Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Bo gdybym nawet włożył najwięcej dobrej woli w zastosowanie rady wujenki, gdybym wyrzekł się, jak tego chce wujenka, siebie, gdybym nawet potrafił to zrobić, czy w rezultacie nie byłoby to tylko pozą, nieszczerą grą, komedianctwem? Czy sama Lusia nie wolałaby wyrzec się tego rodzaju przemiany męża? Pani Szczerkowska obiecała, że zaraz jutro rano wstąpi do Lusi i postara się otwarcie postawić kwestię. Z tym Józef wrócił do domu. Pomimo bardzo wczesnej pory Lusia już była w łóżku i udawała (na pewno udawała!) śpiącą. Samotnie zjadł kolację, wstał wcześniej niż zwykle i poszedł do biura. Około pierwszej zatelefonował na Wilczą, lecz powiedziano mu, że pani Szczerkowskiej jeszcze nie ma. Zastał ją dopiero po drugiej. Tu Józef, dzień dobry, wujenko. Jak się pan ma. Jest pan pewno ciekaw czy byłam u Lusi? Tak, wujenko. Otóż Lusia powiedziała mi, że czuje się szczęśliwa. Tak powiedziała? krzyknął. Tak. Więc już teraz nic nie rozumiem. Właśnie, mój drogi, pan tego nie rozumie, że Lusia za żadne skarby nie będzie się starała dzielić, chociażby ze mną, swoimi zmartwieniami. Owszem, przyznała, że doznała pewnych rozczarowań, ale nie wątpi, iż wkrótce zdoła się pogodzić z istniejącym stanem rzeczy. A nie nie mówiła o mnie?... Oświadczyła, że nic panu nie ma do zarzucenia. Absolutnie nic? Podziękował pani Szczerkowskiej i położył słuchawkę: Panna z zasadami zaśmiał się gorzko woli sobie i mnie, woli nam obojgu zatruć życie swymi histerycznymi zasadami niż... Ale właśnie żadnego niż nie umiał znalezć i to go rozżaliło jeszcze bardziej. W gruncie rzeczy to on jej nie mógł postawić żadnego zarzutu. Był jeszcze jeden sposób rozmówić się z nią samą. Szczerze, po prostu, otwarcie... Przez szereg dni nosił się z tym zamiarem. Wreszcie pewnej niedzieli zdecydował się po śniadaniu na tę przykrą rozmowę. Czy możesz mi poświęcić kwadrans czasu? zapytał. Owszem odłożyła dzienniki i spojrzała nań zdziwiona słucham... Prawdopodobnie przypominasz, sobie rozmowę, jaką miałaś z wujenką. Otóż to ja prosiłem wujenkę, by z tobą pomówiła. Domyśliłam się tego już wtedy. Tak? Domyśliłaś się i nic mi nie mówiłaś? Zdawało mi się, że tobie raczej wypadało powiedzieć mi o tym. Zastanowił się i skinął głową. Więc mniejsza o ten szczegół. Chodzi o istotę kwestii. Słucham więc? Otóż... jakby to powiedzieć... odnoszę wrażenie, że od pewnego czasu jesteś przygnębiona, że... zdaje się, nie odpowiadam twoim życzeniom... Pod jakim względem? 151 Rozłożył ręce: Tego już nie wiem. I o to właśnie chciałem cię zapytać. Lusia spojrzała mu w oczy. Józku powiedziała łagodnie doszłam do przekonania, że za mało znaliśmy się, kiedyśmy się pobierali. Ja ciebie znałem tak dobrze, jak dziś wyrzucił z emfazą. Tak, ty tak. Ale ty mnie nie znałaś? Czy chcesz przez to zrobić aluzję, że się maskowałem, że coś udawałem? %7łe nie byłem szczery? Głos jego drżał. Nie, Józku, bynajmniej, byłeś sobą. Tylko ja nie umiałam na ciebie patrzeć inaczej niż przez pryzmat uczucia, które inaczej zabarwia rzeczywistość. Aha, więc teraz już nie patrzysz przez ten pryzmat. Rozumiem. Przestałaś mnie kochać. Józku westchnęła chciałabym, byś mówił spokojnie i nie stawiał akcentów na twierdzeniach, które nie są niczym innym poza retorycznym chwytem. Lusiu, bo ja ciebie wciąż kocham, wciąż! Widzę to, Józku. Tylko nie kochasz mnie tak, jakbym może pragnęła. Nie umiem tego wyrazić jaśniej, ale wiem, że czułabym się szczęśliwa, gdybyś był bardziej... stanowczy, gdybyś miał więcej własnego zdania, gdybyś bardziej był... czyja wiem... panem naszego domu. Józef uśmiechnął się blado: Tak samo powiedziała mi wujenką Szczerkowska... O, dziwne są kobiety! Więc byłabyś [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |