Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ktoś za nią biegł.
Dostrzegła kawałek powiewającej czarnej szaty. Zwiędłe liście i małe gałązki
szeleściły i trzaskały.
Scena była żywcem przeniesiona z koszmaru. Zcigało ją widmo bez twarzy.
Przedzierała się przez zarośla z przekonaniem, że walczy o życie.
154
Rozdział dwudziesty pierwszy
Teren gwałtownie się podnosił. Aleksa straciła równowagę na ściółce z sosnowych
igieł i zaczęła się zsuwać po pochyłości. Odruchowo wyciągnęła ramię i na szczęście trafiła
na zwisające gałęzie. Tym razem jej się udało.
Parła dalej, przedzierając się między drzewami i krzakami. Ciężko dyszała. Bała się,
że wkrótce zabraknie jej tchu.
Wprawdzie prześladowca na pewno nie widział jej lepiej niż ona jego, nie ulegało
jednak wątpliwości, że każdy ruch zdradza jej pozycję.
Wyraznie go słyszała. Nie gnał na oślep. Przystawał, nasłuchiwał odgłosów jej
szaleńczej ucieczki i stopniowo zmniejszał dzielącą ich odległość.
W ten sposób nie miała szansy. Musiała ukryć się gdzieś na wystarczająco długo, żeby
sięgnąć po telefon i wezwać pomoc. Gdyby dotarła do jednej z jaskiń, mogłaby znalezć
schronienie w środku.
Potężne drzewa porastały cały stok kanionu. Stromizna stawała się coraz ostrzejsza.
Pierwszy skalisty wylot jaskini pojawił się na jej drodze niespodziewanie. W jego
smolistej czerni mogło się kryć wszystko, od grzechotnika począwszy, a na rodzinie kojotów
skończywszy.
Aleksa nie była w tej chwili zbyt wybredna, ale instynkt kazał jej minąć jaskinię. To
byłaby zbyt oczywista kryjówka.
Zerknęła przez ramię. Wydało jej się, że znów zauważyła błysk czarnej szaty. Ale
prawie natychmiast znikła ona za zasłoną świerkowych gałęzi.
Wspinaczka stawała się coraz trudniejsza i bardziej zdradliwa. Spod sandałków
staczały się kamienie. Na drodze wyrosły pozostałości dawnej kamiennej lawiny. Aleksa z
wysiłkiem ominęła największy głaz. Przynajmniej dał jej zasłonę.
W pewnej chwili przystanęła i natężyła słuch. Wśród jęków i westchnień drzew
rozbrzmiewał wyrazny odgłos zbliżających się kroków. Zakapturzony człowiek nie spieszył
155
się, lecz nie ustawał w bezlitosnym pościgu. Zupełnie jakby był pewien, że wkrótce pokona ją
własne zmęczenie.
Prawdopodobnie miał rację.
Przytrzymała torebkę, która zsuwała się z ramienia, i wyciągnęła rękę do spiczastej
skałki. Spod jej stóp znowu posypały się luzne kamienie. Uświadomiła sobie, że jeśli nie
zachowa ostrożności, może spowodować małą lawinę, która ściągnie ją w dół.
Lawina. Rozejrzała się. Widziała ślady wcześniejszego osuwania się kamieni i żwiru.
Dostrzegła wyloty następnych jaskiń. Ale minęła jeszcze trzy, zanim znalazła taki,
który był częściowo zasłonięty kamiennym osypiskiem.
Wydawał się daleki, nieosiągalny. Pomyślała jednak o nożu w rękach prześladowcy i
poczuła przypływ sił. Zdołała się wspiąć do czarnego otworu. Modląc się, żeby nie spotkać
jakiegoś stworzenia, które mogłoby ją uznać za intruza, zaczęła pokonywać stromiznę.
W nieprzeniknionej ciemności nic nie zasyczało, nie zagrzechotało ani nie ryknęło.
Przykucnęła za kamienną barykadą. W obawie, że może zostać zauważona przez
prześladowcę, starała się sponad niej nie wyglądać. Pomyślała, że bluzeczka w
pomarańczowo-żółte paski nie była najlepszym strojem na ten dzień. Zwieciła jak latarnia
morska.
Aleksa wtopiła się w mrok i zamieniła w słuch.
W dole chrzęściły kamienie. Prześladowca wciąż był na jej tropie.
Położyła ramiona na największej skałce, zasłaniającej wlot do jaskini, i z całej siły ją
pchnęła.
Przez ułamek sekundy nic się nie działo.
A potem podniósł się szum i łoskot i usypisko sprzed jaskini jakby ożyło.
Powoli, lecz nieuchronnie lawina kamieni i żwiru nabierała impetu. Huk był coraz
większy, a pęd skalnych odłamków coraz szybszy. Aleksa zepchnęła jeszcze kilka średniej
wielkości głazów spod wylotu jaskini.
- Nieee...!
Krzyk, jaki się rozległ, był głośny i przenikliwy. Wyrażał wściekłość i przerażenie.
Aleksa nie umiała jednak powiedzieć, czy krzyczy mężczyzna, czy kobieta.
Nie słyszała kroków, była jednak przekonana, że prześladowca w panice szuka
kryjówki przed lawiną.
Aoskot spadających kamieni zdawał się trwać bez końca.
156
Aleksę ogarnęła euforia.
- Nie zaczynaj z szaloną kobietą - mruknęła i na wszelki wypadek stoczyła w dół
jeszcze parę kamieni.
Potem przycupnęła w rozpadlinie i z napięciem wsłuchiwała się w powoli zapadającą
ciszę. Ale poczucie triumfu uleciało tak samo szybko, jak szybko ją ogarnęło. Chwyciły ją
dreszcze.
Nagle uświadomiła sobie, jak ciasna i ciemna jest jej kryjówka. Klaustrofobia dała o
sobie znać. Pokonała jej atak, ćwicząc głębokie oddechy. Pomyślała, że krótki kontakt z
instytutem Dimensions jednak na coś jej się przydaje.
Po chwili, gdy na ścieżce poniżej jaskini wciąż panowała niczym niezmącona cisza,
otworzyła torebkę i wyjęła telefon komórkowy.
Wybranie alarmowego numeru nie było łatwe. Głupi mały aparacik w ogóle nie chciał
się utrzymać w drżącej dłoni.
157
Rozdział dwudziesty drugi
Dlaczego, u diabła, nie powiedziałaś mi o swoim zamiarze?! - Trask chodził tam i z
powrotem po salonie w domu Aleksy. Musiał się bardzo starać, by nie poddać się
gwałtownemu uczuciu, którego nie potrafił nazwać. - Trudno byłoby wymyślić coś
głupszego! Czy ty masz pojęcie, co się mogło stać?
- Naprawdę nie musisz mi tego tak głośno uświadamiać. - Aleksa siedziała na
krawędzi smukłego szezlongu, skulona nad kubkiem gorącej herbaty. - Przecież tam byłam.
Po powrocie do domu zaczęła od wzięcia prysznica. Trask gotował się ze złości przez
cały czas, gdy rozkoszowała się kąpielą, a potem przebierała w dżinsy i białą bawełnianą
koszulkę.
Wreszcie wyłoniła się z sypialni. Wilgotne włosy miała zaczesane do tyłu i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.