Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] w rozwianym stroju Supermana uśmiechnęła się na- gle i zawołała: - Wiesz, Harry, wpadłam dzięki tobie na wspa- niały pomysł. W ramach akcji zbierania pieniędzy na utrzymanie szpitala w Braithwaite urządzamy bieg przełajowy. Byłoby zabawnie, gdyby zawodni- cy przebrali się w fantastyczne kostiumy. Co o tym myślisz? Chłopiec zatrzymał się i odwrócił. - Fajny pomysł - odparł z szerokim uśmiechem. - Tata mógłby się przebrać za dinozaura. S R Chłopiec rzucił swej mamie porozumiewawcze spojrzenie i oboje parsknęli śmiechem. Victoria po- czuła w sercu ukłucie zazdrości. Wprawdzie powie- działa Connorowi, iż cieszy się, że ona i Andy nie mieli dzieci, ale w głębi duszy pragnęła mieć kiedyś takiego słodkiego synka jak Harry. Wróciwszy do gabinetu, dokończyła notatkę z wi- zyty Harry'ego i jego matki. Po uporządkowaniu do- kumentów ubrała się i skierowała do wyjścia. Marzy- ła o powrocie do domu po męczącym dniu. Przecho- dząc przez poczekalnię, zobaczyła stojącego przed recepcją mężczyznę w dresie i mocno ubłoconych adidasach. - Dlaczego nie ma recepcjonistki? - spytał z pre- tensją w głosie. - Mieliśmy awarię, poczekalnia została zalana i recepcjonistka poszła już do domu - odparła Vic- toria. - Właśnie zamykamy przychodnię. - Ale ja pilnie potrzebuję recepty. - Jeśli przyjdzie pan jutro rano, recepta będzie na pana czekała. Rozumiem, że chodzi o powtórzenie? - Tak, ale muszę ją mieć dzisiaj, bo wyjeżdżam na urlop. Victoria musiała się opanować, żeby nie okazać irytacji. - Pózno pan sobie o tym przypomniał. Jest już siódma i gdyby nie awaria, przychodnia byłaby daw- no zamknięta. Jak pana nazwisko? - Charles Bennet. Nie mogłem przyjść wcześniej, a urlop wypadł mi w ostatniej chwili - niezbyt prze- konująco tłumaczył mężczyzna. - Proszę poczekać, muszę pójść po pana kartę. S R - Długo to potrwa? Bardzo mi się spieszy. Victoria wreszcie straciła cierpliwość. - Panie Bennet - powiedziała, odkładając na blat bloczek z receptami. - Skoro tak się panu spieszyło, dlaczego nie przyszedł pan do nas przed wieczornym biegiem? - Jestem astmatykiem i pilnie potrzebuję leku - oznajmił mężczyzna podniesionym tonem. - Jeżeli natychmiast nie dostanę recepty, złożę na panią za- żalenie. - Co się tutaj dzieje? - z drugiego końca poczeka- lni dobiegł ich głos Connora. - Nic takiego, poradzę sobie - odparła chłodno Victoria. - Pan Bennet potrzebuje recepty przed wy- jazdem na urlop. Zaraz mu ją wypiszę. Sprawdzając w gabinecie kartę Benneta, usłysza- ła, jak Connor mówi do niego: - To pan ma obowiązek zawczasu uprzedzić le- karza o potrzebie nowej recepty. Nie można oczeki- wać, że lekarz będzie z byle powodu na każde za- wołanie. Victoria uśmiechnęła się do siebie. Dobrze wie- dzieć, że Connor potrafi w razie czego stanąć po jej stronie. Wróciwszy do poczekalni, wypisała receptę i podała ją mężczyznie. - Dziękuję - burknął, spoglądając na nią spode łba. Szybko odwrócił się i wymaszerował. - Bezczelny facet! - mruknęła ze złością. - %7łycie byłoby piękne, gdyby nie ci okropni pa- cjenci! - zauważył Connor, najwidoczniej usiłując ją rozbawić. - Chodzmy, miałaś ciężki dzień. Za- praszam cię na kolację. S R - Dziękuję, ale nic z tego - oświadczyła. - Od tej chwili nasze wzajemne stosunki będą wyłącz- nie służbowe. To, co było dzisiaj, nie może się po- wtórzyć. - Ależ Victorio, nie proponuję niczego zobowią- zującego. Doskonale rozumiem, że podobnie jak ja po swoich perypetiach rozwodowych nie chcesz się poważnie angażować. Myślałem jedynie o miłej przygodzie. Przecież oboje mamy na to ochotę, czyż nie? - Otóż nie, Connor! - prychnęła. - Nie wiem, skąd ci to przyszło do głowy. - Zdecydowanym gestem skrzyżowała ręce na piersiach. - Jedyne, czego pragnę, to tego, aby nasza współpraca w przy- chodni układała się możliwie harmonijnie. Koniec i kropka. Connor lekko się uśmiechnął. - To byłby zawsze dobry początek. - Popatrzył na nią spod oka. - Ale nie wierzę, że nie pragniesz ni- czego więcej. - Możesz mi wierzyć albo nie, ale... - Dzwięk rozbijanego szkła w drugim końcu przychodni nie pozwolił jej dokończyć zadania. - Co u diabła? - Connor ruszył w kierunku kory- tarza, zapalając po drodze pogaszone wcześniej świat- ła. - To chyba włamanie! Wezwij policję! Zobaczę, co tam się dzieje! Victoria przytrzymała go za rękę. - Nie idz tam, to może być niebezpieczne. - Wezwij policję! - Wyrwał się i pobiegł w głąb korytarza. Victoria drżącymi palcami wykręciła numer poli- S R cji. Serce biło jej jak szalone. Nie mogła się oszuki- wać, bała się, czy Connorowi nie stanie się coś złego. W budynku panowała złowroga cisza. Victoria ostrożnie zagłębiła się w ciemny korytarz i nagle zderzyła się biegnącym w przeciwnym kie- runku Connorem. - Jakiś bydlak próbował wejść przez okno, ale na mój widok zeskoczył z parapetu i uciekł - krzyknął Connor. - Muszę go dopaść. - Connor, nie! I tak go nie dogonisz. - Czekaj tu i nigdzie się nie ruszaj! - Connor wypadł z przychodni. Okno gabinetu było rozbite kamieniem, a na para- pecie widniały ślady krwi. Pewnie włamywacz pora- nił sobie ręce o odłamki szkła. Może krwawe ślady pozwolą policji go wyśledzić. Victoria wróciła do poczekalni i bezsilnie opadła na krzesło stojące na- przeciw otwartych drzwi. Co za okropny dzień! Naj- pierw powódz, a teraz to! Po dziesięciu minutach nadjechała policja, a jed- nocześnie w otwartych na oścież drzwiach pojawił się zdyszany Connor. - Drań znikł bez śladu - oznajmił. - Jeśli to któryś z notowanych ćpunów, poszuku- jący darmowych narkotyków, to łatwo będzie go zła- pać - pocieszył go posterunkowy. - Chyba nie jestem wam już potrzebna - ode- zwała się umęczona tym wszystkim Victoria. - Ma- rzę o powrocie do domu i ciepłym łóżku. Podeszła do recepcyjnego blatu, na którym wcześ- niej położyła bloczek recept. Niestety, zniknął. Z ci- chym jękiem zamknęła oczy. S R - O mój Boże! Ten łajdak musiał zaczaić się pod drzwiami, a kiedy wyszłam z poczekalni, wpadł do środka i ukradł nam recepty. - Tego tylko brakowało! -jęknął Connor. - Jak mogłaś zostawić je na wierzchu? Victoria zawrzała gniewem. - Bardzo cię przepraszam, ale najpierw musiałam [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |