Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czucie, że się skądś wywodzisz. Bezpieczeństwo to również rodzi-
na i pod tym względem miał szczęście. Ryan też zasługuje na to.
Może gdyby Dulcie wiedziała, że nie wyrwie jej z życia, jakie lu-
bi, że może na nim polegać, zgodziłaby się na ślub? Chyba powin-
na. Ryan miałby ojca, a ona męża, który nie opuszczałby domu.
Przecież może tak być! Myśl o własnym ranczo była tak pod-
niecająca, że ręce zaczęły mu drżeć i nie mógł utrzymać w nich
aparatu. Przecież może fotografować i prowadzić ranczo. Swoje
własne. Mieć kawał ziemi, zniszczone od pracy ręce, walczyć z
chwastami, mieć wspaniałe stado, ujeżdżać konie.
Nagła myśl przerwała te marzenia. A może siostrzenica Mosera
znalazła już kupca?!
Skoczył na równe nogi i popatrzył na zegarek. Jeśli zatelefonuje
teraz, to jego doradca finansowy może zająć się sprawą jeszcze
dziś. Podniecony tą myślą, ruszył w stronę domu, ale natychmiast
przypomniał sobie o Ryanie i aparacie. Chwycił dziecko na ręce
tak gwałtownie, że malec wykrzywił usteczka do płaczu.
93
S
R
- Teraz nie płacz, synku. - Przytulił małego do siebie i zdjął
aparat ze statywu. - Twój tatuś wciela marzenia w czyn.
- Byłam dzisiaj u lekarza.
Dulcie patrzyła na Tye'a wstrzymując oddech. Podniósł głowę
znad gazety. Byli sami w salonie. Day i Angel położyli Beth Ann i
sami też poszli spać. Twierdzili, że są bardzo zmęczeni. Dulcie
wiedziała jednak, że mają na górze drugi telewizor, ale w jakiś
sposób czuła się winna, że nie mogli czuć się swobodnie we wła-
snym domu.
Właściwie to im nie przeszkadzali. Oboje albo siedzieli w mil-
czeniu, albo zajmowali się Ryanem. Cały czas starannie unikali ja-
kiejkolwiek bliskości.
Tye popatrzył na nią, ale nie mogła odszyfrować wyrazu jego
twarzy.
- Wszystko w porządku?
- Jestem zdrowa jak rybka. - Popatrzyła na Ryana, który leżał
na jej kolanach, machając energicznie nóżkami. - Mam oficjalne
zezwolenie, by robić, co tylko zechcę.
- To świetnie. - Zawahał się, jakby chciał coś jeszcze dodać,
potem potrząsnął przecząco głową i wstał. - Chyba pójdę spać.
Dobranoc.
Była kompletnie zaskoczona jego zachowaniem. Dobranoc?
Powiedział dobranoc i po prostu poszedł sobie spać.
Trzy godziny pózniej leżała w łóżku, wpatrując się w sufit po-
koju. Nie mogła spać.
Jeszcze ciągle miała twarz czerwoną... ze wstydu. Tye nie zare-
agował na ukrytą informację, kiedy od niechcenia wspomniała o
wizycie u lekarza. Prawdę mówiąc, po prostu uciekł z pokoju.
94
S
R
Cały dzień myślała o nim, omal nie wjechała do rowu w drodze
powrotnej, a on skwitował tę pomyślną nowinę krótkim  to świet-
nie".
Nie zapraszała go tutaj. Nie chciała, żeby ciągle był przy niej.
Nie pragnęła, by jego obecność wytrącała ją z równowagi. Wyda-
wało jej się, że nie chce gorących pocałunków, że nie potrzebuje
jego zapewnień o miłości. Była na siebie zła, że ma ochotę błagać
go, by się z nią kochał.
Odrzuciła kołdrę, usiadła i sięgnęła po szklankę stojącą na noc-
nym stoliku. Była pusta.
Miała chęć rzucić nią o ścianę, nie zważając na hałas, ale nigdy
w życiu nie kierowała się impulsem, to znaczy aż do chwili, gdy
poznała Tye'a.
Wstała z łóżka, wzięła szklankę i boso zeszła do kuchni. Nalała
wody i popijała ją oparta o blat. Od dnia kiedy była przekonana, że
koń zranił Tye'a, nie mogła myśleć o nikim innym.
Najpierw była pewna, że coś mu się stało. A kiedy zaczął się
śmiać, coś się w niej otworzyło. Chciała krzyczeć, że o nią nie dba
i nie liczy się z jej uczuciami.
Uczucia! Przecież on nawet się nie spodziewa, że ona go ko-
cha...
Miłość. Do diabła z nią! Zupełnie nie miała jej w planach. Od
jakiegoś czasu robiła wszystko, aby za wszelką cenę zagłuszyć
głos serca. Właściwie robi tak od dnia, kiedy się poznali. Nie chce
przyznać się, że jej sąsiad i przyjaciel jest dla niej kimś więcej, a
odkąd przyjechał na ranczo, zaczęła jeszcze bardziej uciekać przed
tym uczuciem.
Kocha go! Poczuła nareszcie i ulgę, i radość, gdy się sama przed
sobą do tego przyznała. Po raz pierwszy pozwoliła sobie na
95
S
R
przywołanie wizerunku Tye'a i napawanie się szczegółami. Pamię-
tała, jak fascynujące są jego usta. dołek w podbródku i sposób, w
jaki odgarnia z czoła kosmyk włosów, kiedy zabiera się do zrobie-
nia zdjęcia. Pamiętała jego oczy i gorące spojrzenia, które czuła na
sobie każdego dnia.
Ze szklanką w ręku wyszła z kuchni i zaczęła wolno wchodzić
po schodach. Już na górze zawahała się na moment przy drzwiach
swojego pokoju, minęła je i weszła do sypialni Ryana.
Zaraz po powrocie ze szpitala sypiał w jej pokoju. Tak trwało,
dopóki nie ustalił sobie własnego dwudziestoczterogodzinnego po-
rządku. Bardzo szybko nauczył się spać w nocy po pięć, sześć go-
dzin i wtedy przeniosła go do dziecinnego pokoju, by samej móc
się lepiej wyspać.
Lampka nocna oświetlała całe pomieszczenie. Dulcie stanęła
przy kołysce, wpatrując się w Ryana, który spał słodko, posapując.
Ogarnęło ją uczucie szczęścia. Nie była sama. Miała kogoś, kogo
mogła kochać.
Nagle wyczuła, że jeszcze ktoś jest w pokoju. Odwróciła się i
zobaczyła w drzwiach potężną sylwetkę Tye'a. Podszedł do niej i
pochylił się nad łóżeczkiem.
- Wszystko w porządku? - zapytał szeptem.
Uśmiechnęła się serdecznie widząc, z jakim zachwytem wpatruje
się w swojego syna.
- W porządku - odpowiedziała i natychmiast przestała myśleć
o dziecku. Tye zaabsorbował całą jej uwagę. Serce zaczęło bić jej
szybko, oddech miała przyspieszony. Wpatrywała się w mężczy-
znę, którego kocha.
Nie miał na sobie koszuli. W pośpiechu nie zdążył zapiąć guzi-
ka spodni i widziała pasmo gęstych włosów biegnące od pępka w
96
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.