Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] krainy niedostępnej śmiertelnikom, zjawiło się. Sabat patrzył w napięciu. Czuł, jak rośnie w nim lęk. Widział jak obok ołtarza, na ścianie, zaczyna gęstnieć początkowo ledwie dostrzegalny cień o kształtach... kobiety, nagiej kobiety, kobiety, która w wyzywającym geście wyciągnęła najpierw jedną, potem drugą nogę. Jej piersi kołysały się delikatnie. Sutki miała pełne i jędrne. Jej figura podnieciłaby każdego mężczyznę. Na każde skinienie mężczyzni czołgaliby się w upokorzeniu przed jej zmysłowym ciałem. Potem, gdy cienie opadły, pojawiła się twarz, promiennie piękna, i oczy, które płonęły jak rozżarzone węgle. Nozdrza miała rozchylone, jakby rozkoszowała się cierpkim odorem brudnego pokoju. Jej pełne usta rozchyliły się w uśmiechu, który przypominał uśmiech głodnej 176 lwicy, gdy czuje świeże mięso. Gdy spojrzała na Yallina, Sabat zauważył w jej oczach pogardę. Potem zaczęła przyglądać się malutkiej postaci, która zaczęła się wiercić i płakać. - Spójrz na mnie, Yallin - jej głos zabrzmiał z siłą burzy. - Karm twe oczy widokiem Lilith i wypowiadaj swe myśli! Yallin mówił o swych żądzach przytłumionym szeptem, a ślina zbierała mu się w- małe bańki na wargach, które potem pękały i opadały na podłogę. Starcem zawładnęły młodzieńcze namiętności. Dziecko cicho płakało, jakby pogodziło się ze swym przeznaczeniem. - To chyba nie wszystko? - z pogardą w słowach Lilith chłostała skuloną postać. - Przede wszystkim pożądasz władzy. Władzy nad śmiertelnikami, czyż nie? Siły, by twoją wolę uczynić ich wolą, by kazać im wypełniać twe rozkazy, tak jak ty wypełniasz moje. - Oni... oni... oni... - głos Pierre'a Yallina zamarł, a drżący palec wskazywał malutką ofiarę. - Głupcze! - warknęła. - Czy nie zdajesz sobie sprawy, że mogłabym zabrać to dziecko, kiedy tylko miałabym na nie ochotę? Dajesz mi tylko to, co mi się należy. Skulony Yallin leżał na podłodze, nie kwestionując prawdziwości jej słów. - Mimo to - Lilith śmiała się, a jej rysy nieco zmiękły - byłeś moim wiernym sługą przez te wszystkie lata. Wykonywałeś rozkazy bez komentarzy. I za to wszystko należy ci się nagroda. Sabat dostrzegł jak małpia twarz Yallina unosi się. Poczucie ulgi zabłysnęło w jego głęboko osadzonych oczach. Stary człowiek nagle zdał sobie sprawę, że nie wszystko 177 stracone. Mruczał jakieś niezrozumiałe podziękowania, obiecując nieustanne oddanie Siłom Zła. Lecz naga bogini spoglądała już tylko na szamocące się dziecko i wyciągała w kierunku ołtarza rękę. Po chwili wzięła małą i zaczęła tulić do piersi. Dziewczynka uspokoiła się. Jej bezzębne usta otworzyły się w nadziei na dostęp do nabrzmiałych sutków. Lilith pochyliła się. Pozwoliła dziecku ssać swe piersi. Nawet Sabat nie potrafił domyślić się, co stanie się za moment. Wstrząs i przerażenie spowodowane tym spektaklem sprawiły, że nieomal nie spadł z belki. Lilith pochyliła głowę nad dzieckiem jak kochająca matka, która ma zamiar pocałować maleństwo w czasie karmienia. Wyraz jej nabrzmiałych ust ednak nie miał w sobie nic z miłości czy życzliwości. Przyssała się do malutkiej szyjki jak krwiożercza pijawka. Dziecko tylko raz krzyknęło, wymachując rączkami i nóżkami. Po chwil opadło. Rozległ się chłepczący dzwięk. Kobieta zachowywała się, jakby piła gorącą herbatę. Słychać było też równomierne kapanie. Czarna ciecz rozpryskiwała się na podłodze. Gdy uniosła głowę, jej wargi były wymazane krwią, a oczy błyszczały. Straszna żądza została nasycona. Dziecko zwisało bezwładnie - kłębek przesiąknięty krwią. Trudno w nim było rozpoznać małą istotkę sprzed kilku minut. Krew cały czas kapała. Lilith odsunęła dziecko. Najwyrazniej chciała, by Pierre Yallin zabrał je. Zachowywała się jak gość, który oddaje pustą filiżankę. - Wezcie... pijcie... - jej słowa brzmiały straszliwym bluznierstwem - oto ciało moje, moja krew, niech moc będzie w tobie. Vallin! %7łałosna postać z podłogi chciwie chwyciła niemowlę. 178 Był tak osłabiony i wyczerpany przeżyciami, że o mało nie upuścił córki. Niezręcznie przyciągnął dziewczynkę ku sobie. Jego usta gorączkowo szukały otwartej rany na szyi dziecka. Znalazł ją. Ssał głośniej niż Lilith. Zadowalał się resztkami, które ona mu pozostawiła. W końcu resztka sił opuściła go i krwawe zawiniątko uderzywszy głucho o podłogę, potoczyło się. Dziwne, nierzeczywiste światło zdawało skupiać się na poranionej szyjce. - Władza należy do ciebie, Vallin. - Lilith wycofała się bezszelestnie w cień. Widać było jedynie jej sylwetkę. Rysy zatarł mrok. - Nasączony jesteś moimi własnymi siłami na zawsze: w tym i w przyszłym życiu, i każdym następnym. Umrzesz i żyć będziesz znowu i, być może, kiedyś się spotkamy. Kto wie. Takie sprawy są tajemnicą nawet dla mnie. Będziesz jednak nadal mi służył i kiedy ostatecznie sięgnę po władzę nad wszystkimi śmiertelnikami, będziesz siedział na honorowym miejscu, obok mego tronu. Nie obawiaj się śmierci. Będziemy znowu żyć razem. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |