Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Derbach, zobaczywszy fotografie Nieroka, oświadczył stanowczo, że jest
to chłopak, który w kawiarni  Mazowsze" powiedział do niego dziwne
słowa:  Królowa Nocy pozdrawia..." Dyrektor przemilczał tylko, że sam
jest autorem tego romantycznego sformułowania, bo było mu wstyd.
- Królowa Nocy - mruknął potem Rączewski do Szczęsnego. - Pewnie
Derbach tak nazywał dziewczynę. Mój Boże, jak to się czasem człowiek
wygłupia, kiedy poderwie jaką szprotę...
- Wiesz, co się teraz dzieje? - odparł kapitan, nie zwracając uwagi na jego
słowa. - My szukamy Antkowiaka
i Nieroka. Nierok szuka Antkowiaka, a chciałbym wiedzieć, czy i kogo
szuka Antkowiak.
- Nikogo. Zaszył się gdzieś i siedzi jak mysz pod miotłą. Od czasu do
czasu sprzedaje znajomym skradzione narkotyki. Albo nie sprzedaje.
Czeka. Ma przecież pieniądze, wyłudzone od Derbacha.
Milicja znalazła Nieroka po czterech dniach. Mieszkał w melinie dawnej
handlarki z bazaru, jak się potem okazało dobrej znajomej matki Janiny
Stążek. Włóczył się po
64
65
Pradze wieczorami, zaglądał do barów i podrzędnych restauracji, węszył,
myszkował po najciemniejszych uliczkach, obserwowany przez
zmieniających się wywiadowców, bo Szczęsny polecił nie zatrzymywać
chłopaka. Sądzili, że wreszcie odnajdzie swego dłużnika i w ten sposób
natrafią na ślad Antkowiaka.
Nierok ciągle szukał, nie spodziewając się, że czyjeś czujne oczy
obserwują go dzień po dniu, godzina po godzinie. %7łe szukają z nim razem,
chociaż oddzielnie.
Tymczasem pewnego dnia patrol milicyjny natrafił w bramie jednego
domu na młodego mężczyznę z obfitą brodą i równie długimi włosami,
ubranego mimo póznej jesieni w kraciastą koszulę, na której dyndały
metalowe ozdoby i dzwoneczki. Człowiek ten wzbudził zainteresowanie
milicji nie tyle swym ubiorem, ile dziwnym zachowaniem, słaniał się
bowiem na nogach, mruczał coś do siebie i chichotał.
Zatrzymali go, poprosili o dokumenty. Nie dało się jednak nawiązać z nim
żadnego kontaktu, chociaż nie zionął wcale alkoholem. Oczy miał błędne,
palcami wykonywał w powietrzu delikatne ruchy, jakby grał na
niewidzialnym instrumencie. Milicjanci, zdezorientowani tym widokiem,
zawiezli młodego mężczyznę do Pogotowia Ratunkowego,
przypuszczając, że jest to może pacjent zbiegły z zakładu dla nerwowo
chorych.
W Pogotowiu było tego wieczoru mało roboty, więc lekarz zajął się bliżej
niezwykłym klientem i oświadczył milicjantom, że przyprowadzili
człowieka kompletnie zamroczonego narkotykami, bliżej nie określając
jakimi. Na podstawie dowodu osobistego ustalono nazwisko: Donat
Chciuk, i adres. Pacjent pozostał na razie w Pogotowiu, gdyż w końcu
zapadł w twardy sen i trudno go było w tym stanie przewozić, milicjanci
zaś pojechali do jego mieszkania na Mokotów. Na drzwiach widniała
mosiężna tabliczka z wyrytym napisem:  Donat Chciuk", ale nikt nie
odpowiadał na dzwonek. Sąsiedzi nie umieli nic bliższego o nim
powiedzieć. Interpelowany dozorca wyjaśnił, że młody człowiek mieszka
tam, i wymownym ruchem nakreślił na czole kółko.
66
- Kopnięty facet, panie kapralu - powiedział. - U niego zbierają się tacy
różni, wie pan, hilsi, czy jakoś tak ich nazywają. Hysia to oni wszyscy
mają na pewno. Pytanie tylko z czego żyją, bo do pracy żaden nie chodzi.
- Ja z Chciukiem kiedyś rozmawiałem - oderwał się jego sąsiad z piętra. -
Tłumaczył mi, że genetyka transformacji ujawniła u niego tylko jedenaście
chromosomów i dlatego ma ujemne faksymilia. Gdybym ja był jego
ojcem, to bym mu te wszystkie chromosomy wybił z głowy, zapędził do
nauki i do roboty. Powiedziałem mu to, a on mi się przestał kłaniać.
- Oni w tym mieszkaniu ciągle piją - wtrąciła żona dozorcy. - Raz tam
weszłam, bo woda przeciekała w łazience, widziałam, że łazili po pokoju
jak błędne owce. I dziewczyny też były.
Drugi sąsiad, milczący dotychczas, rzekł:
- Mnie się wydaje panie kapralu, że to nie alkohol. Jestem felczerem,
trochę się na tym znam. Prasa pisała kiedyś, że hippisi wąchają tri. Ten
cały Chciuk na takiego mi wygląda.
Milicjanci zawiadomili o wydarzeniu swoją komendę, a ta Pałac
Mostowskich i następnego dnia kapitan Szczęsny wybrał się do Chciuka
na Mokotów.
Człowiek o niezwykłym imieniu Donat był w domu, lecz w bardzo
kiepskim humorze. Na widok Szczęsnego skrzywił twarz, przyjrzał mu się
i rzekł niepewnie:
- Czy ja cię znam? Bo nie pamiętam. Głowa mnie boli.
- Co się wygłupiasz? - mruknął kapitan, mijając go w progu. W pokoju
zaparło mu na chwile oddech, zaduch był potężny. Nie sprzątano tu chyba
od roku, a gospodarz nie miał widać zwyczaju otwierać okna.
- Przychodzę od  Szwagra".
- Czyjego szwagra? - jęknął narkoman, kładąc się na tapczanie. - Zamknij
drzwi, bo wieje.
- Zbudz się, kretynie! Od niczyjego szwagra, tylko od  Szwagra".
Było to powiedziane niezbyt jasno. Chciuk jednak zrozumiał. Oczy mu
rozbłysły, usiadł, owinął się kołdrą i rzucił spiesznie:
67
- Przyniosłeś?
- Nie. Zapomniałeś, że  Szwagier" każe do siebie przychodzić po towar?
Mówiąc to patrzył uważnie na młodego człowieka, gotów każdej sekundy
zmienić linię postępowania, gdyż blef mógł się nie udać. Szczęsny szedł
po omacku. Na twarzy Chciuka, opuchłej ze snu, widać było wysiłek
skupienia myśli, co mu się niezbyt udawało. Milczał chwilę, a potem
spytał:
- Dlaczego mam iść do niego? Dlaczego mi nie przyniosłeś? Co? Mów, bo
mnie cholera bierze i zimno trzęsie. Po jakie licho mam się wlec na tę
zas...ą Pragę?
- Na Pragę? - zdziwił się kapitan.
- Przecież Ząbkowska jest na Pradze. Idiotę ze mnie robisz, czy co!
Dlaczegoś nie zabrał tego ze sobą, ty... ty...
Po policzkach Chciuka potoczyły się strumienie łez. Usta mu się trzęsły,
ciekło z nosa, nie fatygował się nawet, żeby sięgnąć po chustkę, jeżeli ją w
ogóle miał. W końcu otarł twarz brzegiem brudnego prześcieradła,
westchnął desperacko i spytał:
- Kiedy mogę tam iść?
- A choćby zaraz - odparł Szczęsny. Wstał z krzesła i dodał: - Ja nie mam
czasu. Trzymaj się stary i jedz do niego, bo zdaje się, że on na noc gdzieś
wyjeżdża.
Chciuk poderwał się z tapczana, chwycił walające się na podłodze
skarpetki. Na Szczęsnego nie zwracał już uwagi. Kapitan wyszedł z
mieszkania, zbiegł po schodach. W następnej bramie czekali na niego
wywiadowcy, po drugiej stronie ulicy stał nieoznakowany radiowóz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.