Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] ciemno. Poczuł jak nagle zaczyna go ogarniać uczucie klaustrofobii. Zbyt mało miejsca, by się poruszyć, niemal za mało, by oddychać. Musiał się tu schronić. Nie miał wyboru. Odsunął pokrywę i ustawił ją tak, by mógł bez trudu zasunąć ją od środka, po czym podszedł do skrzynki z bezpiecznikami, wyłamał łomem kłódkę i otworzył ją. Miał już zabrać się do wykręcania bezpieczników, kiedy przyszedł mu do głowy nowy pomysł. Podszedł do pożółkłych stosów gazet zalegających podłogę piwnicy. Z kieszeni wyjął pomiętą paczkę zapałek, którymi ostatnio przypalał papierosy. Zostały jeszcze trzy. Z paru kartek papieru skręcił zgrabny rulon. Włożył go pod pachę i zapalił zapałkę. Błysnęła i zgasła. Druga wypadła mu z drżącej dłoni i zgasła na cementowej podłodze. Trzecia zapaliła się. %7łółty płomień zaczął łapczywie pożerać papier. Jakiś szczur, być może przeczuwający co ma się wkrótce wydarzyć, przemknął mu pomiędzy nogami i zniknął w ciemnościach. Richards spieszył się. Mimo to odczekał, aż papier, który trzymał w dłoni nie rozbłyśnie wysokim na stopę płomieniem. Nie miał więcej zapałek. Ostrożnie wsadził prowizoryczną pochodnię w wąską szczelinę w sięgającej mu niemal do piersi papierowej ścianie i poczekał, aż ogień zaczął się rozprzestrzeniać. W jedną ze ścian piwnicy wmontowany 49 był zbiornik paliwowy. Prawdopodobnie wybuchnie. Richards po chwili namysłu uznał, że jest to nieuniknione. Pospiesznie powrócił do skrzynki z bezpiecznikami i zaczął usuwać je jeden po drugim. Wykręcił większość z nich, zanim światła w piwnicy zgasły. Wracał do studzienki wiedziony blaskiem bijącym od sterty płonących gazet. Usiadł na krawędzi z nogami w otworze, po czym wolno wsunął się do środka. Kiedy jego głowa znalazła się pod poziomem cementowej podłogi, przywarł całym ciałem do ściany kanału, by zachować równowagę i trzymając obie dłonie nad głową, zabrał się do roboty. Była to żmudna praca. Miał mało miejsca. Płomienie nabrały teraz jasnożółtego koloru. Słyszał szum buzującego ognia. Jego palce odnalazły krawędz otworu. Przesuwał je wolno dopóty, dopóki nie natknął się na ciężką pokrywę. Powoli ruszył ją z miejsca, napierając całym ciałem. Kiedy uznał, że pokrywa lada chwila powinna znalezć się w otworze kanału, zdecydował się na ostatnie, gwałtowne szarpnięcie i pociągnął z całej siły stalową płytę. Pokrywa z głośnym brzękiem usadowiła się w otworze. Opadła na skierowane ku górze dłonie Richardsa i mało brakowało, a połamałaby mu kości. Rozluznił mięśnie nóg i ześlizgnął się w dół jak dziecko na zjeżdżalni. Wnętrze kanału pokrywała gęsta warstwa mułu. Zsunął się dwanaście stóp w dół do miejsca, z którego ściek skręcał pod kątem prawie dziewięćdziesięciu stopni. Zaparł się nogami i stał tam jak pijak oparty o latarnię. Nie mógł dostać się do kanału poziomowego, bo kąt, pod jakim zakręcała rura ściekowa był zbyt ostry. Uczucie klaustrofobii rosło z każdą chwilą, dławiło. - Jesteś w pułapce, W PUAAPCE... Krzyk narastał w jego gardle. Naraz poczuł, że się dusi. Spokojnie... Wiedział, że musi zachować spokój. Tylko spokojnie. Siedział na dnie tej rury i nie mógł ani wspiąć się na górę, ani zejść niżej. Jeżeli zbiornik eksploduje, usmaży się tutaj. To więcej niż pewne. Ponadto... Zaczął odwracać się powoli tak, by dotykać ściany nie plecami, a klatką piersiową. Szlam utrudniał mu ruchy. Wewnątrz kanału zrobiło się nagle jaśniej i goręcej. Stalowa pokrywa rzucała na jego twarz cień formujący się w kształt więziennych krat. Przywarł całym ciałem do ściany i podkurczył nogi, próbując wślizgnąć się do niedostępnego dotąd dlań odcinka kanału. Bez powodzenia. Przez chwilę wydawało mu się, że pośród trzasków płomieni słyszy wydawane głośnym okrzykiem rozkazy. Był tak zmęczony, że nie wierzył już własnym zmysłom. Zmusił mięśnie ud i łydek do kolejnego wysiłku i wreszcie poczuł, jak kolana zaczynają tracić kontakt z podłożem. Uniósł ręce nad głowę, by mieć więcej miejsca i opierał się teraz twarzą o ścianę kanału. Prawie mu się udało. Wyprężył się jak tylko mógł w tył i zaczął odpychać się rękoma i głową. Tylko tyle mógł zrobić w obecnym położeniu. Kiedy zaczął się zastanawiać, czy w rurze będzie miał wystarczająco dużo miejsca, by móc pełznąć dalej, jego biodra i pośladki nagle znikły w otworze rury, tak jak znika korek wystrzelony z butelki szampana. Poobcierał sobie niemiłosiernie plecy, kiedy kolana wyślizgnęły się spod niego. Koszulę miał podciągniętą aż do ramion. Znajdował się w poziomej rurze z wyjątkiem ramion i głowy, wciąż jeszcze wykręconych pod nieprawdopodobnym kątem. Wsunął się cały do otworu i położył się, dysząc, z twarzą pokrytą szlamem i szczurzymi odchodami. Na plecach miał parę otwartych, krwawiących ran. Rura zwężała się. Gdy 50 chciał nabrać więcej powietrza, dotykał ramionami ścian kanału po obu stronach. Bogu dzięki, że jestem niedożywiony! - pomyślał. Dysząc ciężko, zaczął pełznąć tyłem w nie znaną ciemność kanału. MINUS 068. ODLICZANIE TRWA Na ślepo jak kret przebył wolno jakieś pięćdziesiąt jardów wzdłuż rury kanału. Nagle zbiornik paliwowy w piwnicy budynku eksplodował z hukiem. Fala drgań przeszyła rurę kanału, a odbijający się głuchym echem grzmot wybuchu o mało nie uszkodził mu bębenków. Błysk był biało-żółty, efekt mniej więcej taki sam jak podczas spalania fosforu. W chwilę potem poświata nabrała krwistoczerwonego koloru. Parę sekund pózniej fala gorącego powietrza omiotła mu twarz; skrzywił się z bólu. Kiedy próbował jak najszybciej wydostać się z zagrożonej strefy, kamera, którą miał w kieszeni kurtki obijała się o ścianę kanału. Rura nagrzewała się, gdzieś w górze szalały płomienie, a on nie miał zamiaru dać się usmażyć tu na dole jak ziemniaki w piekarniku. Pot spływał mu po twarzy, rzezbiąc na niej czarne smugi. W woskowym, nikłym blasku płomieni wyglądał jak Indianin z obliczem przyozdobionym barwami wojennymi. Boki rury były dosyć gorące. Pełzł dalej jak homar, wspierając się na łokciach i kolanach. Oddychał szybko, spazmatycznie jak pies. Powietrze było gorące, przepełnione wonią benzyny, duszące. Bolała go głowa, czuł, jak sztylety bólu wbijają się od wewnątrz w jego gałki oczne. Nagle jego stopy zawisły w powietrzu. Richards próbował obejrzeć się przez ramię i zobaczyć, na co natrafił, ale jego oczy były zbyt przemęczone ciągłym wpatrywaniem się w tańczące u wylotu rury płomienie, by dostrzec cokolwiek. Musiał zaryzykować. Pełzł dalej, póki jego kolana nie znalazły się ponad zakończeniem rury, a potem zaczął wolno opuszczać je w dół. Buty nagle znalazły się w wodzie, lodowato zimnej w porównaniu z gorącym wnętrzem rury. Natrafił na nową odnogę kanału, ale o wiele większą niż poprzednia. Rura była tak duża, że mógł w niej stanąć, pochylając się nieco. Płynąca leniwie woda sięgała mu mniej więcej do kostek. Stał nieruchomo jeszcze przez chwilę, spoglądając w wąski otwór, w którym w oddali widać było pomarańczową poświatę płomieni. Fakt, że widział tę poświatę z tak dużej odległości świadczył, że eksplozja musiała być naprawdę potężna. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |