Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dał dużą sumę pieniędzy i oddawał jej do dyspozycji zespół specjalistów od marketingu i
reklamy. Już samo to wystarczało, by się zdecydowała podpisać kontrakt. Do tego
Etienne proponował podział zysków w proporcjach dwadzieścia do osiemdziesięciu. To
przekonało ją ostatecznie.
Odłożyła dokumenty i postanowiła zakosztować uroków  The Windflower". Wciąż
niepewna, czy to nie sen, z którego się za chwilę zbudzi, rozglądała się po kabinie. Była
ogromna i bajecznie luksusowa. W każdym kącie stały bukiety kwiatów. Szafy pełne by-
ły kosmetyków i strojów. W każdym rozmiarze i rozmaitych marek. Do wyboru, do ko-
loru. Były tam nawet szlafroki i stroje kąpielowe.
Po godzinie przyzwyczaiła się nieco do otaczającego ją świata. Polubiła go nawet.
Nigdy w życiu nie przydarzyło jej się tak cudownie leniwe popołudnie. Właściwie nie
R
L
T
pamiętam, pomyślała, płynąc powoli na plecach w basenie, żebym kiedykolwiek miała
wolne popołudnie.
Dzieciństwo upłynęło jej na nauce, a lata dorosłe na doskonaleniu umiejętności. Po
raz pierwszy w życiu mogła sobie pozwolić na kilka godzin absolutnego lenistwa. To by-
ło cudowne. I tylko wciąż nie mogła przestać myśleć o tym, co wyczytała w internecie.
W gazetach pisano o nim  bezlitosny i bezwzględny". Czy mogła mu więc zaufać? Wy-
starczał jeden jego uśmiech i kompletnie traciła głowę. Ale gdy przypomniała sobie wy-
raz jego twarzy, gdy stał w drzwiach i dziwił się, że oczekiwała przeprosin, mimo upału
mróz przeszedł jej po kościach.
Etienne nie zamierzał tracić czasu na lądzie. Pojechał do biura, a kierowcę posłał
po rzeczy Gwen. Prędko uporał się z korespondencją, lecz cały czas borykał się z dręczą-
cym go problemem. Zawsze, kiedy podpisywał kontrakt, obdarowywał kontrahentów bu-
telką jakiegoś wyszukanego trunku. Zawsze jednak byli to mężczyzni. Był przekonany,
że Gwen podpisze umowę, i także chciał jej coś ofiarować. Tylko co? Alkohol był złym
pomysłem. To musiało być coś bardziej subtelnego. Perfumy? Nie wiedział, jakie lubiła.
Męczył się długo, ale nie chciał zlecić tej sprawy asystentce. Chciał zrobić to sam.
Gwen zasługiwała na to. I tu zaczynał się problem. Bo to była Gwen. Z każdą inną kobie-
tą sprawa byłaby prosta. Miał otwarte rachunki u dostawców najlepszych marek czekola-
dek i kwiatów na całym świecie. Poznał jednak dobrze smak słodyczy wyrabianych w
 Le Rossignol" i nawet nie zamierzał z nimi konkurować. Kwiaty też nie były jej po-
trzebne. Wciąż bez pomysłu, wyszedł z biura i poszedł na parking.
Ponad dachem samochodu popatrzył na drugą stronę ulicy i nagle...
Już wiedział. Odetchnął z ulgą. Z uśmiechem tryumfu wszedł do sklepu.
Gdy kota nie ma, myszy harcują. Pod nieobecność Etienne'a Gwen odzyskała śmia-
łość. Krążyła po jachcie, zaglądała we wszystkie zakamarki. Maszerowała długimi kory-
tarzami. Tańczyła w sali balowej. Przepych  The Windflower" podobał jej się coraz bar-
dziej. W pewnym momencie przyłapała się na tym, że pożałowała, że odrzuciła pierwszą
propozycję Etienne'a. Jako jego kochanka mogłaby mieć to wszystko na co dzień. Z po-
kładu słonecznego popatrzyła na odległy brzeg, jakby to było jej królestwo. A gdzieś
R
L
T
tam, pochylony nad biurkiem wśród arkuszy kalkulacyjnych i wykresów, siedział
Etienne. Uśmiechnęła się. Lecz szybko uśmiech uleciał. Uświadomiła sobie, że w jego
myślach dla niej nie było miejsca.
Gwen wyszła właśnie spod prysznica, gdy ktoś zastukał do drzwi kabiny. Włożyła
jedwabny szlafroczek i otwarła je. Za nimi stał steward w nieskazitelnym mundurze.
Przyniósł rzeczy, które przywieziono z jej domu. Ponadto przyniósł także wielkie karto-
nowe pudełko przewiązane różową wstążką. Niecierpliwie zdjęła pokrywkę. Wewnątrz,
na warstwie różowego papieru, znalazła kopertę. A w niej napisany ręką Etienne'a liścik:
Zobaczyłem i pomyślałem o Tobie.
Odwinęła cieniutki jak płatki róży papier. Zobaczyła sukienkę. Najpiękniejszą, jaką
kiedykolwiek widziała. Z miękkiego jedwabiu, prostą w kroju, nieziemsko piękną. Ocza-
rowana, uniosła ją do góry. Lekko dopasowana w talii idealnie podkreślałaby jej zmy-
słową figurę. Sięgająca do samej ziemi, zwiewna jak piórko. Niemal pachniała luksusem.
Wciągnęła głęboko powietrze.
Nagle znieruchomiała. Zrozumiała. Najpierw zostawił ją na cały dzień na pokła-
dzie oszałamiającego bogactwem jachtu, a potem przysłał sukienkę, za którą każda ko-
bieta skoczyłaby w ogień.
Taką sukienkę mężczyzna kupuje swojej kochance. Najwidoczniej nie potraktował
poważnie jej stanowczej odmowy. Wciąż się łudził, że postawi na swoim. Uznał, że sko-
ro gotowa była rozważyć jego ofertę biznesową, nadal może liczyć na coś więcej.
Rzuciła sukienkę, jakby ją sparzyła. Przycisnęła ręce do ust, przerażona. Bezradnie
rozejrzała się dookoła. Tutaj liczy się przede wszystkim wygląd, pomyślała. Jeśli wieczo-
rem włożę tę sukienkę, będę idealnie pasować do tego miejsca. A Etienne będzie wie-
dział, że wygrał.
Przygotowania do obiadu zajęły jej bardzo dużo czasu. Ostatnia kropla perfum lą-
dowała właśnie za jej uchem, gdy ktoś zastukał w drzwi.
- Proszę wejść! - zawołała.
Spodziewała się, że to ten sam steward.
- Nie mogę. Nie mam klucza.
R
L
T
To był Etienne! Gwen poderwała się ze stołka. Zrobiła kilka kroków i zatrzymała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.