Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] uwierzyłbym, gdybym tego nie widział na własne oczy. Moje gratulacje! Freddie kokieteryjnie zatrzepotała rzęsami. - Dzięki, szwagierka Pomyślałam, że pora już, żeby wreszcie przestała się kryć po kątach. Trzeba korzystać ze słońca. - Racja. Wyglądasz - zwrócił się do Bianki - wspaniale. Aż trudno uwierzyć, że to ta sama osoba, którą widziałem tak niedawno. 140 R S Przypominałaś maszkarę z jakiegoś horroru. Mam nadzieję, że samopoczucie też ci się poprawiło. - Owszem, dziękuję - powiedziała, umykając wzrokiem. - Dobrze sypiasz? - Tak. - A co z jedzeniem? Chyba już ci się skończyły zapasy. Jeżeli czegoś potrzebujesz, wystarczy, że zadzwonisz do naszego sklepu i zamówisz. Pamiętasz o tym, prawda? - Tak. Rozmawiali ze sobą jak obcy, uprzejmie i o niczym. Prawdziwy dialog prowadziły jednak ich oczy. Był to długi, męczący pojedynek. Bianka raz po raz przymykała powieki, odgradzając się od spojrzenia Gila; czuła, że ją bezustannie kontroluje. Zauważał drżenie warg, nerwowe ruchy rąk, wszystko. Wiedziała, że odgaduje bezbłędnie jej uczucia, i właśnie to było najgorsze. Nie chciała, żeby się domyślił, ile ją kosztuje najbanalniejsza nawet wymiana zdań. - Zapiaszczyłaś sobie rękę - powiedział i leciutko otrzepał piasek. Ten krótki dotyk, zaledwie muśnięcie, wystarczył, żeby zagrały w niej wszystkie nerwy i obudziło się pożądanie. Muszę stąd uciec, myślała ze wstydem i rozpaczą. To nie do zniesienia! Miała nadzieję, że wystarczająco zohydziła sobie wszelką zmysłowość, ale nie, reagowała tak samo, jak dawniej. Było w tym coś przerażającego. Uważała zawsze, że pożądanie jest częścią miłości, ale nie mieściło się jej w głowie, iż można aż tak pożądać, nie znając tego kogoś bliżej. Zaręczyny z Robem poprzedziła długa 141 R S znajomość. Ale nigdy, przenigdy nie działał na nią tak jak Gil, którego znała niecałe dwa tygodnie. Czy kiedykolwiek potrzeba dotknięcia go doprowadzała ją do obłędu? Czy szalała tak jak teraz z pożądania? Przestań! - nakazała sobie. Nie wolno tak myśleć. To świństwo! - A może wybralibyśmy się dziś razem na jakąś kolację? - zaproponowała Freddie, lecz Bianka wycofała się natychmiast. - Mnie nie bierzcie pod uwagę. Nie mam siły. - No to może jutro? Niedługo wyjeżdżamy i może już nie być okazji. Zgódz się, no, Bianka... Nie mogła odmówić. Byłoby to niegrzeczne wobec kogoś, kto okazywał jej tyle serca. Kiwnęła głową. - A ty, Gil? - Rozpromieniona Freddie zwróciła się do swego szwagra. - Przyjdziesz? Szare oczy zerknęły na Biankę, odczytując z jej twarzy napięcie i zdenerwowanie. - Jeśli Bianka będzie z nami, to z największą przyjemnością - usłyszała niski, nieco zakłopotany głos. Freddie wybuchnęła śmiechem. - Tak właśnie sądziłam. - Tyle że - dodał - jutro po południu muszę być w Nerja. Na czwartą umówiłem się z architektem; mamy tam obejrzeć miejsce pod nowy hotel. To może trochę potrwać i pewnie wrócę dość pózno. Ale o wpół do dziewiątej byłbym już wolny. - Co ty na to, Bianka? - zapytała Freddie. - Nie za pózno dla ciebie? 142 R S - Nie. - Wzruszyła ramionami, ale jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Gila miało nie być przez całe popołudnie. A zatem nadarzała się okazja... Z brzegu dobiegło wołanie i Freddie zerwała się z materaca. - Karl coś ode mnie chce. Na razie! Pobiegła w dół, zostawiając ich samych. Biankę ogarnęła panika. Szybko, żeby uniemożliwić Gilowi podjęcie jakiegokolwiek tematu, który mógł się okazać kłopotliwy, zapytała: - Chcesz gdzieś budować nowy hotel? Czy dobrze zrozumiałam? - Tak. W Nerja. Stał nad nią, potwornie się bała. - Gdzie to jest? Daleko stąd? - Mniej więcej godzinę jazdy, przy dużym ruchu półtorej. Chcesz się ze mną wybrać? - Nie. Zapadła cisza. - Bianka... - zaczął, lecz nie pozwoliła mu dokończyć. - Dziękuję za zaproszenie - powiedziała nienaturalnym głosem - ale zdążyłam się już przyzwyczaić do popołudniowej sjesty... A po co ci nowy hotel? Ten ci się znudził? - Nie, skądże, ale tutaj wszystko właściwie kręci się już samo. Nie jestem niezbędny. Mam ochotę na coś nowego. Wiesz... - mówił, zapalając się coraz bardziej - wymyśliłem sobie, że zbuduję centrum sportowe z hotelem. W sąsiedztwie budynku znajdą się pola golfowe, korty tenisowe i olimpijski basen. Chcę zatrudnić najwyższej klasy 143 R S profesjonalistów we wszystkich dziedzinach sportu i przyjmować gości, którzy się nim interesują. - Na to trzeba straszliwej forsy - powiedziała, zaskoczona rozmachem tego pomysłu. - Milionów - zgodził się pogodnie. - Sam nie podjąłbym takiego ryzyka - dodał, zauważając jej zdumienie. - Przedsięwzięciem zainteresowali się Amerykanie. Chcą inwestować w tym rejonie Hiszpanii i gotowi są wyłożyć ogromne sumy. Ja natomiast miałbym pełnić generalny nadzór nad budową kompleksu, a następnie zarządzać całością przez pierwsze dwa lata. Mój obecny zastępca obe- jmie natomiast stanowisko dyrektora tutaj. Właśnie wdrażam go do tej roli. - To wszystko brzmi jak bajka. Wyobrażam sobie, jakby Tom cieszył się z wakacji w takim miejscu. Uwielbia sport. - Ma piętnaście lat, prawda? Rozmawiałaś z nim ostatnio? Jak tam sobie radzą w domu? - Zwietnie. - Ucieszyło ją, że może mówić o domu, i od razu się odprężyła. O swoich dzieciach mogłaby opowiadać w nieskończoność, a poza tym w niezręcznej sytuacji był to temat autentycznie bezpieczny. - Tak przynajmniej twierdzą, ale podejrzewam, że żywią się hamburgerami i pizzą, a w domu panuje bałagan. Mam nadzieję, że przed moim powrotem raczą trochę posprzątać. - Lecisz dopiero za trzy dni? - Gil zerknął na nią spod przymkniętych powiek. 144 R S Kiwnęła głową, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest zemocjonowana. Marzyła, żeby już było jutro. Zaraz po wyjezdzie Gila zamierzała zatelefonować na lotnisko. Jeśli udałoby się zdobyć miejsce na najbliższy rejsowy samolot do Londynu, spakowałaby się szybko, zamówiła taksówkę i wyjechała bez pożegnania, zostawiając Freddie list z przeprosinami. Niemka tymczasem przybiegła zdyszana po kąpieli w morzu. - Ależ dzisiaj jest cudowna woda! Gil, nie masz pojęcia. Fantastyczna! Uklękła na materacu, mocno wytarła się ręcznikiem, nasmarowała kremem i wyciągnęła na słońcu. Bianka położyła się również i dość ostentacyjnie przysunęła do siebie książkę. - No to i ja pójdę popływać - powiedział, patrząc na nią. - Zobaczymy się pózniej. Pobiegł w stronę brzegu i trudno było nie zauważyć, że wzbudza spore zainteresowanie. Parę kobiet podniosło głowy, podobnie jak Bianka, otwarcie odprowadzając go wzrokiem. - Wspaniały, co? - miękko odezwała się Freddie i Bianka spojrzała na nią, oblewając się rumieńcem. - Słucham? Och... Szwagierka Gila uśmiechnęła się szeroko. - A co? Nieprawda? To piękny mężczyzna i bardzo zacny człowiek. Ma dobre serce, możesz mu ufać. Gdybym nie była zakochana we własnym mężu, sama bym się nim zajęła. Bianka zaśmiała się nienaturalnie. 145 R S - Oj, bo powiem Karlowi... - Mów sobie, mów. Karl bardzo go lubi. Był moim szwagrem, lecz traktowałam go jak brata. - Ty też jesteś dla niego kimś bliskim... - No cóż - Freddie spojrzała na nią niepewnie. - Związek z moją siostrą nie dał mu szczęścia, na które zasługuje. W małżeństwie miałby wiele do zaoferowania kobiecie... Nie chciałabym, żeby cierpiał po raz drugi. Bianka nie wiedziała, co odpowiedzieć. Zapadło milczenie. Freddie założyła słuchawki i zaczęła słuchać muzyki, ale o czytaniu nie było już mowy. Freddie, myślała Bianka, z pewnością dobrze zna Gila. Skoro tak się nim zachwyca, to widocznie ma powody. Refleksja ta wcale nie podnosiła jej na duchu. Nie chciała go ranić, nie mogła [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |