Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] kolana podniósł się z łatwością i podtrzymał Hulagha z prawej strony. - To jest bardzo męczące dla baia - powiedział Chul. Hulagh przeklął młode w myśli. - Jest bardzo stary, she pan. Ta długa podróż wyczerpała go, a ponadto szkodzi mu tutejsze powietrze. - Niunie - odezwała się she pan do swego kel ena - odprowadz baia na dół, do jego pojazdu. She pan podniosła się bez niczyjej pomocy. Przyglądała się z twarzą bez wyrazu i niewinnymi oczyma, jak Hulagh sapał z wysiłku wywołanego posuwaniem się naprzód krok za krokiem. Bai nigdy nie żałował swej dawno utraconej młodości i związanej z nią łatwości poruszania się. Starość miała wiele zalet - rozległe wspomnienia i zaszczyty, wolność od strachu oraz usługi i szacunek ze strony młodych. Wśród mri jednak wyglądało to inaczej. Zdał sobie z palącym oburzeniem sprawę, że she pan celowo dokonała tego porównania pomiędzy ich sprawnością w zaawansowanym wieku. Urządziła dla swych ziomków spektakl, demonstrując im bezradność regulskiego starszego pozbawionego swych ślizgów i krzeseł. Mri, którzy poruszali się lekko i szybko oraz zachowywali sprawność nawet w skrajnie zaawansowanym wieku, musieli uważać tę słabość za coś osobliwego. Hulagh zastanowił się, czy nie stroili oni sobie z tego żartów, podobnie jak regule z inteligencji mri. Przez całe dwa tysiące dwieście dwa lata nikt nie widział, by jakiś mri wybuchnął otwartym śmiechem. Hulagh obawiał się, że teraz ich zasłonięte twarze były roześmiane. Spojrzał na oblicze Chula, by się przekonać, czy młode to rozumie. Sprawiało wrażenie jedynie oszołomionego i przestraszonego. Dyszało i sapało. Musiało na dodatek do własnego dzwigać ciężar Hulagha. Młody mri po drugiej stronie nie spoglądał bezpośrednio na żadnego z nich, lecz z szacunkiem odwrócił oczy niczym przykład dobrego wychowania. Wyrazu jego skrytej za zasłoną twarzy nie sposób było odczytać. Przeszli przez stalowe drzwi i ruszyli przyprawiającymi o zawrót głowy meandrami pomalowanych korytarzy. Wędrówka w dół po schodach przyprawiała Hulagha o straszliwe katusze. Wszystko stało się dla niego jedną plamą cierpienia, kolorów, dławiącego powietrza oraz możliwości śmiertelnego upadku. Gdy wreszcie dotarli na dół, poczuł błogosławioną ulgę. Zatrzymał się tam na chwilę, dysząc, po czym ponownie ruszył naprzód, krok za krokiem, wspierając się na Chulu i Niunie. Kiedy minęli drzwi, z radością przywitał ostre, gryzące powietrze oraz nieprzyjazne słońce. Jego zmysły odzyskały ostrość. Zatrzymał się po raz drugi i zamrugał powiekami w czerwonym świetle. Odzyskał dech w piersiach, wsparty na swych dwóch pomocnikach. - Niunie - odezwał się, przypomniawszy sobie imię kel ena. - Panie? - odpowiedział młody mri. - A gdybym wybrał ciebie, byś towarzyszył mi na statku? Złociste oczy spojrzały prosto na niego, szerokie i - jak się zdawało - przestraszone. Hulagh nigdy nie widział u mri podobnych przejawów uczuć. Zdumiało go to. - Panie - powiedział młody kel en. - Mój obowiązek wiąże mnie z she pan. Jestem jej synem. Nie mogę jej opuścić. - Czy wszyscy nie jesteście jej synami? - Nie, panie. Większość z nich to jej Mężowie. Ja jestem synem. - Ale nie synem z jej ciała. Mri wyglądał, jakby go uderzono. Był wstrząśnięty i oburzony zarazem. - Nie, panie. Mojej prawdziwej matki już tutaj nie ma. - Czy odleciałbyś na Hazanie! - Gdyby she pan mnie wysłała, panie. Ten mri był młody. Nie było w nim dwulicowości ani skomplikowanych motywów kierujących she pan. Młody, co prawda arogancki, lecz kogoś takiego jak ten Niun można było wyszkolić i ukształtować. Hulagh utkwił wzrok w jego twarzy, zasłoniętej aż do wysokości oczu, i wydała mu się ona bardziej podatna na atak, niż było to typowe dla mri. Podobne gapienie się było nieuprzejme, lecz Hulagh skorzystał z przywilejów przysługujących bardzo starym regulom, do ostrego i obcesowego obchodzenia się z młodymi. - A gdybym powiedział ci teraz, w tym momencie, żebyś wsiadł do ślizgu ze mną? Przez chwilę wydawało się, że młody mri nie wie, jak; na to odpowiedzieć. Być może jednak po prostu gromadził w sobie ową rezerwę, tak ważną dla wojownika z jego gatunku. Oczy widoczne ponad zasłoną pełne były otwartego strachu i cierpienia. - Mógłbym ci zapewnić bezpieczeństwo - powiedział Hulagh. - Tylko she pan może mnie wysłać - odpowiedział młody kel en - a wiem, że tego nie zrobi. - Obiecała mi jednego mii. - Wybór, kto ma odejść, a kto zostać, zawsze był przywilejem edunu. Powtarzam ci, że nie pozwoli mi odejść z tobą, panie. Było to jasno powiedziane, a uzyskanie pozwolenia poprzez dyskusję z pewnością wymagałaby kolejnej, pełnej cierpienia wspinaczki na szczyt budowli oraz następnej debaty z she pan - długiej, denerwującej i o wątpliwej skuteczności. Hulagh poważnie rozważył tę możliwość, odrzucił ją jednak. Spojrzał na młodą twarz, starając się utrwalić sobie w pamięci szczegóły, które czyniły tego mri innym od pozostałych. - Jak brzmi twoje imię, twoje pełne imię, kel enie? - Niun s Intel Zain-Abrin, panie. - Pomóż mi wsiąść do pojazdu, Niunie. Mri sprawiał wrażenie, że poczuł pełną niepewności ulgę, jak gdyby zrozumiał, że to było wszystko, o co poprosi go Hulagh. Zabrał się z całą siłą do tego zadania i ze znaczną pomocą Chula opuścił powoli, ostrożnie i z wielką delikatnością ciężkie ciało Hulagha na poduszkę. Wyczerpany bai wydał z siebie drugie westchnienie. Na chwilę zamroczyło go, gdy krew napłynęła mu do głowy. Następnie niecierpliwym gestem nakazał mri odejść. Przyglądał się, jak Niun zawraca ku drzwiom po zniszczonej erozją ścieżce. Dus u drzwi podniósł głowę, by sprawdzić, kto idzie, po czym przekręcił nagle ciało w drugą stronę i położył się z łbem między przednimi łapami. Jego oddech wzbił pył w powietrze. Młody mri przystanął na chwilę, a następnie zniknął w głębi edunu. - Jedziemy - powiedział Hulagh do Chula, który uruchomił pojazd. Maszyna ruszyła naprzód z turkotem. - Młode, skontaktuj się z moim biurem i dowiedz się, czy wydarzyło się coś nowego - odezwał się ponownie bai. Z niepokojem myślał o nadlatującym statku, choć niewątpliwie znajdował się on [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |