Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

noży, widelców i szpikulców od rożna uderzyła w Michaela. Anioł
Ciemności zatoczył się, kiedy ostrza wbijały się w jego ciało i krew trysnęła
na ściany, ale nie upadł. Billi chciała pomóc Kayowi, ale ojciec chwycił ją i
pociągnął w stronę drzwi. Elaine szła tuż za nimi, z metalową puszką
przyciśniętą do piersi. Za sobą słyszeli wybuchy i podmuchy wiatru. Podłoga
pękała, a ściany zaczęły się rozstępować. Cały budynek trząsł się gwałtownie.
Billi przykryła głowę, żeby uchronić się przed spadającymi kawałkami
sufitu. Schody wyginały się i trzeszczały. Drzwi były tuż przed nimi, ale
wydawało się, że nigdy do nich nie dotrą. Dom przechylił się i Billi upadłaby,
gdyby nie ojciec. Ostre, pokruszone kawałki cegieł uderzały ją w twarz. Nie
wiedziała, w którą stronę biec. Elaine wpadła na nią, uderzając głową.
Ogłuszający wiatr wtargnął na schody, niczym podmuch odrzutowca.
Rzuciła się do drzwi, które już prawie wylatywały z zawiasów. Niemalże
na kolanach Arthur i Billi podnieśli Elaine i wynieśli ją na ulicę.
Jej dom zamienił się w piekło. Z dachu pozostały tylko sczerniałe belki,
połowa ścian się rozpadła.
- Kay! - krzyczała Billi. Myślała, że szedł tuż za nimi, ale nie mogła go
dostrzec. Został w środku! Odwróciła się. Ojciec chwycił ją za rękę.
- Jest za pózno, Billi! Za pózno!
- Nie! Nie! - Walczyła z nim, krzycząc i wyrywając się, bijąc go pięściami.
Musi ratować Kaya! Arthur nie zważał na jej protesty, tylko trzymał ją coraz
mocniej.
- Już za pózno!
Odciągnął ją od płonącego budynku. Wielu ludzi w piżamach, szlafrokach
i naprędce narzuconych płaszczach wyszło na ulicę, wpatrując się w płonący
dom. Niektórzy robili zdjęcia.
Końcowy wybuch zwalił ich wszystkich z nóg. Ziemia zatrzęsła się, a
asfaltowa jezdnia popękała im pod nogami. Powietrze rozpromieniło się
nagle białym światłem, a Billi poczuła, że nie może wstać. Jedyne, do czego
była zdolna, to patrzeć w tę niezwykłą jasność.
Michael szedł ulicą, mijając ciała skręcone w bólu. Ubrania tliły się na
nim, a smugi dymu wiły wokół nóg. Z jego ciała wciąż sterczały noże i krew
oblepiała setki ran. Wyglądał jak odrażająca kopia świętego Sebastiana.
Puszka po ciasteczkach, która wypadła z objęć Elaine, leżała kilka metrów
od Billi. Dziewczyna próbowała się podnieść, ale nawet powietrze wydawało
się zbyt ciężkie. Nie mogła się ruszyć, nie mogła go powstrzymać.
Michael podniósł pudełko i zrzucił pokrywkę. Jego twarz ogarnęła jasność
bijąca z wewnątrz.
- Wreszcie. - Rozerwał folię, w którą zawinięto Przeklęte Lustro, i uniósł
je wysoko. - Wreszcie!
Złote światło, jaśniejsze od słonecznego, wylało się z Lustra. Najpierw
rozległy się szepty, potem śpiewy, aż w końcu krzyki, gdy energia
Obserwatorów, zamkniętych przez stulecia w jego wnętrzu, zaczęła się
przelewać do Ziemskiego Królestwa. Portal do Otchłani otwierał się coraz
szerzej i gorąco narastało. Billi zakryła uszy, aby uchronić je przed hałasem
niezliczonej liczby chórów. Zwiatło stało się oślepiające, a asfalt zaczął się
topić i parować.
Nagle rozległo się uderzenie pioruna i zapanował spokój. W niebie
zagrzmiało i pierwsze krople deszczu spadły na twarz Billi. Podniosła głowę.
Michael stał w poczerniałym kraterze roztopionego asfaltu. Obserwatorzy
gromadzili się wokół niego. Najpierw jako prawie niewidoczne cienie,
trzęsące się wokół światła, powoli przybierali ludzkie kształty. Każdy z nich
głośno krzyczał, kiedy ostatecznie przekraczał granicę bytów. Billi widziała,
jak się potykają, nadzy, wyczerpani, i upadają na ziemię. Czarne opary
spowijały ich formujące się ciała. Było ich coraz więcej, aż cała ulica zapełniła
się białymi wytatuowanymi postaciami. Michael podszedł do jednego z nich i
pomógł mu się podnieść. Popatrzyli na siebie, ich złote oczy wypełniała
nieziemska moc. Michael uścisnął go.
- Witaj, Arakielu - powiedział.
Inni również powstali z ziemi. Cienie wokół ich ciał falowały i otulały ich
jak ciężki ciemny materiał. Ich białe twarze świeciły anielskim światłem. W
rzeczy samej - Anioły Ciemności.
Michael wypuścił Przeklęte Lustro z dłoni. Billi podczołgała się, zawsze
istniała jakaś szansa. Wyciągnęła rękę.
Michael był szybszy. Spojrzał na nią i chwycił Lustro. Stopiło się jak masło
i długie smugi złota skapywały na ziemię spomiędzy jego palców, sycząc i
kamieniejąc.
Potem nachylił się i delikatnie uniósł jej twarz. Te oczy, w których
niegdyś dostrzegała tylko piękno i blask, teraz były oczami bezlitosnego
myśliwego. Ani śladu ciepła czy współczucia. Pochylił się nad Billi i
pocałował ją. Billi wzdrygnęła się, ale jego palce zacisnęły się na jej szczęce,
trzymając ją mocno. Czuła, jakby ktoś przyłożył jej do twarzy czajnik z
gotującą się wodą. Chciała krzyczeć, ale jego wargi zamykały jej usta. Potem
ją puścił.
Obserwatorzy zebrali się wokół swego wybawiciela.
- Chodzcie, mamy do wykonania boże dzieło - powiedział
Michael.
Odwrócili się i zniknęli w ciemnościach.
Billi wstała, zrobiła kilka kroków, potem się zachwiała, czując, jak ziemia
wiruje jej pod nogami. Odwróciła twarz w górę, do nieba, do zimnego
deszczu, bo cała płonęła. Czuła, jakby jego krople gotowały się, spadając na
jej skórę. Nie mogła oddychać. Powietrze wokół niej zgęstniało. Uszy
wypełnił przenikliwy pisk i ziemia usunęła się jej spod stóp. Jakieś ręce
chwyciły ją., ojciec coś do niej krzyczał. Widziała jego oczy, rozszerzone w
przerażeniu, ale go nie słyszała. Stalowe pazury rozszarpywały jej brzuch,
zgięła się i zaczęła wymiotować. Elaine podbiegła, żeby jej pomóc.
Widziała je, chmurę czarnych much, które powoli na niej siadały. Zaczęła
krzyczeć, kiedy wdzierały się jej do ust i oczu, ich bzyczenie słyszała głęboko
w mózgu. Dziko się rzucała, aby je odpędzić, ale siadały na niej coraz grubszą,
warstwą, aż okryły ją. Całą i jej oczy przesłoniła ciemność.
Na ziemię spadła dziesiąta plaga.
Rozdział 30
Nie żyje.
Kay nie żyje.
Wszyscy umarliśmy.
Unosiła się w powietrzu, lekka jak piórko. Czuła się bezpiecznie i było to
uczucie, którego nie doświadczyła od lat. Zmierć nie była taka najgorsza.
Kiedy zaczęła odczuwać, ból powrócił. Każdy oddech przypominał
połykanie tłuczonego szkła. Rozpalone igły wkłuwały się w każde ścięgno.
Czy po śmierci nie miało być spokojnie?
- Billi?
Ojciec był tuż przy niej, patrzył na nią. Niósł ją na rękach. Nie robił tego
od... Od wieków. Wycierał twarz w rękaw.
- Nie płacz. Jesteśmy prawie w domu.
Dom. A gdzie to było?
Widziała ciemne niebo tuż nad swoją głową, a na nim dwóch rycerzy na
jednym koniu. Templariusze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.