Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

brak piątej klepki.
Kilkanaście minut pózniej zatrzymali się przed dużym,
szarym, ceglanym budynkiem otoczonym wysoką siatką.
Chase obserwował z odległości pół kwartału, jak Elena wy-
siada i przechodzi przez bramę. Poprosił kierowcę, by zacze-
kał, a sam szybko poszedł sprawdzić, o co chodzi. Niedaleko
zaszedł. Elena nie weszła do budynku. Siedziała na ławeczce
przy czerwonym plastikowym stoliku piknikowym, na ubo-
czu placyku wyglądającego jak podwórko szkolne.
Patrzył, jak dzieci w różnym wieku ją otaczają. Zmiała się,
dotykając każdego z nich, ich głów, ramion, policzków. Roz-
mawiała, żartowała, jej ręce poruszały się błyskawicznie cały
czas. Sięgnęła do torby po przyniesione rzeczy.
Dopiero po dłuższej chwili się zorientował, że dzieci były
dużo cichsze, niż się spodziewał, a gesty Eleny nie były tylko
objawem jej radosnego nastroju. Rozmawiała w języku mi-
gowym. Kłębiące się wokół niej dzieci nie słyszały. Chase ro-
zejrzał się. Znalazł tabliczkę na budynku - to była szkoła dla
głuchoniemych. A Elena komunikowała się z nimi równie
łatwo jak z kimkolwiek innym... może nawet jeszcze lepiej.
Nie, nie chciał tego widzieć ani nawet w ogóle o tym wie-
60
S
R
dzieć. Sprawdził, czy taksówka czeka. Wrócił wzrokiem do
szkolnego podwórka. Dzieci ją uwielbiały, były zachwycone
prezentami i poświęcaną im uwagą. A jemu się coś w środ-
ku przewracało od tego, bo cała ta sytuacja była namacalnym
dowodem, że Elena nie jest już tą płytką, pustogłową dziew-
czyną, którą znał dwadzieścia lat temu. Z zamętem w głowie
wrócił gniewnie do taksówki i polecił się zawiezć do hotelu.
Złościł się całą drogę. Z trudem się powstrzymywał od gada-
nia do siebie. Kierowca się upewnił, że wiezie wariata.
Nie chciał widzieć Eleny jako miłej, troskliwej kobiety,
która zna język migowy i woli spędzać czas w Las Vegas na
zabawie z niepełnosprawnymi dziećmi niż na zakupach i ob-
ciążaniu jego karty kredytowej.
Ponieważ Chase był tak zdenerwowany, gdy wczoraj się tro-
chę spózniła, dziś Elena wróciła sporo wcześniej. Była spocona,
lepiła się od upału i z utęsknieniem myślała o szybkim prysz-
nicu. Ku jej zaskoczeniu, kiedy weszła, apartament był pusty.
Spodziewała się zastać Chasea przy stole, pracującego na lap-
topie, albo w sypialni, szykującego się do wyjścia. No cóż, może
wciąż pracował albo któreś spotkanie się przeciągnęło?
Rzuciła torbę w kąt, odłożyła okulary na wąski blat w ku-
chence i skierowała się do łazienki. Pół godziny pózniej wy-
szła stamtąd odświeżona i owinięta dwoma ręcznikami, na
głowie i nad biustem. Podśpiewywała sobie pod nosem, za-
topiona w myślach, i zauważyła Chasea dopiero, kiedy pod-
niosła wzrok. Stał po drugiej stronie łóżka.
61
S
R
Podskoczyła, przyciskając dłoń do serca.
- O matko, ale mnie przestraszyłeś! Powinieneś był zapukać
do łazienki albo krzyknąć, że już jesteś. - Podeszła do toaletki,
zaczęła wysuwać i zamykać szuflady, wyciągając poszczególne
części bielizny. - To nie potrwa długo, jestem prawie gotowa.
- Daj sobie spokój.
Tak słowa, jak i chłód w jego głosie zatrzymały ją w pół
ruchu. Zamarła ze zwisającymi z palców czarnymi, przezro-
czystymi, wysoko wyciętymi majteczkami.
- Jak to? - zapytała, starając się powstrzymać wyobraznię.
Chase Ramsey nie był najmilszą osobą, jaką w życiu spotka-
ła. Jakieś spotkanie mogło mu pójść zle i teraz się na niej od-
grywał. - Dziś idziemy znowu na kolację, prawda? Czy nie
chcesz, żebym się wystroiła, tak żeby zrobić mocne wrażenie
na twoich partnerach?
Uśmiechnęła się przy tym i poruszyła uwodzicielsko bio-
drami.
Wyraz jego twarzy się nie zmienił.
- Ja mam spotkanie - odparł w końcu, głosem tak lodo-
watym, że poczuła się jak polana zimną wodą po jeszcze wil-
gotnym i chłodnym ciele. - Twoja obecność nie jest koniecz-
na. Wrócę za kilka godzin.
Stała nieruchomo, ogłuszona jego oświadczeniem i na-
głym wyjściem.
Dlaczego, na miłość boską, Chase nagle uznał, że jest mu
niepotrzebna, skoro jej obecność na spotkaniach była jedy-
ną przyczyną szantażu i przywiezienia jej tutaj? I co ozna-
62
S
R
czała ta zmiana jego podejścia? Bywał twardy, czasem wręcz
okrutny. Przynajmniej w stosunku do niej; nie miała poję-
cia, jak się odnosił do przyjaciół i rodziny. Dobrze wiedzia-
ła, dlaczego ją traktował w ten sposób, i że - według niego
- zasługiwała na to.
Lecz ostatnio, od przyjazdu do Las Vegas i dzielenia tego
ogromnego luksusowego apartamentu, był inny. Myślała, że
zmiękł trochę w stosunku do niej, że powstaje pomiędzy ni-
mi nić porozumienia. Musiała też przyznać sama przed sobą,
że zaczyna coś do niego czuć.
Nie posunęłaby się do stwierdzenia, że go kocha, przecież
nie można kochać mężczyzny, który myśli tylko o zemście na
niej. Lecz jakoś powoli zaczęła odczuwać zadowolenie z tego,
że została wmanewrowana w zostanie jego kochanką. Wątpi-
ła, by w jakichkolwiek innych okolicznościach mieli szansę się
zejść, a teraz, kiedy spędzili tak dużo czasu razem, zdała sobie
sprawę, że nie miałaby nic przeciwko związaniu się z nim.
Chase najwyrazniej miał inne plany. Ze sposobu, w jaki ją
teraz potraktował, wynikało, że nie tylko nie chce jej udzia-
łu w spotkaniu, ale może nawet w ogóle zrezygnować z jej
towarzystwa.
Upuściła majteczki do szuflady i zatrzasnęła ją. Pomasze-
rowała do łazienki, zrzuciła ręczniki i włożyła puszysty szlaf-
rok hotelowy. Nigdy jeszcze nie nosiła takiego, woląc przy-
wieziony ze względu na Chase'a bardziej seksowny zestaw.
Do diabła z nim. Od tej chwili skupi się na wygodzie. Będzie
nosić, co jej się żywnie spodoba, mając w nosie jego prefe-
63
S
R
rencje. A na pewno już jej nie dotknie. Jeśli tylko spróbuje,
złamie mu rękę i kopnie tam, gdzie to naprawdę zaboli.
Przechodząc do salonu, zgarnęła menu. Znalazła kilkana-
ście pozycji sprawiających wrażenie apetycznych i zamówiła
wszystkie. Ha! Mogła nie wykorzystywać jego karty kredyto-
wej, ale przynajmniej podbije rachunek za pokój.
Resztę wieczoru spędziła zwinięta na za miękkiej sofie,
opychając się i zmieniając kanały w telewizorze. Jakoś nic jej
nie zainteresowało, a potężne ilości jedzenia nie wypełniały
dręczącej ją pustki.
Było już koło dziewiątej; kiedy usłyszała szuranie karty-
-klucza w drzwiach. Stężała, zbierając się w sobie do stawie-
nia czoła Chaseowi.
Drzwi się otworzyły, zamknęły i usłyszała, jak podchodzi
do niej. Całej siły woli potrzebowała, by nie odwrócić głowy
i nie spiorunować go wzrokiem, tylko patrzeć w telewizor,
udając zaabsorbowanie kryminałem.
Im bliżej sofy był Chase, tym silniejsze ciarki przebiegały
jej po skórze, jeżąc wszystkie włoski na ciele. Wciąż udawała,
że go nie dostrzega.
- Eleno - odezwał się po chwili.
Mówił zduszonym głosem, ale nie odpowiedziała.
- Eleno - powtórzył, tym razem bardziej miękko. - Nawet
na mnie nie spojrzysz?
Zacisnęła zęby, żeby nie powiedzieć czegoś naprawdę ra-
niącego. Zamiast tego pogłośniła telewizor.
- Niech to diabli, Eleno. - Pochylił się, pojawiając się w jej
64
S
R
polu widzenia, i zabrał jej pilota. Rzucił go na fotel, poza jej
zasięgiem.
Z trudem panując nad złością, spuściła podwinięte no- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.
    ) ?>