Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wającą po kamieniach do głębokiego stawu. - Chciałem jej
podziÄ™kować za to, co uczyniÅ‚a dla nas wczoraj na wybrze­
żu, a także za lekarstwa i wszelkÄ… innÄ… pomoc. Gdy czÅ‚o­
wiek jest najedzony i czysty, zaczyna wierzyć, że bogowie
patrzą na niego przychylnie. Pożywienie i kąpiel uczyniły
cuda z moimi ludzmi.
- CieszÄ™ siÄ™, że odpowiada wam nasza skromna goÅ›ci­
na. - Helena opuściła wzrok na czubki swoich sandałów,
próbując wziąć się w garść. Musiała udowodnić sobie,
63
że potrafi przezwyciężyć siÅ‚Ä™ przyciÄ…gania tego Rzymia­
nina. WyglÄ…daÅ‚ jeszcze lepiej niż wczoraj. PowÄ™drowa­
ła wzrokiem w górę, od obutych w sandały stóp, przez
krótkÄ… tunikÄ™ aż do szerokich ramion i w koÅ„cu zatrzy­
maÅ‚a spojrzenie na twarzy, otoczonej jasnymi kosmyka­
mi kędzierzawych włosów. Usta miał uśmiechnięte, ale
w jego oczach błyszczała determinacja.
Mówiono o Rzymianach, że są potworami, ten jednak
przemawiał do jej zmysłów. Z jego twarzy nie potrafiła
nic wyczytać. Odetchnęła głęboko i przywołała w pamięci
przygotowane wcześniej słowa:
- RozmawialiÅ›my już o tym, że twoi żoÅ‚nierze powin­
ni się zachowywać, jak przystało na gości. - Poczuła ucisk
w gardle. Nadchodziła najtrudniejsza część rozmowy.
- Goście - powtórzył Tullio bez złości ani ironii. - Mam
nadzieję, że tak właśnie się zachowujemy.
Postąpił kilka kroków w głąb pomieszczenia. Nie była to
oficjalna sala posłuchań, lecz komnata, która wyglądała jak
siedziba zarządu świątyni. Na podłodze piętrzyły się stosy
zwojów i tabliczek, a poÅ›rodku, na piedestale, staÅ‚a mister­
nie rzezbiona drewniana skrzynka. Czy tam wÅ‚aÅ›nie prze­
chowywano zÅ‚otÄ… maskÄ™? Po rozmowie ze strażnikiem, ja­
ką Tullio odbył minionego wieczoru, gotów był założyć się
o poÅ‚owÄ™ swojego majÄ…tku, że poprzedniego dnia to wÅ‚aÅ›­
nie Helena kryła się pod maską.
Spojrzał na jej twarz, szukając jakiegoś śladu słabości,
ale wszystko było na swoim miejscu. Z gładko zaczesanej
fryzury nie wysuwał się żaden luzny kosmyk, fałdy szaty
też były perfekcyjnie ułożone. Na twarzy Helena miała nie-
64
skazitelny makijaż, w uszach złote kolczyki, a na szyi złoty
Å‚aÅ„cuch. WyglÄ…daÅ‚a jak doskonaÅ‚a zarzÄ…dczyni. CiepÅ‚a ko­
bieta, którą przez chwilę trzymał w ramionach, przepadła
gdzieś bez śladu.
- GoÅ›cinność jest znanÄ… cechÄ… cywilizowanych spoÅ‚e­
czeństw - powiedział.
- Nasza goÅ›cinność nie jest dana raz na zawsze, trybu­
nie. - W jej oczach pojawiÅ‚y siÄ™ zielone bÅ‚yski. - Zacho­
waliście życie i macie dach nad głową.
- Jestem ci za to bardzo wdziÄ™czny, sybillo. Mam nadzie­
ję, że któregoś dnia Rzym będzie mógł ci się odwdzięczyć.
Z zaciekawieniem oczekiwał na jej reakcję. Chciał się
przekonać, z kim ma do czynienia, z kobietÄ… czy z po­
sÄ…giem. Jedna z pierwszych lekcji, jakÄ… przekazaÅ‚ mu in­
struktor walki w Rzymie, brzmiaÅ‚a:  Prawdziwy stan umy­
słu twojego przeciwnika poznasz, obserwując jego drobne
gesty".
Helena przesunęła językiem po ustach i niepewnie
szarpnęła faÅ‚dy prostej biaÅ‚ej szaty. MiÄ™dzy jej brwiami po­
jawiÅ‚a siÄ™ lekka zmarszczka. A wiÄ™c jednak kobieta. NapiÄ™­
cie w ramionach Tullia zelżało.
- Możesz nazywać mnie HelenÄ… - powiedziaÅ‚a, porusza­
jÄ…c lekko rÄ™kÄ…. - Nie jestem sybillÄ…, boskÄ… wieszczkÄ… po­
Å›redniczÄ…cÄ… miÄ™dzy Kybele a wiernym ludem, tylko jej po­
mocnicą i następczynią, a także młodszą kapłanką. Nie
zapominaj o tym.
- Dobrze, Heleno. Czy jest jakiÅ› szczególny powód, dla któ­
rego mnie tu wezwałaś, czy też chciałaś tylko dostarczyć sobie
rozrywki i pociągnąć dalej przerwaną wczoraj rozmowę?
65
Jej policzki pokryły się rumieńcem. Tullio zachęcająco
uniósł brwi, chociaż wiedział, że prowokowanie flirtu jest
z jego strony Å›miaÅ‚ym posuniÄ™ciem. UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ sze­
rzej i zbliżył się jeszcze bardziej. Helena opuściła wzrok na
stół. Wzięła do ręki rylec, zaraz znów go odłożyła na bok
i zwróciła się plecami do Tullia. Kobieta znów się schowała
i miał przed sobą sztywną zarządczynię. W duchu przeklął
swoją pochopność. Zadziałał zbyt szybko. Cel wymknął
mu się z zasięgu ręki.
- WezwaÅ‚am ciÄ™ tu, bo moja sÅ‚użąca spotkaÅ‚a siÄ™ z gru­
biańskimi uwagami, kiedy rano zaniosła twoim ludziom
lekarstwa - wyjaÅ›niÅ‚a Helena suchym tonem, odmierza­
jąc słowa. - Jeśli chcecie być traktowani jak goście, musicie
przestrzegać zasad gościnności.
- Spędziłem noc przy Rufusie i dopiero przed chwilą
wróciłem do swoich ludzi. - Tullio bezradnie wyciągnął
dłonie przed siebie, ale zarazem mocno zacisnął szczęki.
Zastanawiał się, kto mógł zachować się obelżywie wobec
służącej. Czyżby Kwintus? Gdy Tullio wrócił do żołnierzy,
bardzo z siebie zadowolony centurion nuciÅ‚ coÅ› pod no­
sem, nie miał jednak czasu dowiedzieć się, o co chodzi, bo
strażnik wezwał go przed oblicze Heleny. Jednak chyba po
tym, co zdarzyło się wczoraj, Kwintus nie zaryzykowałby
obrazliwych uwag wobec gospodarzy? Nawet on nie był
tak bezczelny i lekkomyÅ›lny, by zignorować wyrazny roz­
kaz dowódcy. Wiedział, że w takiej sytuacji nie wybroniłby
go również medal za odwagę.
- Nic o tym nie wiem. Gdzie i kiedy to się zdarzyło?
- Czy chcesz zaprzeczyć, że tak było? - Złote koła
66
w uszach Heleny zakoÅ‚ysaÅ‚y siÄ™ gniewnie. Swobodny na­
strój zniknął na dobre. - Jakie to typowe dla Rzymian.
- Powiedz mi, który to był żołnierz, a ukarzę go. Nie
chciaÅ‚bym jednak karać niewinnego czÅ‚owieka. - Może za­
szło jakieś nieporozumienie, może po prostu służąca nie
byÅ‚a przyzwyczajona do szorstkiego sposobu bycia legio­
nistów. Tullio nie zamierzał jednak potępiać Kwintusa, nie
znajÄ…c caÅ‚ej historii. MusiaÅ‚ mieć pewność. - Kara wymie­
rzona niewłaściwej osobie tylko zaogni sytuację.
Oczy Heleny przybrały lodowaty wyraz.
- Moja służąca spotkała się z niestosownymi uwagami.
To ci powinno wystarczyć. Gdy wróciÅ‚a, byÅ‚a bardzo zde­
nerwowana.
Tullio postukaÅ‚ palcami o udo. Dlaczego Helena zacho­
wywała się tak sztywno? Dlaczego nie chciała wyjść mu
naprzeciw?
- Może pozwolili sobie na jakieś żarty, na pewno jednak
nie było to nic poważnego ani celowo obrazliwego. Raczej
słowa podobne do tych, które padły między mną a tobą
wczoraj wieczorem. - Tullio mówiÅ‚ lekkim tonem, pozo­
stawał jednak czujny. Zamierzał powiedzieć legionistom
po powrocie kilka ostrych słów. Musieli się zachowywać
odpowiednio. Bogowie dali im szansę ocalenia życia, nie
wolno było jej zmarnować. - To żołnierze, nie dyplomaci
o językach z jedwabiu.
Patrzył na nią, czekając na reakcję. Helena zacisnęła usta
w cienkÄ… biaÅ‚Ä… kreskÄ™. Tullio w duchu przeklinaÅ‚ podwÅ‚ad­
nego, który pozwolił sobie na zbyt poufałą odzywkę.
- Nie do mnie należy szukanie winnego. Chciałam cię
67
tylko poinformować, że nie zgadzam się, by moi słudzy byli
w taki sposób traktowani w tej świątyni.
- Jeśli cokolwiek, co ja lub którykolwiek z moich ludzi
zrobiÅ‚, staÅ‚o siÄ™ przyczynÄ… twojego zdenerwowania, to naj­
mocniej przepraszam. - Skłonił się.
- SÅ‚owa mi nie wystarczÄ…. Nazbyt Å‚atwo siÄ™ je wypowiada.
- Patrzyła na niego z wyzwaniem w oczach. - Różnimy się
od Rzymian, w przeciwieństwie do was jesteśmy uprzejmi
i tego samego oczekujemy od innych. Zakładam jednak, że
mimo wszystko twoi ludzie potrafiÄ… zachować siÄ™ stosow­
nie. Musisz coÅ› z tym zrobić i obiecać mi, że takie zacho­
wanie więcej się nie powtórzy.
Ugryzł się w język, powstrzymując gniewne słowa. Cóż
za arogancja ze strony tej kobiety! Jak śmiała go pouczać
i mówić mu, w jaki sposób powinien dyscyplinować swo­
ich ludzi! Przecież przeprosił i to powinno jej wystarczyć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.