obydwa ciała. Mimo to poziom promieniowania był niebezpiecznie wysoki. Mieli mniej niż piętnaście minut na znalezienie schronienia. Tuż po wyjściu Curnow stwierdził, że skafander nie bardzo na niego pasuje. - Na Ziemi leżał na mnie jak ulał. A teraz czuję się jak w garniturze po starszym bracie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |