Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

za sobą głos markiza:
 Ruszaj!
Odwróciła głowę w przeświadczeniu, że się przesłyszała, a
wtedy on, ciągle skulony nieruchomo na dnie wozu, powiedział
gwałtownie:
 Rób, co mówię, ruszaj szybko!
Właśnie otwierała usta, by coś powiedzieć, gdy zobaczyła to,
co wcześniej zauważył markiz. Kilku żołnierzy przeciskało się w
tłumie, robiąc celowo szum wokół siebie.
Szybko uniosła lejce, uderzyła konia batem i ruszyła pędem, aż
ludzie, porywając dzieci z drogi, z wrzaskiem zaczęli jej
Strona nr 160
ZNUDZONY PAN MAODY
wygrażać.
Zdawało się Lukrecji, że słyszy także krzyk Henriego
Lechampa, lecz się nie odwróciła.
 Jedz  nakazał markiz.
Wioska była mała. Po kilku sekundach minęli ostatni dom i
zniknęli z oczu ludziom na targowisku. Dopiero wtedy markiz
podniósł się z dołu wozu, przeskoczył do przodu i przejął lejce od
Lukrecji. Strzelił batem, wprawiając konia w galop. Drewniany
wóz zaturkotał, zaskrzypiał i podskoczył na drodze.
Pędzili tak szybko, że trudno byłoby znalezć kogoś, kto mógłby
ich doścignąć  pomyślała Lukrecja.
 Czy to żołnierze cię zaalarmowali?  spytała.
 Szukali dezerterów  odpowiedział.  Mogłem przewidzieć,
że będą tacy na targowisku.
 Oni by pomyśleli, że jesteś ranny.
 Lecz byłbym znów przesłuchiwany, a jak wiesz, nie mam
dokumentów.
 Biedny pan Lechamp. Myślę, że obeszliśmy się z nim niezbyt
ładnie, zabierając wóz i konia  zauważyła Lukrecja.
 Rozpustny młody świntuch!  gwałtownie zareagował
markiz.  Zasłużył sobie na to!
Lukrecja uśmiechnęła się.
 Czy aby nie jesteś niewdzięczny? On poszedł nam kupić coś
do jedzenia.
 Słyszałem waszą rozmowę  powiedział markiz.  W
podróży takiej, jak nasza, twoja uroda nie jest majątkiem,
Lukrecjo, lecz cholerną przeszkodą.
 Bardzo mi pochlebiasz  zaśmiała się Lukrecja.
Trudno było rozmawiać, ponieważ jechali bardzo szybko.
Markiz oglądnął się przez ramię i mimo tumanów kurzu za
wozem upewnił się, że nikt ich nie goni.
 Możemy Bogu dziękować za to, że wojsko nie stacjonuje w
tej części kraju  powiedział markiz.  Co więcej, w tym rejonie
pozostało tylko kilka koni. Bonaparte zabiera niemal wszystkie na
wojnę.
Strona nr 161
Barbara Cartland
 Czy pojedziemy aż do Les Pieux  spytała.
 Nie, nie pojedziemy tak daleko  odpowiedział.  To byłoby
niebezpieczne. Jeżeli Lechamp powie tym, którzy się nami
interesują, że podróżujemy do Les Pieux i że dowiedział się tego
od nas, będzie to ostatnie z miejsc, w którym będą nas oczekiwać.
 Rozumiem tok twojego myślenia  stwierdziła.
Przejechali jeszcze około trzech mil, nim droga nagle skręciła
na południe. Markiz zatrzymał konie.
 Chcę, abyś zeskakując z wozu nie pozostawiła śladów stóp
na drodze  powiedział.  Będziesz mogła to zrobić?
 Oczywiście  odparła Lukrecja, widząc skrawek zielonej
trawy na brzegu drogi.
 Bardzo dobrze  powiedział markiz.  Skacz, gdy będziesz
gotowa.
Zrobiła tak, jak chciał, bezpiecznie lądując na kawałku trawy.
Markiz przywiązał lejce do wozu i zeskoczył na trawę za
Lukrecją.
Uderzył batem konia, a gdy ten ostro ruszył drogą, markiz
wrzucił bat na tył wozu. Lukrecja obejrzała ślady kół na miękkiej
ziemi i zrozumiała ostrożność markiza.
 Pojadą za wozem!
 O to właśnie chodzi  przytaknął jej markiz.  A my dalej
idziemy pieszo. Lepiej będzie, jak nałożysz swoje buty, a
drewniaki oddasz mnie.
Gdy to zrobiła, ruszyli przez pole.
 Szkoda, że nie zdążyliśmy nic zjeść przed ucieczką. Wygląda
to pewnie na łakomstwo, lecz zaczynam być znowu głodna.
 %7łal mi ciebie  odparł markiz.  Myślę jednak, że byłem
głupcem, godząc się na jazdę do wsi. Mogłem przewidzieć, że to
niebezpieczne..
 Nie mogłeś przypuszczać, że żołnierze tu będą.
 Oni są wszędzie  rzucił szorstko  i o tym powinienem
pamiętać. Bonaparte jest bezwzględny dla ludzi. Mobilizuje nawet
siedemnastoletnich chłopców. Wciąga do armii każdego
mężczyznę, nawet niedołężnego, jeśli tylko może utrzymać
Strona nr 162
ZNUDZONY PAN MAODY
muszkiet.
 Dlaczego złamał pokój?  spytała Lukrecja.  Czy nie
wystarcza mu to, co zdobył? Cała Europa należy do niego!
 Ale nie Anglia  cicho powiedział markiz.  Nie spocznie, aż
nas nie zwycięży, a tego nigdy nie osiągnie.
 Mam nadzieję, że nie  powiedziała trochę niepewnie.
Markiz szedł bardzo szybko i Lukrecja zauważyła, że lepiej nie
rozmawiać. Chciał możliwie jak najszybciej oddalić się od Le
Vretot. Pomyślała, jaka to wielka szkoda, że nie jadą dalej wozem.
Jej stopy były obolałe. Nie mogła znieść myśli o pęcherzach na
nogach markiza i o tym, jak go to boli. Jednakże pocieszała się, że
nowe buty muszą być o wiele wygodniejsze aniżeli te stare, które
nosił.
Szli i szli, a Lukrecja poczuła się głodna tak samo, jak
poprzedniego dnia. Zaczęła myśleć o różnych wybornych
potrawach, które zjadała w przeszłości, i o tym, że niewiele były
warte.
Opiekany chleb, który jadła na śniadanie, był znacznie
smaczniejszy od przepiórki w galarecie, podawanej na wielkich
kolacjach, delikatnie ugotowanej cielęciny z grzybkami, jednego z
ulubionych dań ojca, a także od wielkiej świńskiej głowy,
przygotowywanej przez ich kuchmistrza na Boże Narodzenie jako
specjalny przysmak.
 Jeżeli ja jestem tak głodna  myślała  to on jeszcze bardziej!
Jest taki wielki i silny, potrzebuje dużo jedzenia, by się utrzymać
w formie.
Znalezli zródło i ugasili pragnienie, lecz markiz nie przedłużał
postoju. Znowu szli, trzymając się cienia lasu, kiedy to było
możliwe. Unikali otwartej przestrzeni i dróg.
Niebo stawało się coraz ciemniejsze. Nagle pojawiła się
przywiana wiatrem deszczowa chmura. Lukrecja miała nadzieję, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.