Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] kamieniem. Tym razem w drodze powrotnej przez kuchnie sciagnal bulke, ktora mu bardzo dodala sil i animuszu. Jakims cudem skonczyli mniej wiecej w tym czasie, kiedy przybyl poslaniec i oznajmil, ze Lord Meron i jego goscie wracaja. Zarzadca wypchnal wszystkich za drzwi i do tego stopnia sie zapomnial, ze sam pozbieral porzucone przybory do czyszczenia. Kiedy ostatni poslugacz popedzil do kuchni, od bramy Warowni dobiegl smiech powracajacych ze spaceru. Piemur musial pomoc kucharzowi obracac pieczen podczas krojenia i ten niemalze mu obcial palce, kiedy zobaczyl, ze zbiera kawaleczki, ktore upadly na stol. Potem musial ubijac bulwy w niezliczonej ilosci kociolkow. Jak tylko jakies danie wylozono i udekorowano, wysylano je na gore. Byl moment, kiedy Piemur pomyslal, ze moga jego wyslac, ale zdecydowano, ze jest za brudny, zeby nosic jedzenie. Zamiast tego wyslano go do samego wnetrza Warowni, zeby przyniosl wiecej koszy z zarami, poniewaz Lord Meron skarzyl sie, ze nie widzi, co je. Piemur musial odbyc te droge trzy razy, aby zaspokoic jego wymagania. A wtedy polmiski wracaly juz do kuchni. Poslugacze i pomniejsi zarzadcy chwytali jedzenie, kiedy ich mijalo. Gdy wszyscy mieli juz tak wypchane usta, ze nie mogli nic mowic, w kuchni gwar zaczal przycichac. Piemurowi udalo sie zlapac obrosnieta miesem kosc i chwytajac garsc kromek chleba, usunal sie w najciemniejszy kat tego olbrzymiego pomieszczenia, zeby w spokoju zjesc. Zarlocznie rzucil sie najedzenie i podjal decyzje, ze teraz to juz wyjdzie stad najszybciej, jak sie da. Podczas wscieklego zamieszania przy podawaniu potraw slonce juz zaszlo, wiec pod oslona ciemnosci bedzie mogl odzyskac jajko. A gdyby go zatrzymali straznicy wytlumaczy sie, ze skonczyl swoje obowiazki. Lord Groghe zawsze dawal sluzacym nieco czasu, zeby mogli wziac udzial w tancach na Zgromadzeniu. Piemur deszyl sie juz na ponowne spotkanie z Sebellem. Moze i nie uslyszal wiele na temat, ktorego dziedzica wybralby sobie personel Warowni, ale mial dowod, ze Lord Meron dostaje o wiele wiecej jajek jaszczurek ognistych, niz powinna otrzymywac taka mala Warownia jak Nabol; ze jego magazyny pelne byly zapasow i to w takiej ilosci, ze on i jego bliscy nie zuzyliby ich nawet przez cale Przejscie, nie mowiac juz o Obrocie. Chociaz Piemur byl glodny, nie zdolal ogryzc kosci do konca. Byl zbyt zmeczony, zeby jesc. Pomyslal, ze lepiej bedzie odzyskac jajko i wysliznac sie na spotkanie z Sebellem, zanim padnie z wyczerpania. Jakze tesknil za swoim lozkiem w siedzibie Cechu Harfiarzy. Stali poslugacze kuchenni zbyt byli zajeci narzekaniem na te nedzne resztki, ktore zostawiono im do jedzenia i na to, ile ci wsciekle glodni goscie jedli i pili, zeby zauwazyc, jak Piemur zwinnie sie wymknal. Wzial swoje cenne jajko, ktore na szczescie wciaz bylo cieple w dotyku, starannie owinal je w szmaty i wepchnal wezelek z powrotem pod tunike. Potem zamaszystym krokiem podszedl do glownej bramy, rozmyslnie falszywie gwizdzac. -A ty sie gdzie wybierasz, smierdzielu? -Na Zgromadzenie - odpowiedzial Piemur, jak gdyby to bylo oczywiste. Zdumial sie, kiedy mezczyzna ryknal smiechem, a nastepnie obrocil go i brutalnie popchnal z powrotem. -I nie probuj ze mna jeszcze raz tej sztuczki! - zawolal straznik, gdy silnie pchniety Piemur zachwial sie, potknawszy sie na kamieniach, i usilowal utrzymac rownowage, zeby nie upasc i nie uszkodzic jajka. Zatrzymal sie w najciemniejszym kacie pod sciana i stal, zloszczac sie na te niespodziewana przeszkode w ucieczce. To bylo smieszne! Nie umial sobie wyobrazic zadnej innej Warowni na Pernie, gdzie slugom odmawiano by przywileju pojscia na wlasne Zgromadzenie. - Zjezdzaj do swoich smieci, ty smierdzielu! Dopiero wtedy Piemur zdal sobie sprawe, ze jego brudny fartuch w mroku wciaz bylo dobrze widac, wiec przemknal kolo wejscia na podworzec kuchenny. Kiedy zniknal straznikowi z oczu, sciagnal go z siebie i rzucil go do kata. A wiec nie wolno mu bylo wyjsc, tak? No coz, gosci trzeba bedzie wypuscic. Zaczeka po prostu i wyslizgnie sie z Warowni Nabol w taki sam sposob, w jaki do niej wszedl. Ten pomysl dodal mu animuszu. Piemur rozejrzal sie za odpowiednim miejscem, gdzie moglby zaczekac. Powinien trzymac sie blisko dziedzinca, zeby uslyszec gwar pozegnan. Lepiej nie wracac do kuchni, bo go znowu zagonia do roboty. Na rozwiazanie problemu wpadl, kiedy rozgladajac sie zauwazyl czern dolow na popiol i wegiel. Trzymajac sie w cieniu przeszedl do tej kryjowki i usadowil sie na gabczastej powierzchni po prawej stronie dolu na popiol. Nie bylo to najbardziej wygodne miejsce do czekania, pomyslal i usunal sobie spod siedzenia duzy kawalek zuzlu, zanim sie jako tako wygodnie umoscil. Nocny wiatr nasilil sie nieco i kiedy wysadzil nos nad zwienczenie muru, zrobilo mu sie zimno. No coz, nie bedzie musial czekac dlugo. Watpil, czy ktokolwiek bedzie na tyle odporny, by zniesc zapach Lorda Merona dluzej, niz bylo to absolutnie konieczne. Z niespokojnej drzemki obudzil go odglos krzykow i bieganiny na glownym dziedzincu, a potem blizsza, bardziej przerazajaca wrzawa w samej kuchni. Ponad wrzaski i trzaskanie drzwiami wybilo sie zalosne zawodzenie. -Ja go nie znam. Mowie. Pierwszy raz dzisiaj go zobaczylem. Powiedzial, ze jest tutaj, zeby pomoc w Zgromadzeniu, a pomoc byla nam potrzebna. Mozna bylo miec pewnosc, ze Besel oczysci sie ze wszelkich podejrzen. -Panie, straznik przy bramie mowi, ze jakis chlopak, odpowiadajacy temu opisowi, probowal chwile temu wyjsc na Zgromadzenie. Nie potrafi powiedziec, czy ten poslugacz cos niosl. Nie szukal skradzionych rzeczy. -A wiec nie wyszedl? - Ten glos byl jak wsciekle warkniecie. Lord Meron? - zastanawial sie [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |