Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Czy rzeczywiście tak było? Lubił flirtować z młodymi damami, miał wyścigową kariolkę i szalał na niej na drodze z Londynu do Brighton. I nic nie świadczyło o tym, by miał choć trochę charakteru, nawet jeśli wczoraj dotrzymywał towarzystwa pannie Honeydew i był dla niej wyjątkowo miły. - Wciąż mnie pani nie lubi - westchnął, choć, jak się jej wydawało, raczej z rozbawieniem niż ze smutkiem. - Ależ ja nie... - zaczęła. - Z pewnością tak. Proszę to przyznać. Przecież uczy pani swoje pupilki, że nie należy kłamać. Czy to się może wiąże z moją aparycją? - Doskonale pan wie - odparła ostrym tonem - że nie. Jest wręcz perfekcyjna. Pożałowała tych słów. O Boże, zachowała się jak niemądra pensjonarka! - Doprawdy? Czy nie sądzi pani, że kolor moich oczu byłby stosowniejszy dla kobiety? - Raczej nie. Dlaczego ta rozmowa przybiera tak kłopotliwy obrót? Czemu dotyka tematów osobistych? - Mam kuzynkę o fiołkowych oczach. Zawsze uważałem, że u niej są one bardziej na miejscu. - Nie odpowiem panu, przecież jej nie znam. - A zatem powodem nie jest mój wygląd, chyba że czuje pani niechęć do perfekcji. W takim razie musi chodzić o mój charakter. - Ależ nie żywię do pana żadnej urazy - zaprotestowała. - Pańskiemu charakterowi nie sposób czegoś zarzucić, prócz tego, że niczego pan nie bierze serio. - Bardzo mi to przypomina niemiłe powiedzonka, którymi ludzie poprzedzają przykre uwagi: Nie chciałbym być krytyczny, mój drogi, ale... Ileż potępienia kryje się w tym ale . No i w prócz tego . Ma mnie pani zatem za człowieka płytkiego. Chociaż nie było to pytanie, czekał na odpowiedz. Nie mogła mu zaprzeczać. - Tak, milordzie - odparła, rozglądając się za domkiem panny Honeydew. - Pewnie pani mi nie uwierzy, jeśli powiem, że od czasu do czasu zdarza mi się jednak pomyśleć o czymś całkiem poważnie. W takim razie chyba nie jestem aż tak płytki. Zawahała się. - Byłabym arogantką, nazywając pana kłamcą. - Dlaczego? - Whitleaf nachylił się ku niej tak bardzo, że przez chwilę, nim znów całą uwagę skupił na powożeniu, czuła jego oddech na policzku. - Bo pana dobrze nie znam. - Ach, panno Osbourne, a co by pani powiedziała, gdybym wyznał, że mimo słów wypowiedzianych przeze mnie przed chwilą, wciąż panią uważam za niewiarygodnie piękną, ale zbyt bezwzględną w sądach, a prócz tego nieczułą, niezdolną do głębszych uczuć lub do miłości? - Powiedziałabym - parsknęła gniewnie - że nic pan nie wie ani o mnie, ani o moim życiu. - Daremnie próbowała odsunąć się od niego. - No właśnie. - W jego głosie zabrzmiała satysfakcja. - Nic o sobie nie wiemy, dlaczego więc uważa pani, że jestem nic niewart? I skąd mam wiedzieć, ile pani jest warta? - Z pewnością - Susanna jeszcze mocniej zacisnęła dłoń na poręczy - wcale nie mamy ochoty poznać się wzajemnie. I dlatego odpowiedz na pańskie pytanie nie ma znaczenia. - Dla mnie ma. Chcę wiedzieć, kim jest panna Susanna Osbourne. I to bardzo. Zwłaszcza po zaskakującym odkryciu, że chciałaby pani wziąć udział w wyścigu do Brighton kariolka. Tego bym się nigdy po pani nie spodziewał. - Przecież ja nie... - zaczęła. - Za pózno. Już to pani ujawniła na wiele sposobów. Podejrzewam, że chciałaby pani wiedzieć jakich. Ja z kolei czuję potrzebę usprawiedliwienia mojej egzystencji przed kimś, kto uważa mnie za bezwartościowego hulakę. - Nie powiedziałam czegoś takiego! - krzyknęła. - O nikim bym się tak nie wyraziła. Poza tym czy odczuwa pan taką potrzebę wobec wszystkich znanych panu dam? Czy chciałby pan spowiadać się ze swego życia siostrom Calvert, pannie Krebbs lub Rosamondzie Raycroft? - Ach, skądże! - Dlaczego więc próbuje się pan usprawiedliwiać przede mną? - spytała z wyrzutem. - Tylko dlatego, że w odróżnieniu od innych kobiet obojętne mi są pańskie komplementy? - Być może - przyznał. - Ale jest też coś jeszcze. Ta śmiertelna powaga, która nie pozwala pani lękać się jazdy kariolka ani też cieszyć się nią jak należy. Podejrzewam, o zgrozo, że to oznaka wybitnej [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |