Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Przechodziłem przez to po śmierci Alison. Była sekretarką w moim szpitalu. Znam te zbolałe spojrzenia. Najgorsze było to, że ludzie zaczęli mnie unikać, ponieważ nie wiedzieli, co powiedzieć. Tak było przez pół roku, aż do wyjazdu. Nikt ze mną nie rozmawiał normalnie. Nasze kontakty ograniczały się do wymiany zdań na tematy zawodowe. Susie zawstydziła się. - W pewnym sensie wyjeżdżałem z ulgą - ciągnął - bo mogłem nareszcie odciąć się od tych, którzy nas znali. Pojawiła się szansa na skoncentrowanie się na pracy, żeby zapomnieć o rozpaczy, żeby nie słyszeć szeptów, które cichły, gdy tylko się zbliżałem. Droga pani, nie jest pani jedyną osobą, która znalazła się w dławiącej atmosferze szpitalnych plotek. - Ale ja nie mam dokąd uciec - powiedziała słabo. - Pracuję tutaj i chociaż w przyszłym roku chcę zająć się pracą naukową, nadal będę tu konsultantem. Już dwa razy byłam obiektem plotek. Wiem, moje zmartwienie nie dorównuje twojej tragedii, ale trudno mi się z tym pogodzić. Nie chcę, żeby to się powtórzyło. - Nie pozwoliła sobie przerwać. - Jadę do domu. Pokiwał głową i odsunął się. - Przeproszę towarzystwo w twoim imieniu. - Będę ci wdzięczna. - Czy jutrzejsza wyprawa jest nadal aktualna? 92 Z jednej strony Mallory i Nick oczekują ich, z drugiej, im więcej spędzi czasu z Jacksonem, tym trudniej będzie jej pogodzić się z rozstaniem. - Tak - odpowiedziała. Rozpromienił się. - Przyjemnych snów... Miał ochotę całować ją do utraty tchu, lecz wiedział, że tego nie zrobi. Wbrew sobie stłumił to uczucie. Musi wytrzymać do jutra. Patrzył, jak odchodziła dumnie wyprostowana, lekko kołysząc biodrami. Była oszałamiająca. Już od tygodnia był pod wpływem jej uroku. Mimo to dręczyło go sumienie. Z punktu widzenia prawa był wolny, lecz emocjonalnie jeszcze nie dojrzał do tego, by zacząć żyć od nowa. Ma jeszcze sporo do załatwienia w Melbourne. Jeśli coś trwałego miałoby go połączyć z Susie, najpierw musi rozprawić się z przeszłością. Teraźniejszość? Na razie będzie cieszył się jej towarzystwem, a dopiero potem pomyśli nad konsekwencjami. Zgodnie z umową Susie przyjechała po niego w sobotę rano. Gdy wsiadł do samochodu, wprost nie mogła oderwać od niego wzroku. Uśmiechnął się i delikatnie pocałował ją w usta. Ruszyli. Oboje, nie konsultując się w tej sprawie, postanowili cieszyć się tym ostatnim wspólnym dniem: z daleka od szpitala, pacjentów, kolegów po fachu, badawczych spojrzeń, pagerów i telefonów. Śniadanie było wyśmienite. Jackson namówił ją, by skosztowała jego jajecznicy, ona zaś podzieliła się z nim swoimi naleśnikami. Przez chwilę nawet uwierzyła, że taka bliskość jest możliwa na dłuższą metę. Że już zawsze będą się wszystkim dzielili. Tak wyglądały związki jej rodziców i rodzeństwa. Podstawą ich szczęścia były drobiazgi. Niezwykłe, zabawne, czułe. Tego dnia była szczęśliwa. Jak nigdy przedtem. Prowadząc auto, czuła na udzie zaborczą dłoń ukochanego mężczyzny. Nadal nie mogła uwierzyć, że go kocha. - Z czego się śmiejesz? - zapytał, gdy skręcali do Appleton. - Z niczego. Jestem szczęśliwa. Uśmiechnął się tylko, lecz gdy mocniej ścisnął jej nogę, przez jej ciało [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |