Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Nazwisko Alvarez widniało na skrzynce listowej, którą zobaczyliśmy na obskurnej klatce schodowej. Było to trzecie piętro. Wbiegłem schodami na górę. Korytarz trzeciego piętra był ciemny i cuchnął uryną i kurzem. Zciany były wyło\one ciemnobrązową blachą imitującą kafelki. Panie Alvarez? zawołałem, kiedy ju\ odnalazłem drzwi opatrzone tym nazwiskiem wypisanym wyraznymi drukowanymi literami. Z wnętrza mieszkania ktoś coś odkrzyknął po hiszpańsku. W nadziei, \e było to zaproszenie do wejścia do środka, otworzyłem drzwi i zajrzałem do wnętrza mieszkania. Na czerwonym wyściełanym krześle siedział szczupły mę\czyzna o ciemnej karnacji z ró\ańcem w ręku. Podniósł głowę znad ró\ańca i jego twarz się rozjaśniła. To pan, Dawid powiedział bardzo wolno. Ten kaznodzieja. Gliny, oni pana wyrzucić. Tak odpowiedziałem. Wszedłem do środka. Pan Alvarez wstał. Ja się modlę, \eby pan przyszedł powiedział. Pomo\e pan mojemu chłopcu? Chciałbym, panie Alvarez, ale nie pozwalają mi się z Luisem spotkać. Muszę mieć pisemne pozwolenie od pana i od innych rodziców. Ja dam. Pan Alvarez wyjął z kuchennej szuflady ołówek i kartkę. Powoli napisał, \e wyra\a zgodę, \ebym zobaczył się z Luisem Alvarezem. Potem zło\ył papier i podał mi go. Czy zna pan nazwiska i adresy rodziców pozostałych chłopców? Nie powiedział ojciec Luisa i lekko odwrócił głowę. Widzisz, to jest ten problem. Nie mam za blisko kontaktu z moim synem. Bóg, On cię tu przyprowadził, On zaprowadzi do innych. 22 Tak więc, zaledwie kilka minut po tym jak całkiem na chybił trafił zaparkowaliśmy na jednej z ulic Harlemu, miałem ju\ pierwsze pisemne pozwolenie. Wyszedłem z mieszkania pana Alvareza zastanawiając się, czy to mo\liwe, \eby Bóg skierował mój samochód pod właściwy adres w odpowiedzi na tę jego ojcowską modlitwę. Mój umysł szukał innego wytłumaczenia. Być mo\e widziałem ju\ ten adres gdzieś w gazecie i podświadomie go zapamiętałem. Jednak kiedy schodząc po ciemnych schodach jeszcze nad tym rozmyślałem, wydarzyło się coś nowego, i tego nie mo\na było wyjaśnić podświadomym zapamiętywaniem. Na półpiętrze prawie zderzyłem się z chłopcem w wieku około siedemnastu lat, który co sił w nogach biegł po schodach na górę. Przepraszam powiedziałem nie zatrzymując się. Chłopak spojrzał na mnie, wymamrotał coś pod nosem i ruszył dalej, ale kiedy znalazłem się bli\ej światła, zatrzymał się i spojrzał na mnie jeszcze raz. Kaznodzieja? Odwróciłem się. Chłopak podszedł do światła, \eby mi się lepiej przyjrzeć. Czy to nie pan jest tym facetem, którego wyrzucili z procesu Luisa? Tak, jestem Dawid Wilkerson. Chłopiec wyciągnął rękę. No, a ja jestem Angelo Morales. Jestem z gangu Luisa. Był pan u Alvarezów? Tak powiedziałem Angelowi, ze potrzebuję pozwolenia na spotkanie z Luisem. I nagle w tym spotkaniu dostrzegłem palec Bo\y. Angelo! powiedziałem. Muszę mieć pozwolenia od rodziców wszystkich chłopców. Pan Alvarez nie wiedział, gdzie oni mieszkają, ale ty wiesz, prawda?& Angelo objechał z nami cały Harlem w poszukiwaniu rodzin sześciu pozostałych oskar\onych w procesie Michaela Farmera. Po drodze opowiedział nam trochę o sobie: tamtej nocy, kiedy chłopcy doło\yli Michaelowi , byłby z nimi, gdyby nie ból zęba. Powiedział, \e nie poszli oni do parku z jakimś konkretnym zamiarem, a tylko bez celu połazić. Gdyby nie trafili na Farmera, pewnie poszliby na rozróbę. Okazało się, \e rozróba oznacza walkę gangów. Wiele się od Angela dowiedzieliśmy, potwierdziło się te\ wiele z tego, co podejrzewaliśmy. Chłopcy z tego właśnie gangu czy wszyscy inni równie\? byli znudzeni, samotni i trawiła ich złość. Szukali mocnych wra\eń, szli więc tam, gdzie mogli je znalezć. Pragnęli towarzystwa, więc szli tam, gdzie mogli spotkać innych. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |