Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] z wdzięcznością. Nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy. Następny tydzień był bardzo długi, zwariowany i pełen pośpiechu. We wszystkich pojazdach, które miały zawiezć do buszu zapasy i konie, wymieniono oleje i płyny hamulcowe, zadbano też o chłodnice. Nikomu nie uśmiechała się zabawa w mechanika na środku pustkowia, toteż dokładny przegląd całego sprzętu trzeba było zrobić przed wyjazdem. Jednak niemożliwością było zabezpieczyć się przed wszyst- kimi awariami, toteż zapakowano mnóstwo części samochodowych, a także zapas oleju oraz płynu do chłodnic. Wystarczyłoby tego dla niewielkiej armii, ale lepsza nadmierna przezorność od drobnego choć- by zaniechania. Tę mądrość znali wszyscy, którzy zetknęli się z buszem. No i konie. Silne i bardzo wytrzymałe konie pod siodło. To one miały najwięcej pracy i dlatego musiały być w doskonałej formie. Zostały dokładnie zbadane 54 Linda Turner przez weterynarza, sprawdzono, czy któryś przypad- kiem nie naciągnął sobie ścięgna. Skontrolowano także siodła i uprzęże, przygotowano przyczepy dla koni. Zapakowano też dodatkową karmę, bo w buszu nie było zbyt wiele pożywienia dla koni. Wcale nie było łatwo zgromadzić wystarczająco dużo sprzętu i jedzenia na dwa do trzech tygodni dla ośmiu osób i szesnastu koni, a także tego wszystkiego, co mogło się przydać w razie jakiegoś nieprzewidzia- nego wypadku. Steve nabrał szacunku dla Lise, która to wszystko organizowała, sporządzała listy, spraw- dzała i jeszcze raz sprawdzała... Niczego nie można było zapomnieć, bo nikt przecież nie będzie wracał dwieście kilometrów po jedną, nawet najbardziej potrzebną rzecz. Steve bez mrugnięcia okiem harował w koszmar- nym upale razem ze wszystkimi. Jego prawdziwa praca zaczynała się dopiero wieczorem, kiedy po kolacji Lise udostępniała mu gabinet Simona. Nie stała nad nim, nie sprawdzała, czego szuka ani nawet nie wypytywała o nowe sposoby leczenia, które rzeko- mo studiował. Gdyby go zapytała, miałaby twardy orzech do zgryzienia, bo przecież nie istniało nic takiego jak turecki wirus. Niestety nie mógł prowadzić poszukiwań w taki sposób, jaki najbardziej by mu odpowiadał. Lise wprawdzie zostawiała go samego w gabinecie, ale nigdy nie zamykała za sobą drzwi, dlatego każdy, kto przechodził korytarzem, mógł bez trudu zobaczyć, co dzieje się w środku. Steve bez wzbudzania podejrzeń Córka zdrajcy 55 nie mógł więc zamknąć się na trzy spusty, dlatego z jednym okiem utkwionym w drzwiach przeglądał uważnie po kolei wszystkie pliki, natomiast przy najlżejszym szmerze uciekał na internetowe strony poświęcone medycynie. Wkrótce dowiedział się, że Lise od szesnastego roku życia samodzielnie prowadziła farmę, ale nigdzie nie znalazł ani słowa o Simonie. Nie było nawet żadnej wzmianki o Arcie Meldrumie ani żadnego pliku, który mógłby do niego należeć. Było to bardzo dziwne, bowiem Simon kupił tę farmę na długo przed narodzinami Lise i w komputerze powinno być coś, co dotyczyło tylko jego! Zegar na kominku wybił dziewiątą trzydzieści i Steve owi kończył się czas. Na farmie praca za- czynała się o świcie, dlatego przed dziesiątą wszyscy udawali się na spoczynek. Był to uświęcony rytuał i czy tego chciał, czy nie, musiał odłożyć poszukiwania na następny dzień. Zaklął pod nosem i postanowił przejrzeć jeszcze jeden plik, który nosił nazwę ,,Przepisy . Na pewno nie było w nim nic ciekawego, ale Steve postanowił zajrzeć do niego, by następnego dnia już się nim nie zajmować. Nie było żadnych przepisów ani nawet starych rachunków za paszę czy usługi weterynarza, lecz dane dotyczące budowy małego domu. Oczy Steve a zwęziły się, obudziła się zawodowa czujność. W samolocie wyuczył się na pamięć wszyst- kich informacji na temat farmy Simona, ale nie było 56 Linda Turner tam ani słowa o żadnym domku. A więc co to jest, do jasnej cholery? Pospiesznie czytał informacje pojawiające się na ekranie monitora, gdy nagle z korytarza dobiegło wołanie Lise. Wyjąłeś je z lodówki? pytała Cookiego. Mają być gotowe na śniadanie. Zresztą, nieważne. Ja to zrobię, tylko najpierw zajrzę do Steve a. Powinien już chyba skończyć na dzisiaj. Pojawiła się w drzwiach tak prędko, że nawet zakląć nie zdążył, zdołał jednak błyskawicznie zamk- nąć plik, a potem program. Zanim Lise weszła do pokoju, komputer był wyłączony. Ten czas zawsze tak szybko leci poskarżył się Steve ale dzisiaj to już naprawdę przesadził. Nie zauważyłam westchnęła Lise. Usiadła na fotelu. Strasznie mi się dłużył ten dzień. Spojrzał na nią zdumiony. Nie należała do kobiet, które mają za dużo wolnego czasu. Zawsze miała tyle spraw na głowie, że dwóch ludzi ledwo by sobie z nimi poradziło. Dobrze się czujesz? zapytał z troską. Powinna powiedzieć, że bardzo dobrze i zaraz zmienić temat. Przyjazniła się ze swoimi pracow- nikami, ale się im nie zwierzała. Była szefem i nie wypadało obnosić się ze swymi problemami przed podwładnymi. No i oczywiście nie zamierzała zwie- rzać się Steve owi. Od tygodnia każdy wieczór spędzał w gabinecie. Lise zdawało się, że cały pokój przesiąknięty jest jego Córka zdrajcy 57 zapachem, że nawet w całym domu pachnie Ste- ve em. Od jakiegos czasu trudno zasypiała w nocy, bo bez przerwy o nim myślała. A tymczasem zamiast zapewnić go, że jest zdrowa i w najlepszej formie, i na tym zakończyć rozmowę, wdała się w niepotrzebne pogaduszki. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |