Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] pomieszczeniami i personelem pracującym, dała mi biały fartuch i razem stanęłyśmy przy wejściowych drzwiach, zaczynając pracę od przyjmowania niemowląt. Po zapisaniu obecności każdego dziecka umieściłyśmy je w odpowiednim pokoju. Umyłyśmy je, nakarmiły i ułożyły do snu. Podczas małej przerwy Jadzia zdążyła poinformować mnie o regulaminie w żłobku. Jej uwagi i wskazówki przyjmowałam chętnie. Z zapałem zabrałam się do swych obowiązków, żeby ulżyć Jadzi w jej ciężkiej pracy. Nie szczędziła mi komplementów, którymi dodawała mi otuchy. Zajęcia kończyłyśmy zawsze o tej samej porze. Kiedy matki wracały z pracy, po drodze zabierały swoje dzieci do domu na noc. W żłobku zostawały obie kierowniczki i ja. Reszta personelu i Jadzia wracała do swoich rodzin. Wieczorami przesiadywałam sama w swoim pokoiku. Któregoś wieczoru napisałam krótki liścik do mojej siostry Reni. Zawiadomiłam ją o moim nowym adresie i pracy. O wiele rzeczy pytać nie mogłam, musiałam się liczyć z ewentualnością przeczytania listu przez kogoś niepożądanego. Niespodzianie otrzymałam szybką odpowiedź, siostra donosiła mi, że przyjeżdża z chorym synkiem do Warszawy. Prosi o zamówienie lekarza pediatry, człowieka zaufanego, bo dziecko jest obrzezane. Na końcu listu podała adres, pod którym się zatrzyma, dzień i godzinę. Stroskana zastanowiłam się, jak to wszystko urządzić, żeby nie narażać nas na nowe niebezpieczeństwo. Porozmawiałam z Jadzią. Przeczytała list siostry i szybko odpowiedziała: - Znam kilku lekarzy specjalistów chorób dziecięcych. Bez obawy zaproszę któregoś z nich do żydowskiego dziecka. Podam adres i godzinę. Lekarz przyjdzie punktualnie. Nie zamartwiaj się niepotrzebnie. Ja także urządzę się w pracy sama. Ciebie dyskretnie zwolnię z obowiązków i dam sobie radę do twojego powrotu. Dzielna Jadzia znalazła rozwiązanie mojej trudnej sytuacji. Dzień przed przyjazdem siostry po pracy weszłam do żłobkowej kuchni, szukałam jakiegoś jedzenia dla siostrzeńca, żeby go czymkolwiek poczęstować. Znalazłam zasuszony owoc w kącie szafy, kawałek chleba i szczyptę cukru. To było wszystko, co mogłam zabrać. Następnego dnia rano wykąpałyśmy dzieci, nakarmiły i ułożyły do snu. Jadzia została z nimi, a ja wyszłam niepostrzeżenie. Pośpiesznie przemierzałam ulice, kierując się w stronę Starego Miasta. Mieszkała tam wdowa z córką, u której moja siostra była umówiona z synkiem. Lekko zapukałam do drzwi. Otworzyła mi Renia, obok niej stał Staś. Chciałyśmy paść sobie w ramiona, ale stłumiłyśmy nasze uczucia, aby nie wzbudzać podejrzenia. W napięciu oczekiwałyśmy lekarza. Właścicielka mieszkania usiadła w niedużej odległości od stołu i obserwowała nas. Nie odezwała się słowem. Spoglądała na nas złym okiem, jakby miała ochotę nas wyprosić. Na szczęście po chwili przyszedł lekarz. Wziął dziecko na ręce i położył na stole. Siostra podłożyła duży ręcznik, rozebrała Stasia, zostawiając go w majteczkach. Stanęła przy stole i zasłoniła sobą synka, żeby właścicielka nie mogła go zobaczyć. Ja stanęłam z drugiej strony stołu naprzeciwko siostry. Lekarz, mężczyzna wysokiego wzrostu, w średnim wieku, miał wyraz twarzy łagodny i spokojny. Wyjął instrumenty do badania uszu, gardła i nosa, posłuchał płuc i serca, na końcu sięgnął do brzuszka. W momencie kiedy doktor chciał ściągnąć majteczki dziecku, serce mi podskoczyło z obawy przed właścicielką mieszkania. Instynktownie zatrzymałam dłoń lekarza mówiąc, że chłopiec jest wstydliwy. Zrozumiał mój odruch, popatrzył na siostrę, na mnie i powiedział, że dziecko jest już po kryzysie, na dobrej drodze do całkowitego wyzdrowienia. Renia ucieszyła się z tej diagnozy. Odprowadziła lekarza do bramy i zapłaciła honorarium. Ja pilnowałam siostrzeńca, ubrałam go i zebrałam rzeczy. Siostra szybko wróciła, wzięła Stasia i żegnając się z właścicielką, wręczyła zapłatę za przysługę. Wyszłyśmy. Dopiero w bramie odetchnęłyśmy i Renia powiedziała: - W Płyćwie już cała wieś gada o nas, że jesteśmy Żydami. Musimy opuścić tę miejscowość. W najbliższych dniach wyjeżdżam z dzieckiem do Cegłowa w pobliżu Siedlec. Jeśli Bóg pozwoli nam przeżyć piekło hitlerowskie, wtedy znajdziesz nas pod napisanym na tej kartce adresem. Rozstałyśmy się bez słów, połykając łzy. Renia z synkiem śpieszyli na dworzec, a ja pędziłam do żłobka. Zdyszana wpadłam do dzieci, które już spały po obiedzie. Jadzia czuwała nad nimi. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |