Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] jego dłoń spoczęła na rękojeści pistoletu. - Zamknij swój wredny pysk! Mówię ci teraz, że jeśli kiedykolwiek cię złapię, jak robisz coś dziecku, to cię zabiję! Bóg mi świadkiem, że cię zabiję! Rzucając tę grozbę, Stary zbiegł ze schodów i wyszedł wzburzony na zewnątrz. Mały odwrócił się do nas z szeroko otwartymi i zdziwionymi oczami. - Co go ugryzło? - Myślę, że trafiłeś w jego czułe miejsce -mruknął Porta. - Ale on wie, że nigdy bym nie dotknął dzieciaka! - wrzasnął Mały. Porta wzruszył obojętnie ramionami. Wszyscy mieliśmy swoje momenty wściekłości lub paniki; kompletnej utraty samokontroli. Przydarzyło się to każdemu z nas, a teraz przyszła kolej na Starego. Mały wiedział o tym tak jak każdy, ale i tak atak Starego go zabolał. - Jestem ostatnią osobą, która by skrzywdziła dzieciaka... TY o tym wiesz! Ile razy pakowałem się w kłopoty po to tylko, żeby jakiemuś pomóc? A ten dzieciak w Augańsku? A ten transport w Majdanku? Kto ryzykował życiem strzelając do strażników, żeby tylko szczeniaki mogły prysnąć? A co - wspominał z zadowoleniem -z tym esesmanem, którym nakarmiłem psy? Wszyscy się skrzywili na samo wspomnienie tego incydentu. - No, wtedy już przesadziłeś - sprzeciwił się Porta. - Powiedziałem to wtedy, mówię i teraz. Tamtej nocy w Polsce nigdy nie zapomnimy. W towarzystwie dziewięciu polskich partyzantów trafiliśmy nieoczekiwanie na transport żydowskich dzieci, odebranych rodzicom, wyciągniętych z domów, wiezionych Bóg wie gdzie i Bóg wie po co. Mały strasznie się wściekł i jeden z partyzantów, przerażony jego zachowaniem, podjął daremny wysiłek uspokojenia go. Poinformował nas jak jakiś ważniak, że jest polskim oficerem, wyciągając na dowód fotografię siebie w mundurze. My z kolei poinformowaliśmy go, nie zadając sobie specjalnego trudu, by przedstawić jakieś dowody, że jesteśmy generałami armii niemieckiej. Prawie na pewno w to nie uwierzył, wzruszył ramionami i prysnął do lasu, a z nim sześciu innych partyzantów i te dzieci, którym udało się uciec. Pozwoliło nam to zająć się w spokoju oficerem SS, którego Mały zastrzelił. Dwóch partyzantów także zostało. Nie jestem pewien, czy to nie od nich pochodził pomysł wyrwania trupowi serca, ale tak czy inaczej Mały i partyzanci zabrali się z wigorem do pracy, a my staliśmy patrząc przerażeni i jednocześnie niezaprzeczalnie zafascynowani. Kiedy skończyli, powiesili zbezczeszczone zwłoki za kostki na gałęzi drzewa. Mały zawsze twierdził, że serce zostało zjedzone przez lokalne psy i może miał rację. W opuszczonym miasteczku znalezliśmy opuszczoną willę i zajęliśmy ją na nasze tymczasowe koszary. Była wspaniała, położona wysoko na wzgórzu z widokiem na Morze Czarne. Pierwsze i drugie piętro roiło się od sypialni, musiały być ich tuziny, wszystkie w różu lub błękicie, bardzo frywolne i kobiece, pełne dużych i bogatych luster. Zainstalowaliśmy się w salonie na dole, rozwalając się na fotelach i sofach, nasze ciężkie wojskowe buty gniotące puszyste pastelowe dywany i zostawiające na nich czarne ślady. - Niech Bóg ma w opiece Rumunię! - krzyknął Mały, podniecony subtelnymi zapachami i koronkową bielizną, której pełno było w domu. - Chyba tu zostanę! Porta przetoczył się przez pokój i otworzył francuskie okna na taras wychodzący na niezwykle niebieską taflę wody tak zwanego Morza Czarnego. Gdzieś daleko trwała wojna; ale nas na moment to nie obchodziło. Pózniej, tego samego dnia, Mały, snując się po domu, natknął się na niezwykle grubą kobietę, która wyciągała z szafy jakieś rzeczy. Jak sam się przyznał, cholernie się przestraszył, ale szybko doszedł do siebie i wezwał nas na pomoc. Kiedy przybyliśmy, on i kobieta siłowali się ze sobą w milczeniu. Trudno było powiedzieć, kto wygrywa. - Co tu się dzieje? - zapytał Stary. - Kto to jest? Czego tu chce? Sapiąc i dysząc, kobieta kopnęła Małego w goleń. Wyjąc z bólu, Mały zacisnął swoje potężne dłonie na jej szyi. - Puść ją! - rozkazał Stary robiąc krok do przodu. Niechętnie Mały rozluznił swój zacisk. Grubaska wpadła do szafy, jej obfity biust unosił się i drżał. - Kim jesteś? - powtórzył Stary. -i czego tu chcesz? - Przyszłam po pewne rzeczy. Ja tu nie mieszkam, ale ten dom należy do mnie. - Potrzebuję trochę więcej pościeli... moja rodzina ma tyfus. Na dzwięk tego słowa instynktownie zrobiliśmy krok w tył. Kobieta wykorzystała okazję. Mrucząc przeprosiny, wzięła stertę prześcieradeł oraz koców i wyszła. Legionista obserwował jej odejście czujnym wzrokiem. - Jest coś nie tak z tą kupą chodzącego tłuszczu. - Myślisz, że to kurwa? - spytał Mały ochoczo. - Raczej burdelmama. Znam ten typ... Chodzmy się jej lepiej przyjrzeć. Legionista założył swoją czapkę, uzbroił się w pistolet i nóż, który wsunął sobie do buta, i ruszył w kierunku drzwi. - Ktoś idzie ze mną? Nikt z nas nie był raczej zainteresowany kobietą - oprócz Małego, ale jego nawet końmi nie można by było teraz wyciągnąć z willi. Podczas samotnej włóczęgi po mieście znalazł masę zapasów zgromadzonych w opuszczonej Komendanturze i teraz jego pokój w willi mógłby wytrzymać roczne oblężenie. Cygara były ułożone wysoko na stoliku obok łóżka. Cały pułk butelek maszerował wzdłuż ścian, whisky, wódka, francuski koniak. Zaprosił nas, byśmy podziwiali jego dzieło i żebyśmy brali, co chcemy, w granicach rozsądku oczywiście. - A to co? - spytał Barcelona, podnosząc duży porcelanowy garnek stojący przy łóżku. - To mój nocnik - powiedział Mały, wyrywając mu go zazdrośnie. - Różowe i niebieskie kwiatki i złote amorki... Myślę, że to bardzo pasuje i mogę go wylewać prosto do morza, jak się zapełni. - Co stanie się już wkrótce - mruknął Barcelona spoglądając na zbiór butelek. Wkrótce wrócił Legionista pełen dobrego humoru i kipiący nowinami. Zainstalował się w sypialni Małego, siadając po turecku na łóżku z butelką koniaku w jednej i z cygarem w drugiej dłoni. Tylko on i Stary lubili cygara, ale każdy z nas zdecydował się wypalić choć jedno dla zasady. Heide już dwukrotnie rzygał, ale było to raczej spowodowane butelką wódki niż cygarami. - No i? - zapytaliśmy wszyscy. - Czego się dowiedziałeś? Legionista roześmiał się triumfalnie i wlał w siebie prawie pół butelki koniaku bez zmrużenia oka. - Czy wiecie, co to za miejsce? - Nie - odpowiedział Mały brzmiąc jak komik kabaretowy. - Co to za miejsce? - Będziecie bardzo zadowoleni, jak się dowiecie - powiedział Legionista z roześmianą miną. - Streszczaj się! - pogonił go Mały. - No dobra. Ujmując rzecz krótko - jak wszystko jest normalne, to nad naszymi frontowymi drzwiami pali się czerwone światełko. - Ci z nas, którzy akurat pili, prawie zakrztusili się na śmierć; twarze tych, którzy palili, stały się niebieskie. Mały był zbyt zszokowany, żeby wykrztusić choć słowo. - Masz na myśli, że mieszkamy w burdelu? -wyszeptał Porta, nie mogąc uwierzyć w tak dobrą wiadomość. - Jesteśmy dokładnie w domu publicznym -zapewnił go Legionista z lekko współczującym uśmiechem. Legionista niezbyt przepadał za takimi miejscami. - Ale gdzie są wszystkie kobiety? - Kobiety! Mały wydał nagle głośny okrzyk zadowolenia. Na naszych zdumionych oczach wykonał szybki striptiz, zostawiając na sobie tylko buty, pas z kaburą i stary melonik. - Nie będę tego potrzebował przez długi, długi czas - oświadczył wrzucając mundur do szafy. - A co z butami? - spytał Stary lekko zdegustowany. - Pozbyć się majtek to jedno. Aazić bez butów to inna para kaloszy. Bądz gotowy, to moje motto. Tak czy inaczej - machnął ręką wskazując na swój strój lub jego brak -jestem teraz gotowy na każdą ewentualność. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |