Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Janie bierze głęboki wdech i kręci głową. Chowa pudełko do szafki, z której wyjęła go Carrie. Sprząta dom. Chce, by wyglądał dokładnie tak jak wtedy, gdy była tu po raz pierwszy. Wyłącza komputer, gasi lampę i przez chwilę stoi w ciemności, wsłuchując się w ciszę. Tego właśnie pragnie. By w jej życiu panu wał taki spokój. I wie, że po śmierci Henry'ego będzie to możliwe. Tutaj nie musi się pilnować. Może żyć bel obawy, że zostanie wessana w czyjś sen. Marzy tylko o tym, bardziej niż o czymkolwiek innym. Bardziej niż o Cabie. Może to jest właśnie sposób na przetrwanie. A może jest po prostu typem samotnika. Tak przecież było, dopóki nie poznała Cabe'a. Zawsze będzie samotnikiem. Na to wygląda. Ponownie siada w starym fotelu, otoczona ciemnością. Czuje się jak w sanktuarium. Zastanawia się, jak będzie wyglądało jej życie. Jak będzie opiekować się matką i dlaczego w ogóle musi o tym myśleć. Może czas najwyższy, by Dorothea sama zaczęła się o siebie troszczyć. Może w ten sposób Janie ułatwi jej sprawę. Mogłaby wieść spokojne życie i zachować wzrok. Spogląda na swoje palce, które rzucają długie cienie w świetle gwiazd. Porusza nimi, a cienie zaczynają tańczyć. Uśmiecha się. Chociaż Kapitan poczuje się rozczarowana i cofnie jej stypendium, Janie wie, że nigdy nie będzie obwiniać jej za to, że chciała wieść normalne życie. Głęboko w środku wie, że wszystko się ułoży. Będzie jej brakowało Kapitana i kolegów. To pewne. - Cóż - mówi cicho, prostując i zginając palce. - Podjęłam już decyzję. Izolacja. Taki jest mój wybór. Boże, jak cudownie jest powiedzieć to na głos. Chociaż to trochę przerażające. Pozostał jeszcze jeden szczegół, który Janie musi wyjaśnić, zanim całkowicie zrezygnuje z cudzych snów. Ostatnia zagadka do rozwiązania. Taki powinien być koniec. Chociaż będzie to pewnie najgorszy koszmar, jaki przeżyła w życiu. Janie głęboko oddycha i wypuszcza powietrze. Boi się iść do szpitala o wiele bardziej niż wtedy, gdy wybierała się na imprezę do Durbina. Bardziej niż wtedy, gdy ten dziwny chłopak o imieniu Cabel po raz pierwszy zasnął w szkolnej bibliotece i śnił o potworze z nożami zamiast palców. Ale. Ale. Ale to ostatnia szansa, by na zawsze pożegnać sie z panią Stubin. I zamknąć za sobą drzwi. Chociaż to cholernie bolesne. Ale Janie doprowadzi sprawę do końca. Znajdzie sposób, by pomóc Henry'emu i to szybko, nawet jeżeli miałaby umrzeć. Eee... No może niekoniecznie umrzeć. To by wszystko zepsuło. Tak. Henry Henry Wciąż poniedziałek, godzina 22.44 Droga na przystanek jest długa i ciemna. Na niebie raz za razem pojawiają się błyskawice, a w pobliżu słychać grzmoty. Powietrze jest gęste od wilgoci. Ale nie pada. Janie ma już dość komarów. Zjada kanapkę i batonik Power Bar. Gromadzi zapas energii, szykując się na ciężką noc. Zastanawia się, czy Henry jeszcze żyje. Godzina 23.28 Na korytarzu jak zwykle panuje cisza, a drzwi są pozamykane. Janie macha ręką do Miguela i podchodzi do jego biurka. - Coś nowego? Pielęgniarz kręci głową. - Lekarz uważa, że to już nie potrwa długo - mówi. Janie przytakuje. - Pewnie zostanę na noc... Posiedzę przy nim. W porządku? - Jasne, skarbie. - Sięga ręką pod biurko. - Masz tu koc, na wypadek gdyby zrobiło ci się zimno. Wiesz, że fotel się rozkłada? Janie nie wie. Bierze koc. - Dziękuję. Idzie prosto do pokoju Henry'ego. Na chwilę zatrzymuje się przed drzwiami i bierze kilka głębokich wdechów - Pora zaczynać - szepcze i otwiera drzwi. Szybko zamyka je za sobą i opada na podłogę. Tym razem jest inaczej. Janie od razu zostaje wciągnięta w koszmar. Jest w tym samym miejscu co przedtem. Słyszy, jak Henry krzyczy. - Pomóż mi! Pomóż! - woła bez przerwy. Kiedy podchodzi bliżej, Henry odwraca się w jej stronę i znowu zaczyna krzyczeć. Pani Stubin spokojnie stoi obok i czeka, aż to się skończy. Wygląda na zmęczoną, chociaż znajduje się przecież w niebiańskim stanie. Janie nie traci ani chwili. - Henry! - krzyczy. - Chcę ci pomóc! Jestem tu, żeby ci pomóc. Ale nie wiem, co robić. Możesz mi powiedzieć? Ale on nie przestaje krzyczeć. Janie odwraca się do pani Stubin. - Dlaczego pani nie odejdzie? - Nie mogę. Dopóki nie będzie gotowy. Janie wydaje z siebie jęk. Zdaje sobie sprawę, że teraz odpowiada nie tylko za spokój swojego rozwrzeszczanego, ledwo żywego ojca, ale również za szczęście pani Stubin. Zakrywa uszy. Jest wściekła i coraz bardziej przerażona z powodu tych wrzasków. To jest naprawdę denerwujące. I bolesne. Czuje, że ból przeszywa całe jej ciało. Henry wstaje i podchodzi do niej. Janie cofa się, cała jest spięta. Boi się, że nagle chwyci ją za szyję i zacznie ją dusić. Ale nie robi tego. - Pomóż mi! Pomóż! - krzyczy jej do ucha, aż huczy jej w głowie. Janie rusza z miejsca, a on idzie za nią. W jego głosie słychać błaganie. Pada na kolana i chwyta ją za rękę, ciągnie, krzyczy. Błaga o pomoc. Głos mu się urywa, traci nad nim kontrolę. Janie nie wie, co robić. - Powiedz mi, co mam zrobić! - krzyczy. Henry zaczyna krzyczeć jeszcze głośniej. Pani Stubin cały czas czeka i obserwuje ich z litością w oczach. - Chyba nie potrafi - mówi, ale Janie jej nie słyszy. Wie, że długo nie wytrzyma. Nie może się ruszyć. Jej prawdziwe ciało zniknęło, a to ze snu wyje z bólu. Nic nie może dla niego zrobić... Nic nie przychodzi jej do głowy. Zwraca się do pani Stubin. - Może pani jednak spróbuje? Tak jak ostatnim razem? Pani Stubin kiwa głową i podchodzi do Henry'ego. Kiedy się porusza wygląda tak, jakby unosiła się nad podłogą. - Henry. - Kładzie mu ręce na ramionach. Krzyki słabną. Pani Stubin się koncentruje. Rozmawia z nim w myślach. Uspokaja. Henry milknie. Pani Stubin prowadzi go z powrotem do krzesła i przywołuje Janie. - Tak - mówi z uśmiechem pani Stubin. - Tak jest o wiele lepiej, Henry. Mężczyzna trzyma w dłoniach kępy wyrwanych włosów. Pokazuje je Janie. A ona kiwa głową. - Boli cię głowa, prawda? - Tak - Henry krzywi się, jakby mówienie sprawiało mu ból. - Boli. - Nie wiem, co robić - mówi Janie. - Jak mogę ci pomóc? Henry patrzy na nią. Kręci głową. - Chcę umrzeć. Proszę, możesz mi pomóc? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |