Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] niepewną minę, ciągnęła: - Prawowite dzieci są własnością mężczyzny. Wystarczy, że mężczyzna uzna, iż żona jest nieodpowiednią matką i że należy odebrać jej dzieci, a każdy sąd poprze tę decyzję. Tak, pomyślał ze smutkiem. Jak mógłby o tym zapomnieć? Długie miesiące roku szkolnego i nawet dłuższe tygodnie wakacji, kiedy to on i inne sieroty z arystokratycznych rodzin snuły się, niepotrzebne niko mu, po pustych dziedzińcach Harrows. Był własnością, to prawda. Li chą własnością. Zbędnym dobrem. 140 Lily zapatrzyła się w swoje dłonie. Zciskała je splecione tak mocno, aż pobielały jej kostki palców. - Musiało być coś, co mogła wtedy uczynić. Jakiejś wyjście - upie rał się. - Nie. Kobieta nie może nawet dochodzić rekompensaty. Nie ma dla niej żadnego wyjścia, poza... - urwała gwałtownie i zaczerwieniła się. Wtedy zrozumiał, tak dokładnie, jak gdyby Lily wytłumaczyła mu to słowo po słowie. W jej zmieszaniu i zakłopotaniu rozpoznał piętno smut ku i goryczy, jakie pozostawiła jej matka, kobieta, której ukradziono dzie ci, niesłusznie zamknięta w szpitalu dla obłąkanych. Spojrzał na Lily i wie dział już, jaki rodzaj zemsty wybrała jej matka. Sprawiła, że Benton nigdy więcej nie mógł zawrzeć legalnego związku z inną kobietą. Na zewnątrz padał cicho deszcz. Wewnątrz światło świec usiało pokój gwiazdami. - Nigdy nie doszło do rozwodu? Przytaknęła. Czy matka nie zdawała sobie sprawy, co czyni swojej córce? Egoizm tego postępku napawał go trwogą. - Dlaczego? - spytał. - Dlaczego nie chciała poślubić twojego ojca? - Nie miał prawa zadawać tego pytania, nie miał prawa domagać się odpowiedzi. - Nie rozumie pan? - Lily uniosła wzrok. W świetle świec jej zreni ce rozbłysły jak oczy kota. - Niezamężna matka jest jedyną prawną opie kunką swoich dzieci. Moja matka straciła już dwoje. Nie chciała ryzyko wać, że straci kolejne. - Ale pani ojciec, z pewnością ojciec chciał... - Mój ojciec był nadzwyczajnym mężczyzną. Uszanował jej decy zję. On - podkreśliła słowo on" - rozumiał. Rozumiał? Zrozumienie nie powinno oznaczać usprawiedliwienia. Niewłaściwość podobnego postępowania była dla Avery'ego jak znie waga. On nigdy by nie dokonał takiego wyboru jak ojciec Lily. I ona to wiedziała. Przemierzył niespokojnie pokój. Płomyki świec zamigotały, poru szone podmuchem. - Próbowała potem odzyskać dzieci? - spytał. Lily nie miała już ochoty walczyć. Czuła się znużona. Chciał wycią gnąć rękę i wygładzić jej czoło, na którym rysowało się strapienie, ale dystans, jaki ich dzielił, zdawał się nie do pokonania. - Robiła, co mogła - rzekła Lily. - Mój ojciec wysyłał agentów, żeby szukali dzieci. Ale nie był zbyt zamożny. Z braku pieniędzy jego poszukiwania nie przyniosły rezultatu. 141 - Musiał bardzo kochać pani matkę. - Owszem. Przyglądał się jej pochylonej głowie, głębokim cieniom między szczęką a policzkami, czarnym, lśniącym, falującym niczym jedwab włosom. Niczego w świecie tak nie pragnął jak tego, by ją ochraniać, by się o nią troszczyć. Pragnienie to owładnęło nim, powodując rozterkę. Przepełniła go złość, że żaden mężczyzna nie zrobił tego wcześniej, na wet jej własny ojciec zawiódł w tej najważniejszej ze wszystkich spra wie... Nie wątpił ani przez chwilę, że ojciec Lily kochał jej matkę i że matka nigdy nie przestała boleć po utracie dwojga swoich dzieci, ale gdzie było miejsce dla Lily w tym trzęsawisku bólu i straty? - Powinien był bardziej panią kochać - mruknął szorstko. - Proszę go nie osądzać. Proszę nie osądzać moich rodziców - za brzmiało surowe ostrzeżenie. Zignorował je. - Powinien był postąpić tak, by miała pani zapewnione wszelkie prawa i przywileje, majątek i szacunek ludzi. Zamiast tego pozwolił, by pozbawiono panią należnych z urodzenia praw. Powinien był poślubić pani matkę - podkreślił z naciskiem. - Tak jak pan by to zrobił? - spytała. -Tak. - Czy pan nie rozumie? - Złość w jej głosie zamieniła się w błaga nie. - Ona nie mogła ryzykować, że znowu będzie miała złamane serce. Nie przeżyłaby tego. Ona nie mogła wyjść za mąż - głos jej zadrżał i zamienił się w szept. - Tak samo jak ja. Dlaczego miałoby go to obchodzić? Dlaczego poczuł się tak, jakby tym stwierdzeniem odebrała mu duszę? Przecież nie pielęgnował w sobie naj mniejszej nadziei... nie wyobrażał sobie u jej boku żadnej przyszłości... - Nigdy nie wyjdzie pani za mąż, Lily? - Nie - szepnęła. - W każdym razie dopóki nie zmieni się prawo. Dopóki bezpieczeństwo, dobrobyt i przyszłość kobiety nie zostaną uzna ne za równie ważne jak w przypadku mężczyzny. Dopóki żona nie bę dzie miała takich samych praw odnośnie dzieci jak mąż. - A jeśli zakocha się pani, czy nie potrafi pani powierzyć swojej przyszłości trosce małżonka? - spytał. - Czy nie na tym polega miłość? - A pan powierzyłby swoją przyszłość żonie? - spytała gorzko. - To nie to samo. - Tak, to nie to samo - zgodziła się z chłodną rozwagą. - Pan mógł by okazywać zaufanie" jedynie do czasu, gdy zostałoby ono zawiedzio ne. Pózniej prawo gwarantowałoby panu sposób na pozbycie się żony 142 przy równoczesnym zatrzymaniu tego elementu związku, który nadal by pan cenił - pańskich dziedziców. Rzecz jasna, tego, czy dzieciom nie byłoby lepiej pod opieką matki, nawet nie bierze się pod uwagę, nie mówiąc już o dokładniejszym rozważeniu tej kwestii. - I uważa pani, że lepiej jest dla nich żyć z piętnem nieprawego pochodzenia? - spytał z niedowierzaniem. - Mieć zamykane przed no sem drzwi? Niepewną przyszłość? Być uważanym z racji samego uro dzenia za kogoś gorszego? - Czy... - uniosła podbródek. - Czy właśnie w ten sposób mnie pan postrzega? - Do diabła z tym, Lily - powiedział szorstko. - Nieważne, jak ja panią postrzegam. Ważne, jak społeczeństwo będzie postrzegało pani dzieci. Co do mnie, to nigdy nie pozwolę, żeby moje dzieci cierpiały w ten sposób. - Zapewniam pana, że ja nie cierpiałam. Otrzymałam liberalne, in [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |