Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

której tak bardzo pragnął.
Podszedł do ojca i położył mu rękę na ramieniu. Poczuł, że ojciec
zesztywniał.
 O co chodzi, tato?  spytał.
Jose wskazał kciukiem szefa strażaków.
 On myśli, że ogień spowodował któryś z pracowników kuchni 
powiedział.
 Nie celowo  szybko wtrącił strażak, choć wyraz jego twarzy
wskazywał, że ma co do tego wątpliwości.  Ale musi pan przyznać, panie
Mendoza, że w restauracjach zdarzają się pożary spowodowane przez
gorący tłuszcz. Zwłaszcza gdy przygotowuje się tak dużo posiłków.
163
RS
 Nie, nie i jeszcze raz nie  protestował gwałtownie Jose.  Moi
ludzie bardzo uważają. Traktują kuchnię w restauracji jak własną...
Strażak zrobił taką minę, jakby te słowa tylko dostarczyły mu
dodatkowego argumentu.
 Nieszczęścia zdarzają się każdego dnia w kuchniach prywatnych
domów, panie Mendoza  zauważył.
 Nie w moim domu  stwierdził Jose stanowczo.  Musiała być jakaś
inna przyczyna pożaru. Jakieś spięcie czy wada w instalacji elektrycznej, a
nie błąd człowieka.
Jose najwyrazniej rzucał wyzwanie komendantowi straży.
Ojciec jest bardzo zdenerwowany, zaniepokoił się Jorge.
To był dla niego straszny dzień. Jego serce ma już dość. To może się
zle skończyć.
 Tato, uspokój się  powiedział.  Nikomu nic się nie stało...
 Z wyjątkiem restauracji  jęknął żałośnie Jose, patrząc ponad
ramieniem syna na to, co zostało z jego ukochanego lokalu.
W miejscu okazałego budynku, który stał tam jeszcze rano, widniały
na wpół spalone ściany, które lada chwila mogły się zawalić.
Po tych wszystkich latach lokal w jednej chwili zamienił się w
zgliszcza.
 Restauracja była ubezpieczona, tato  przypomniał ojcu Jorge. 
Zostanie odbudowana do czasu przyjęcia weselnego.
 Jakiego przyjęcia weselnego?  spytali równocześnie Jose i Jane.
Jorge uśmiechnął się szeroko, przenosząc spojrzenie z ojca na swoją
ukochaną.
 Mojego... i Jane  oświadczył.
164
RS
Smutek i zatroskanie, malujące się dotychczas na twarzy Jose
Mendozy, po tych słowach syna natychmiast znikły, ustępując miejsca
zaskoczeniu i radości. Starszy pan błyskawicznie wstał ze stopnia, zrzucając
koc, i porwał w objęcia najpierw syna, potem Jane.
 Witaj!  zawołał, ściskając ją.  Witaj w rodzinie! Jane zdumiona
niefrasobliwie rzuconymi słowami Jorge, dopiero po chwili odwzajemniła
uścisk. Wpatrywała się w Jorge ponad ramieniem Mendozy. Co się tutaj
dzieje?  zastanawiała się.
 Czy ja czegoś nie zauważyłam?  zwróciła się z niedowierzaniem do
Jorge, gdy tylko uwolniła się z objęć jego ojca.  Kiedy poprosiłeś mnie o
rękę?
 Nie poprosiłem  przyznał Jorge niemal ze skruchą.
Po sekundzie jednak całe zakłopotanie go opuściło i odzyskał swoją
normalną pewność siebie i zdecydowanie.
 Pomyślałem sobie tylko, że skoro dwoje ludzi się kocha, to właśnie
to robią. Pobierają się  dodał.
Gdy tylko to powiedział, uświadomił sobie nagłe, że pominął sprawę
najważniejszą, uważając ją za oczywistą.
A co będzie, jeśli mylił się co do uczuć Jane?
Przyglądał się jej twarzy z lekką niepewnością, choć wciąż się
uśmiechał. Udawał, że jest pewny swego, licząc, że w ten sposób nadzieja
się zmaterializuje.
 Kochasz mnie, prawda?  spytał z wahaniem.
 Tak  potwierdziła, wypowiadając to słowo tak powoli, jakby chciała
poczuć jego smak na języku.
Czyżby śniła?
165
RS
Czyżby to ona nawdychała się za dużo dymu, straciła przytomność i
teraz unosi się gdzieś między rzeczywistością a wyobraznią?
Bo niby dlaczego, gdyby tak nie było, miałby się zdarzyć ten
wspaniały scenariusz?
 Ejże!  odezwał się ostro Jose, marszcząc z dezaprobatą czoło.
Chyba nie udało mu się dobrze wychować młodszego syna.  Kobiety lubią,
gdy się je pyta o takie rzeczy, a nie uważa się je za oczywiste.
Jane uśmiechnęła się zadowolona, że ojciec Jorge jest wyraznie po jej
stronie. Nigdy nie doświadczyła takiego wsparcia w dzieciństwie.
Dotknęła lekko jego ręki.
 Panie Mendoza, chyba chciałabym mieć pana za teścia 
powiedziała.
Mimo że poniósł taką stratę i niemal stracił życie zaledwie kilkanaście
minut wcześniej, Jose był cały rozpromieniony.
 Tato  zwrócił się do Jane.  Mów do mnie  tato", proszę. Przeniósł
spojrzenie ciemnych oczu na syna.  A ty musisz się oświadczyć jak należy
 powiedział.
Kątem oka Jorge zauważył, że komendant straży wycofuje się w
milczeniu. Dzięki Bogu zrozumiał, że pózniej będzie czas na
przedyskutowanie przyczyny pożaru.
Teraz trzeba się zająć sprawami rodzinnymi i nikt, kto do rodziny nie
należy, nie powinien w tym uczestniczyć.
 Jane...  Jorge ujął ją za rękę, wpatrując się w jej oczy.  Czy chcesz
sprawić, żebym stał się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i uczynić
mi zaszczyt zostania moją żoną?
 Czy to też część zakładu?  Jane spojrzała na niego filuternie.
166
RS
 Nie, to nie ma nic wspólnego z zakładem  zapewnił ją, biorąc
poważnie jej słowa.  To przestał być zakład w chwili, gdy zacząłem z tobą
rozmawiać i uświadomiłem sobie, jaką wyjątkową jesteś kobietą. A teraz,
powiedz, proszę, wyjdziesz za mnie?
 Tak, och tak!  zawołała Jane, wspinając się na palce i zarzucając mu
ręce na szyję.
Jorge przypieczętował oświadczyny długim gorącym pocałunkiem.
 Panie Mendoza, musimy zabrać pana do szpitala  powiedział
wysoki, chudy ratownik, który w milczeniu czekał, aż skończą rozmowę.
Próbował pomóc starszemu panu wejść do karetki.
Jose odepchnął go.
 Co za szpital?  oburzył się.  Nic mi nie jest.  Popatrzył na syna i
przyszłą synową z nieukrywaną dumą i jego twarz rozjaśniła się uśmiechem.
 Czuję się lepiej niż dobrze. A co dopiero, kiedy moja Maria dowie się o tej
nowinie.
Jakby na zawołanie w zasięgu ich wzroku pojawiła się nieduża
ciemnowłosa kobieta. Spieszyła ku nim, torując sobie drogę przez tłum. Na
jej twarzy strach mieszał się z gniewem. Strach z powodu tego, co mogło się
stać, a gniew z powodu tego, na co naraził ją mąż, choć nie ze swojej winy.
W jej ciemnych oczach lśniły łzy.
 Dios mio, żyjesz, staruszku. Wiedziałam, że jesteś za twardy, żeby
umrzeć  wołała.
Azy popłynęły jej z oczu. Przez całą drogę do restauracji modliła się,
przerażona wizją tego, co może zastać po przybyciu na miejsce.
Objęła męża i mocno przytuliła.
 Nigdy więcej mi tego nie rób, rozumiesz?  zażądała, nie
wypuszczając go z objęć.  Nigdy.
167
RS
 Przecież ja nie zaplanowałem tego pożaru, Mario  bronił się Jose.
Zadrżał uprzytomniwszy sobie, jak mało brakowało, a już nigdy nie
zobaczyłby twarzy żony.
 I nie byłoby mnie tu teraz, gdyby nie Jorge  dodał.
 Jorge?  wykrzyknęła Maria.  Jorge tu był?  spytała, rozglądając
się gorączkowo za synem. Dopiero teraz do niej dotarło, że i on znajdował
się w niebezpieczeństwie.  Gdzie on jest?
Jose uśmiechnął się i wskazał rękę w kierunku pary całującej się obok< r>karetki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.