Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] angielski dom wśród tej tajemniczej i niesamowitej sprawy, którą byliśmy zaprzątnięci. A im bardziej się nad wszystkim zastanawiałem, tym bardziej tajemniczo i niesamowicie rysowała się ona przede mną. Trzęsąc się w doro\ce po cichych, oświetlonych gazem uliczkach, rozpamiętywałem cały łańcuch dziwnych wydarzeń. A więc najpierw zasadniczy problem. Ten był zupełnie wyrazny. Zmierć kapitana Morstana, przesyłka pereł, ogłoszenie, list wszystko zupełnie jasne, ale wiodące do głębszej jeszcze i znacznie tragiczniejszej tajemnicy. Skarb z Indii, zagadkowy plan znaleziony wśród rzeczy Morstana, dziwna scena, jaka się rozegrała tu\ przed śmiercią majora Sholto, odnalezienie skarbu, po którym natychmiast nastąpiła śmierć znalazcy, przedziwne okoliczności towarzyszące zbrodni, ślady stóp, niezwykła broń, słowa nabazgrane na kartce, identyczne ze słowami na planie kapitana oto cały labirynt, w którym człowiek mniej utalentowany ni\ mój przyjaciel zgubiłby się niezawodnie. Pinchin Lane była rzędem obdrapanych dwupiętrowych domków z surowej cegły. Musiałem kilka razy zapukać pod numer trzeci, zanim ktoś się odezwał. Wreszcie jednak za zapuszczonymi roletami mignęło światło, a w górnym oknie ukazała się czyjaś twarz. Idz precz, pijany włóczęgo zawołał jej właściciel. Je\eli nie przestaniesz robić hałasu, otworzę drzwi psiarni i wypuszczę na ciebie wszystkie czterdzieści trzy psy, jakie mam. Niech pan wypuści tylko jednego z nich, a cel mój zostanie osiągnięty odpowiedziałem. Wynoś się krzyczał głos z okna jak mi Bóg miły, mam tutaj w torbie \miję i zaraz spuszczę ci ją na głowę, je\eli nie przestaniesz. Ale kiedy ja potrzebuję psa odkrzyknąłem w górę. Nie kłóć się ze mną wrzasnął pan Sherman. Uwa\aj dobrze, liczę do trzech, a potem rzucam \miję. Pan Sherlock Holmes& zacząłem tylko, słowa te miały jednak widocznie jakąś magiczną siłę, bo okno natychmiast się zamknęło, a po chwili drzwi domu odryglowano i otworzono. Pan Sherman był chudym, wysokim starcem o przygarbionych plecach, \ylastej szyi i oczach ukrytych za niebieskimi szkłami. Przyjaciel pana Sherlocka Holmesa jest tu zawsze mile widziany rzekł. Proszę, niech pan wejdzie. Niech pan uwa\a na tego borsuka, bo gryzie. Ach, brzydalu jeden& ostrzysz sobie zęby na tego pana? Słowa te skierował do zwierzaka, który właśnie wysuwał przez pręty klatki swą złośliwą mordkę o czerwonych oczach. Proszę nie zwracać uwagi, to nie \mija, tylko padalec, więc pozwalam mu łazić po mieszkaniu i tępić owady. Niech mi pan nie bierze za złe, \e byłem mo\e trochę niegrzeczny początkowo, ale to dlatego, \e wcią\ dokuczają mi dzieci, coraz to przychodzą i stukają do drzwi. Czego sobie \yczy pan Holmes, proszę pana? Chce jednego z pańskich psów. Aha, pewno chodzi o Toby ego, Tak, tak, to miał być Toby. Toby zajmuje numer siedem, tutaj na lewo. Ze świecą w ręku ruszył powoli naprzód wśród swojej dziwacznej zwierzęcej rodziny. W niepewnym, migotliwym świetle widziałem wszędzie błyszczące oczy, wpatrzone w nas ze wszystkich zakamarków mieszkania. Nawet krokwie obsiadły ró\ne zaspane ptaki, które leniwie przestępowały z nogi na nogę, zbudzone naszą rozmową. Okazało się, \e Toby to brzydkie, długowłose i kłapouche stworzenie trochę spaniel, trochę legawiec, a najbardziej kundel w brązowe i białe łaty, o niezgrabnym, kaczkowatym chodzie. Po krótkiej chwili wahania przyjął ode mnie kawałek cukru, który dostałem od starego zoologa, a kiedyśmy się w ten sposób zaznajomili, poszedł ze mną bez sprzeciwu. Biła właśnie trzecia na zegarze, gdy znalazłem się z powrotem w Pondichery Lodge. Eks bokser McMurdo został tymczasem aresztowany jako zaplątany w zabójstwo i w towarzystwie pana Sholto odmaszerował na posterunek policji. Bramy strzegło dwu policjantów, skoro jednak wymieniłem nazwisko detektywa, przepuścili mnie razem z psem. Holmes stał na progu z rękami w kieszeniach, pykając fajkę. Aha, masz go powiedział dobry piesek, dobry& Athelney Jones poszedł sobie. Odkąd odjechałeś, byliśmy tu świadkami jego niesłychanie energicznej działalności. Zaaresztował nie tylko naszego przyjaciela, Thaddeusa, ale tak\e odzwiernego, gospodynię i hinduskiego słu\ącego. Poza jednym sier\antem na piętrze i nami nie ma w domu \ywego ducha. Zostaw psa tutaj i chodz ze mną na górę. Przywiązawszy Toby ego w hallu do nogi stołu, poszliśmy na górę. Pokój wyglądał tak samo jak poprzednio, z tą ró\nicą, \e ciało przykryto prześcieradłem. Znudzony policjant tkwił w kącie. Niech mi pan po\yczy swojej latarki, sier\ancie rzekł mój towarzysz. Uczep mi ją na szyi tak, \eby wisiała z przodu. Dziękuję. Teraz muszę zdjąć buty i skarpetki. Zabierz je ze sobą na dół, Watsonie. Zamierzam zrobić małą wspinaczkę. I umaczaj moją chusteczkę w kreozocie. Wystarczy. A teraz chodz ze mną na chwilę na strych. Przecisnęliśmy się przez dziurę. Holmes jeszcze raz oświetlił ślady stóp odciśnięte w kurzu. Zwróć specjalną uwagę na te ślady rzekł. Czy zauwa\yłeś w nich coś szczególnego? Chyba to, \e pozostawiło je dziecko albo jakaś drobna kobieta odpowiedziałem. Nie, myślę o czymś innym, nie o wielkości. Nic cię w nich nie uderza? Zdaje mi się, \e nie ró\nią się niczym od innych. Nic podobnego. Spójrz uwa\nie. Oto odcisk prawej stopy. Teraz ja postawię swoją nogę [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |