Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Zciągnęła z Patricka prześcieradło i zaczęła całować go po brzuchu. - No cóż! Skoro jesteś pewna, że nie ma innego wyjścia... - Przytulił ją do siebie i namiętnie pocałował. S R ROZDZIAA DZIESITY Przez cały wtorkowy wieczór Patrick jezdził z Mari po mieście. Komuś usu- nięto właśnie woreczek żółciowy i Słoneczny Komitet - czyli w tym wypadku Mari - organizował dostarczanie do szpitala kwiatów i owoców. W środę pojechali do domu starców. Podczas gdy Mari grała Blue Moon", pensjonariusze wdali się w gwałtowną kłótnię o to, kto zjadł na obiad najwięcej musu jabłkowego. Nawet to nie odebrało pianistce jej zapału. Podczas drogi do domu z wypiekami na twarzy mówiła tylko o tym, że jedna z kobiet wypowiedziała w czasie sprzeczki więcej niż pięć słów naraz. - Ależ, Mari, przecież ona wygrażała, że rzuci swoją sztuczną szczęką w tego staruszka, którego nazywała pupilkiem kucharki" - zauważył Patrick. - Ona nigdy dotąd nie okazywała żadnych uczuć czy emocji, Patricku. A tym razem zaangażowała się w coś. - Mari włączyła światło w kuchni i zabrała się do otwierania puszki z karmą dla Reksa. Patrick przyglądał się jej, oparty o blat. To tylko kwestia czasu, żeby kolejna grupa staruszków w potrzebie pojawiła się u jej drzwi, myślał. Dziwił się, że Ame- rykańskie Stowarzyszenie Emerytów jeszcze nie koczowało na jej schodach, by namówić ją do udziału w jakiejś kolejnej akcji. Przy jej braku ostrożności za chwilę znowu ocknie się z pudełkiem pełnym kociąt pod pachą. Zbyt wiele troszczyła się o innych, by była w stanie zadbać o własne sprawy. Patrick westchnął ciężko i zaczął przekładać przyczepione magnesami do lo- dówki pamiątkowe plakietki. Mari należały się wakacje. Postanowił to wykorzy- stać. - Często bywałaś w Chicago? - spytał. - W Chicago? Nigdy. - Zamilkła, popatrzywszy na plakietkę w kształcie dra- pacza chmur. - Ach, w Chicago. Tak, dość często. - Przygryzła wargę. - Czemu py- tasz? S R - Pomyślałem, że może chciałabyś pojechać tam w ten weekend? - Do Chicago? - Właśnie. Wyjechalibyśmy w piątek, nocnym pociągiem, a wrócili w nie- dzielę. - Naprawdę zapraszasz mnie na wspólny wyjazd w najbliższy weekend? - Tak. Po raz pierwszy w życiu otrzymała podobną propozycję i nie wiedziała, jak na nią zareagować. Nie miała również pojęcia, co powinna ze sobą zabrać na taki wy- jazd. Pozostawała jeszcze sprawa pieniędzy. Te, które odkładała na wakacje, poszły na wykupienie Mariette z aresztu. To, co zostało, na pewno nie mogło wystarczyć na podróż do Chicago. - Ja nie mogę sobie na pozwolić na tę wycieczkę. Może wymyślilibyśmy coś innego? Tu leży pies pogrzebany, pomyślał Patrick. Mari nie ma pieniędzy. To tłuma- czyło wiele. Na przykład konieczność występów w skąpym stroju. - Nie przejmuj się pieniędzmi - odparł. - To moja sprawa. - Wykluczone. To nie byłoby w porządku. Może uda mi się zdobyć trochę forsy przed końcem tygodnia. - Nie lubiła pożyczać pieniędzy, ale przecież raz... w tak szczególnych okolicznościach... - Nie! - zaprotestował gwałtownie Patrick. Stanęła mu przed oczami jej postać w różowych piórach, wirująca wśród mężczyzn obsypujących ją banknotami. - Ja zapłacę za tę wycieczkę. - Ale, Patricku... Gorączkowo szukał argumentów. W końcu znalazł. - Pamiętasz, że kiedy prosiłaś, bym zrobił masaż temu chłopcu o imieniu An- drew, zgodziłem się pod warunkiem, iż będę mógł zażądać od ciebie czegoś w za- mian? - No tak. S R - Teraz właśnie przyszła pora na moje żądanie. Chcę, żebyś pojechała ze mną do Chicago i pozwoliła mi zapłacić za podróż. Mari opuściła bezradnie ramiona. Z takimi argumentami nie potrafiła dysku- tować. - Cóż, zgadzam się - odparła, nachmurzona. Patrick podszedł do niej i pogłaskał ją po rękach. - O co chodzi, kochanie? Nie masz ochoty spędzić tego weekendu ze mną? - Ależ skąd, mam ochotę. Tylko nie chcę, żebyś płacił za mnie. - Jesteś niezwykła. - Roześmiał się. - Jeszcze nie spotkałem kobiety, która miałaby podobne obiekcje. - Doprawdy? - Popatrzyła mu głęboko w oczy. - Jak najbardziej. - Musnął jej policzek szybkim pocałunkiem. - I wiesz co? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |