Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] cię przejrzeć. Jesteś niczym otwarta księga. - Wystarczy na mnie spojrzeć by wiedzieć, tak? - uśmiechnęłam się. Skinął głową na potwierdzenie moich słów. - Twoja twarz wyraża wiele emocji. - Twoja za to żadnych, bo jej nie widzę - odparłam chłodniejszym tonem głosu. - Tak bardzo cię to denerwuje? - Chciałabym zobaczyć jak wyglądasz... - Nic specjalnego. - Zciągasz czasem kaptur z głowy? - zapytałam. - Czy może w nim śpisz? Kąpiesz się w nim? Chodzisz w nim po domu? - Naprawdę masz mnie za świra - Simon zaśmiał się ponownie. Był to najprzyjemniejszy dzwięk, jaki kiedykolwiek usłyszałam. - Pokaż ją. Zciągnij kaptur i pokaż swoją twarz - podniosłam wysoko głowę. - Dlaczego tak ci na tym zależy? - Chcę zobaczyć, jakie emocje wyraża twoja twarz. Chcę widzieć, kiedy się uśmiechasz a kiedy smucisz. Chcę zobaczyć twoje oczy... - Są ciemne - Simon zrobił kilka kroków w moją stronę. - Chcę się przekonać. Zciągnij kaptur. - Nie widzę potrzeby. Lubię go - wsparł dłoń na blacie biurka. - Uparty! - krzyknęłam ze złością. Zacisnęłam dłoń w pięść i uderzyłam go delikatnie w klatkę piersiową. - Agresywna? - Simon przytrzymał moją dłoń chwytając mnie za nadgarstek. - Tylko wtedy, kiedy trzeba. - Moja twarz nie wyraża żadnych emocji - nim puścił moją dłoń delikatnie pogłaskał ją opuszkami palców. Nie odsunął się. - Jesteś niemożliwy! W jednej chwili otwierasz się przede mną opowiadając mi swoją przeszłość a w następnej stroisz sobie żarty. - Człowiek zmiennym jest. - Myślałam, że to kobieta zmienną jest. - Najwyrazniej mam więcej z kobiety niż się spodziewałem - rzucił obojętnym tonem głosu. - Dziękuję za gościnę - odparłam chłodno. - Pójdę do siebie - skierowałam się do drzwi. - I tak wiem, że wciąż coś w sobie skrywasz. - Udowodnij. - Tacy jak ty nie mówią wszystkiego od razu. Simon prychnął cicho. Uniosłam brew zdziwiona tą bezczelną reakcją i nie czekając na dalszy rozwój sytuacji opuściłam jego pokój. Od razu zlokalizowałam drzwi wyjściowe i nie rozglądając się po wnętrzu mieszkania, czym prędzej wyszłam na korytarz. Oparłam się plecami o drzwi mieszkania Elliotów i odetchnęłam głęboko. - Jak ty mi działasz na nerwy! - syknęłam otwierając drzwi swojego mieszkania. - Chcesz się zwierzyć z tego, co cię trapi, ale stosujesz jakieś kretyńskie mury obronne, które nie pozwalają mi wejść głębiej w twoje życie - marudziłam pod nosem. Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. - Zmuszę cię byś pokazał twarz. Nie odpuszczę. Rozdział VI Nowy rok. Kolejny rok życia przede mną. Kolejny rok życia za mną. Cholera. Jak ten czas koszmarnie szybko leciał. Szkoła. Brudna, obskurna, wyglądająca jak nawiedzony, stary biurowiec. I ja miałam się tu uczyć? Miejsce bardziej przypominało więzienie niż szkołę. Stałam przed budynkiem obserwując go uważnie. Był to mój ostatni dzień wolności i chciałam go wykorzystać jak najlepiej, nie miałam jednak żadnego pomysłu. Już następnego dnia miałam stawić się w tym miejscu i kontynuować naukę. - Annabel! - usłyszałam za plecami wesołe wołanie. Syknęłam cicho rozpoznając głos osoby. - Joslyn - odwróciłam się powoli widząc chłopaka. Szedł w moją stronę z szerokim uśmiechem. Za nim podążali jego znajomi, których poznałam kilka dni wcześniej. - Nie odzywasz się - mruknął stając przede mną. - Jakoś tak wyszło - odparłam. Nie miałam ochoty na niego patrzeć. Zachowanie chłopaka pozostawiało wiele do życzenia. - Zniknęłaś z imprezy. Nie mogłem cię znalezć. Stało się coś? - zapytał z błyskiem w oku. - Możliwe. Jak się impreza udała? - Było znośnie. Do północy mało kto wytrwał. Thomas padł pierwszy - wskazał na przyjaciela, który uśmiechnął się do mnie chłodno. - A ty co robiłaś o północy? - zapytała Susan zarzucając blond włosami. - Nic konkretnego - odparłam wspominając w myślach niedoszły pocałunek z Simonem. - Pewnie żałujesz, że zwiałaś. - Strasznie - rzuciłam obojętnym tonem głosu chcąc pozbyć się ich towarzystwa. Zmierzyła mnie protekcjonalnym spojrzeniem i uśmiechnęła się szyderczo. - Spacerek po terenach szkoły? - Mam tu uczęszczać, więc wolę wiedzieć, na czym stoję. Choć owy budynek mało przypomina szkołę. - Jebać szkołę. Jesteś dziś wolna? - wtrącił Joslyn z uśmiechem. - Zamierzam rozkoszować się ostatnim wolnym dniem. - Chętnie dołączę - puścił mi oczko. Miałam ochotę mu przywalić. - Samotność mi sprzyja. - Moje towarzystwo również - zaśmiał się. Jego pewność siebie zaczynała mnie denerwować. Miałam ochotę wygarnąć mu co nieco, kiedy jego uwagę przykuło coś innego. Jego znajomi jak jeden mąż odwrócili się w tym samym kierunku i zanieśli się śmiechem. - Jednak czasem wychodzisz z domu! - krzyknął Joslyn. Thomas i Seth zawyli ze śmiechu. Nie musiałam odwracać głowy by dowiedzieć się, kto znalazł się na celowniku Joslyna. Simon. - Brawo Elliot! Zwieże powietrze nie zabija! - rzucił Thomas. Susan rzuciła mu srogie spojrzenie jednak na jej ustach błąkał się szyderczy uśmiech. Tylko Rebecca nie zareagowała na słowa znajomych. Odwróciłam się powoli widząc postać mojego sąsiada. Stał niedaleko nich nie wiedząc, co zrobić. Przygarbiony, z pochyloną głową stosował mechanizm obronny chowając się za niewidzialnym murem. - Wyszedłeś szukać ofiary? Wyssać jej krew wampirku? - Joslyn podszedł do niego i potrząsnął nim. Simon zacisnął dłonie w pięści próbując się odsunąć. - Wyglądasz jak chodzące gówno Elliot. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Na moich oczach poniżano Simona a ja stałam tam nie reagując. - Odwal się - mruknął Simon cicho nie podnosząc głowy. Joslyn zaśmiał się i spojrzał na kolegów. - Słyszeliście? Nasz przyjaciel Simon bardzo nieładnie się do nas odzywa. - Trzeba nauczyć go przyzwoitego zachowania - Thomas zbliżył się do nich. - Zostawcie go - wtrąciła Rebecca chłodnym tonem głosu. Thomas i Joslyn spojrzeli na nią z niedowierzaniem w oczach. - Puśćcie go, dajcie mu przejść. - Becca, co ty... - rzuciła Susan patrząc na przyjaciółkę. - Po prostu dajcie mu spokój. Nic wam dziś nie zrobił. - Jak chcesz... - warknął Joslyn niezadowolony. Puścił chłopaka nie odsuwając się. Simon odwrócił się na pięcie i odszedł stawiając szybkie kroki. - Miło było was spotkać - chrząknęłam i ruszyłam przed siebie mijając po drodze Joslyna. Nie spojrzałam do niego, wzrok utkwiony miałam w miejscu w którym zniknął Simon. Ruszyłam szybko mając nadzieję, że go dogonię. Czułam się podle nie stając w jego obronie. Pozwoliłam by potraktowali go jak śmiecia. Dobiegłam do niewielkiej polany za drewnianym płotem. Przeskoczyłam go, przebiegłam przez trawę i wskoczyłam między drzewa. Brnęłam przez krzaki nie zwracając na nic uwagi. Byłam u celu. - Wiedziałam, że cię tu znajdę - szepnęłam stawiając ostrożne kroki. Nie zareagował. Nie podniósł głowy, nie spojrzał na mnie. Usilnie wpatrywał się w jezioro przykryte taflą lodu. Nie chciałam przerywać jego refleksji toteż oparłam się o korę drzewa obserwując go uważnie. Przygarbiony, grzebał patykiem w delikatnym piasku. Bałam się jego reakcji. Bałam się tego, że będzie zły, że nasz dobry kontakt się popsuje. Przeze mnie. Nie stanęłam w jego obronie, pozwoliłam by inni z niego szydzili. Zachowałam się jak tchórz i powinnam ponieść konsekwencje. - Czego chcesz? - zapytał szorstkim tonem głosu. Zbiło mnie to nieco z tropu gdyż Simon nigdy się tak do mnie nie odnosił. - Przeprosić... - mruknęłam. Nie miałam pojęcia, co mu powiedzieć. Nie przygotowałam [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |