Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] oczy. I możesz mi wierzyć, dziecko, że im dłużej będziesz zwlekała, tym boleśniej odczujesz moment, kiedy wreszcie to zrobisz i zrozumiesz, co naprawdę się z tobą dzieje. Pani Brinton wzięła tacę i wyszła z pokoju. Anne, zupełnie zbita z tropu, odprowadziła ją wzrokiem. Potem opadła na poduszki. Z trudem stłumiła niemiłe uczucie wywołane słowami matki. Starała się skoncentrować wyłącznie na rozpoczynającym się dniu, który miała spędzić z Peterem. Rozdział 8 W czasie kolejnych dni Anne udało się nie myśleć o agencji. Peter brał wolne, kiedy tylko mógł, i choć pogoda nie była szczególnie dobra, dni mijały w bardzo miłej atmosferze. Jeśli Peter musiał zostać w warsztatach, Anne wybierała się na długie spacery sama albo w towarzystwie Frazera. Przy okazji miała mnóstwo czasu do rozmyślań, i im dłużej się zastanawiała, tym większy ład zaczynał panować w jej myślach. - Urlop dobrze ci robi - stwierdziła pani Brinton po jednym z takich spacerów. - Podejrzewam, że nie masz wielkiej ochoty wrócić do agencji. Gdybym była na twoim miejscu, po prostu powiedziałabym Jane, że w ogóle nie wrócę. - Ale nie jesteś na moim miejscu - swobodnie odparła Anne. - Poza tym wcale nie myślę z taką niechęcią o powrocie do agencji; zawsze lubiłam tę pracę. I na pewno nigdy dobrowolnie z niej nie zrezygnuję. - Po ślubie chyba będziesz to musiała zrobić... Pani Brinton była trochę zdziwiona, gdy Anne wydała się poirytowana tą uwagą. - To zupełnie inna sprawa - stwierdziła niecierpliwie Anne. - Zanim nadejdzie ten dzień, mamy jeszcze dość czasu, żeby się zastanowić. Nie była to zbyt mądra uwaga, i matka natychmiast wyraznie dała jej do zrozumienia, co o tym sądzi. - Założę się, że Lois chciałaby wiedzieć, kiedy nastąpi ten radosny dzień - powiedziała z naciskiem. I na pewno nie będzie się kryła ze swoim zdaniem na temat waszego niezdecydowania. Wspomnisz moje słowa! - I co z tego? - odparła Anne. - W końcu to nie jej sprawa, prawda? - To sprawa całej rodziny - poprawiła pani Brinton. - To właśnie największy problem, że zawsze zachowujesz się tak, jakbyś nie należała do rodziny. Ale niech ci się nie zdaje, że nie wiemy, dlaczego tak postępujesz. Anne roześmiała się. - Skończ z tymi zagadkami, mamo! - zaprotestowała. - Powiedz mi lepiej, co napisała Lois. Czy rzeczywiście przyjedzie z Paulem na weekend? - No przecież mówię - odrzekła pani Brinton. - I mam nadzieję, że będziesz dla niej miła, Anne. Wszyscy wiemy, co do niej czujesz, ale właśnie teraz, kiedy powoli zaczyna wychodzić z kryzysu, powinnaś zrobić wszystko, żeby czuła się u nas szczęśliwa. Bardzo cię proszę. - Na miłość boską, mamo - Anne zmarszczyła brwi - co się z tobą dzieje? Dlaczego nie miałabym być miła dla własnej siostry? Skąd ci przyszło do głowy, że mam coś przeciwko niej? Jeśli nadal martwisz się o Petera i o mnie, to pozwól sobie powiedzieć, że wszystko jest w najlepszym porządku. Peter ostatecznie pogodził się z utratą Lois, kocha mnie, jesteśmy zaręczeni i mamy się pobrać. To chyba proste, prawda? - Och, dziecko. - Anne westchnęła, widząc powątpiewanie na twarzy matki. - Mamo, potrafisz człowieka wyprowadzić z równowagi. Mam wrażenie, że po prostu nie chcesz uwierzyć, że Peter kiedykolwiek zrezygnuje z nadziei na poślubienia Lois. W spojrzeniu pani Brinton pojawił się wyraz głębokiego współczucia, którego Anne W ogóle nie potrafiła sobie wytłumaczyć. - Peter... może tak - spokojnie powiedziała pani Brinton - Ale ty, Anne? Zadzwonił telefon. Peter powiedział, że za chwilę przyjedzie. Anne poczuła ulgę, bo dzięki temu nie musiała kontynuować tej dziwacznej rozmowy z matką. Mama jest czasami niemożliwa, pomyślała, idąc przebrać się do swojego pokoju. Ale widocznie zbliżająca się wizyta jej ukochanej Lois wprawiła ją w najwyższe podniecenie i jakoś musiała odreagować. W głębi duszy Anne sama trochę się bała spotkania z siostrą - pierwszego od czasu jej ślubu z Paulem. Kiedy pózniej przekazała nowinę Peterowi, ten stwierdził tylko: - Ach, tak - i dodał: - Miło będzie znów ją zobaczyć. Wczesnym rankiem następnego dnia zadzwoniła Jane. - Och, Anne, wiem, że jestem okropna - powiedziała lekko zdyszanym głosem - ale czy nie mogłabyś już wrócić? Wczoraj wieczorem spotkałam Petera w Mextown, i dowiedziałam się, że czujesz się znacznie lepiej. Pomyślałam więc sobie... słuchaj, nie będę owijała w bawełnę... musimy mieć ciebie albo kogoś innego, kto wykonywałby twoje obowiązki. Wiesz dobrze, że nigdy nie pozwoliłabym, żeby ktoś zajął twoje miejsce, gdybym miała pewność, że od nas [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |