Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] Jeśli się nie mylę, zamówisz zupę z dyni. Zgadłem? Lara zadrżała, ale nie z tego powodu, że Alessandro pamiętał jej upodobania. - Druga babcia? Słowa z trudem przedostały się przez ściśnięte gardło. Oczyma wyobrazni ujrzała elegancką Włoszkę w pałacu z marmurowymi posadzkami i pięknymi freskami. Markiza Vincenti, seniorka bogatego i wpływowego rodu. Alessandro przelotnie zerknął znad menu. - Carissa, czego się boisz? Nie jestem jasnowidzem, po prostu mam dobrą pamięć. Lara z trudem opanowała przedwczesną trwogę. - Wiem, wiem. Kelner przyniósł zamówione wino i napełnił kieliszki. Lara i Alessandro stuknęli się kieliszkami. - Rozmawiałem dzisiaj z moimi prawnikami - powiedział Alessandro. - Gdy po- dasz mi dokładne dane, przeleję pieniądze na twoje konto. Lara speszyła się, zarumieniła. - Czy musimy rozmawiać o pieniądzach? Nie zamierzałam... Nie o to mi chodzi... - Trzeba omówić kwestię finansów, czy to się tobie podoba, czy nie. - Ale chyba przed podjęciem jakichkolwiek kroków chcesz... zobaczyć wynik testu - wykrztusiła. - Szukałam adresów w Internecie... Znalazłam kilka laboratoriów, w któ- rych możesz wykonać badanie bez przyznawania się do pokrewieństwa z Vivi. Przyślą ci zestaw do domu. Widząc, że zaciska dłonie, Alessandro zastanawiał się, dlaczego jest zdenerwowa- na. Czy boi się pozwolić mu na kontakty z dzieckiem i ma nadzieję, że znowu zniknie z horyzontu? - Czemu sądzisz, że nie wierzę ci na słowo? Lara nie odrywała wzroku od kieliszka. R L T - Najlepiej zobaczyć dowód czarno na białym. Kiedyś w przyszłości... ożenisz się... będziesz miał dzieci... Nie chcę, żebyś wtedy zaczął mieć wątpliwości co do Vivi. Alessandro patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem. - A gdzie ty wtedy będziesz, tesoro? - zapytał. - Kiedyś w przyszłości...? Lara bez namysłu odparła: - Ja będę tutaj. Z moją córeczką. - Sama? Nie chcesz wyjść za mąż? Do czego Alessandro zmierza? Dlaczego dręczy ją, poruszając drażliwy temat? - Kto wie? - Lekko wzruszyła ramionami i podniosła kieliszek. - Może znajdę od- powiedniego kandydata. Alessandro uśmiechnął się przewrotnie. - Podobno był jeden, któremu bardzo się podobałaś. Na imię miał Bill. - Jaki Bill? - Twój były dyrektor. Na myśl o panu Carmichaelu obarczonym gromadką dzieci wybuchnęła śmiechem. - O, tak. On jest odpowiednim kandydatem. - Zmarszczyła brwi i udała, że się za- stanawia. - Dziękuję, że mi podsunąłeś tę myśl. Na pewno wyjdę za dyrektora. Zadzwo- nię do niego i zapytam, czy lubi dzieci. - Ośmielę się poradzić, żebyś nie działała pochopnie. Ja tak postąpiłem i to był błąd. - Ujął ją za rękę. - Cieszę się, że mam okazję być z tobą, zanim usidlisz kolejnego adoratora. Lara zdobyła się na wymuszony uśmiech, chociaż w oczach piekły łzy, a niemądre serce ścisnęło się z żalu. - Ja też się cieszę, że spotkałam cię między pierwszym i drugim małżeństwem. Alessandro pocałował ją w usta. Pocałunek był delikatny, lecz ogień rozniecony poprzedniego wieczoru znowu wybuchnął. Podano pierwsze danie. W aromatycznej zupie doprawionej gałką muszkatołową i imbirem pływały malutkie listki szpinaku. Lara starała się prowadzić rozmowę tak, aby dowiedzieć się o Alessandrze czegoś konkretnego. Okazało się, że pracował kolejno w Zurichu, Sztokholmie, Brukseli i No- R L T wym Jorku, a niedawno przeniósł się do Londynu. Czyli prowadził tryb życia nieodpo- wiedni dla ojca rodziny. I dla męża również. - Lubisz swoją pracę? Nie chciałbyś osiąść w jednym miejscu? Alessandro obojętnie wzruszył ramionami. - Muszę lubić, bo sam ją wybrałem. Lara opróżniła kieliszek do dna. Alkohol dodał jej odwagi, więc ośmieliła się zadać pytanie, które inaczej nie przeszłoby jej przez gardło. - Czy twoje małżeństwo... rozpadło się z powodu częstych podróży? Alessandro niechętnie odparł: - Rozpadło się z braku uczucia. Lara spąsowiała. - Więc dlaczego...? W porę ugryzła się w język. Wolała, aby Alessandro nie podejrzewał, że jej na nim zależy. A jednak postanowiła zaryzykować. Spojrzała Alessandrowi w oczy, ale, zaże- nowana, umknęła wzrokiem. - Chcieliście mieć dzieci? - Nie. - Ty nie chciałeś czy Giulia? Alessandro wzruszył ramionami, ale grozny błysk w czarnych oczach ostrzegał, że temat jest ryzykowny. - Mężczyzni pragną kobiet i robią wszystko, żeby zdobyć te, których pożądają. Dzieci są następstwem pożądania. Większość mężczyzn płaci nieuchronną cenę, jeżeli jest tego warta. - Uśmiechnął się szelmowsko. - Przynajmniej tak mi mówiono. Larę ogarnęły mieszane uczucia. Z przykrością uświadomiła sobie, że Alessandro tolerowałby dzieci, gdyby bardzo pożądał matki. On też poruszyłby niebo i ziemię, aby zaznać rozkoszy z wybraną kobietą. Być może starał się za wszelką cenę zdobyć Giulię. Intrygowało ją, dlaczego uczu- cie tych dwojga było nietrwałe. Jakim kochankiem był Alessandro dla Giulii? Przykre rozmyślania przerwało nadejście kelnera, który przyniósł drugie danie. - Spróbujesz sałaty? - spytał Alessandro. R L T - Chętnie. Położył na jej talerzu kolorowe liście udające sałatę. - Przypadkowo widziałam zdjęcia z twojego ślubu - rzekła cicho. - Giulia jest bar- dzo piękna. Alessandro na moment zamknął oczy. Milczał, jakby zastanawiał się, jak zareago- wać. - Powody, dla których się z nią ożeniłem, były... nietypowe. To było fikcyjne mał- żeństwo. Zostało unieważnione, zanim obejrzeliśmy wszystkie ślubne prezenty. - Unieważnione? Alessandro miał świadomość, że stąpa po polu minowym. Wiedział, o czym Lara myśli. - Przyczyna, dla której się pobraliśmy, nagle przestała istnieć. Nie było sensu tego ciągnąć, więc położyliśmy temu kres. Lara miała zmarszczone brwi, bo zapewne zastanawiała się, czy to możliwe, że nie skonsumował małżeństwa. Jej reakcja rozbawiłaby go, gdyby wspomnienia go nie bola- ły. Lara nakryła jego dłoń swoją. - Wiem, że mężczyzni nie lubią się do tego przyznawać, ale jednak zapytam. Czy Giulia... zraniła cię? W błękitnych oczach było szczere współczucie. Alessandro nieomal się zakrztusił. Wpatrywał się w Larę z niedowierzaniem. Miał ochotę schwycić ją i potrząsnąć. Czy to możliwe, że ona nic nie rozumie? - Nikt nikogo nie zranił. Rozeszliśmy się bez pretensji. - Aha - szepnęła. Alessandro widział, że nic nie zrozumiała. Per carita. Czy naprawdę wierzyła, że on jest jednym z tych osobników, którzy uwodzą kilka kobiet naraz? Rozmowa okazała się trudniejsza, niż zakładał. - Tesoro, dlaczego posmutniałaś? Niepokoisz się o Vivi? - Nie. Została z babcią, więc jest bezpieczna. - Odniosłem wrażenie, że twoja matka martwi się o ciebie. R L T - Dlaczego miałaby się martwić? - Na pewno chce, żebyś była szczęśliwa, a podejrzewa, że jesteś w szponach dzi- kiej bestii, która może cię pożreć. Lara ucieszyła się, że teraz będzie jak dawniej. Zaczynali grę, którą uwielbiała. Rzuciła zalotne spojrzenie znad kieliszka, zatrzepotała rzęsami. - Mama wie, że potrafię ujarzmić najdziksze bestie. - A chcesz je ujarzmiać? [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |