Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zera. Zrobili mu prowizoryczny opatrunek, drąc na paski kilt McNeila. Ashe, chociaż osłabiony, nie poddawał się - gnał go ten sam strach, który był motorem działań całej trójki. Czas był teraz ich najgorszym wrogiem! Ross chwycił karabin rannego i wpatrywał się w płytę transportera, gotów przywitać ołowiem każdego, kto by się na niej pojawił. - To musi wystarczyć - rzekł Ashe słabym głosem. - Musimy ruszać. Zawahał się przez moment, a potem wyjął taśmy spod skrwawionej tuniki. - Lepiej ty je nieś - wręczył szpule McNeilowi. - Dobra - odpowiedział ten beznamiętnie. - Naprzód! - zakomenderował Ashe. - Platforma... - powiedział jeszcze. Ale platforma wciąż pozostawała pusta. Ross zauważył, że pojawili się we właściwym czasie, bo otaczały ich ściany z drewnianych bali i kamieni, które pamiętał z wioski. - Czy ktoś tu nadejdzie? - spytał. - Powinien...wkrótce. Pognali więc przed siebie, nie czekając. Skórzane buty Ashe'a i McNeila czyniły niewiele hałasu, Ross zaś poruszał się bezszelestnie. Sam jednak nieprędko znalazłby drzwi prowadzące na zewnątrz. I Ashe znowu przejął rolę przewodnika. Tylko raz musieli się chować. Poza tym, bez przeszkód dotarli do właściwych drzwi. Ashe ciężko dysząc oparł się o ścianę. McNeil przytrzymywał go, by nie upadł. W tym czasie Ross zdjął z uchwytów belkę. Weszli do pogrążonej w nocnych ciemnościach wioski. - Którędy? - zapytał McNeil. Ku zdumieniu Rossa, Ashe nie skierował się w stronę bramy w palisadzie, lecz wskazał górskie zbocze. - Spodziewają się, że pójdziemy doliną. Lepiej więc włazmy na górę. - To wygląda na ciężką wspinaczkę - powątpiewał McNeil. Ashe spojrzał na niego. - Jeśli będzie dla mnie za ciężka, powiem ci - rzekł. - A teraz naprzód. Zaczął szybkim tempem, okazując, że marsz nie sprawia mu trudności, ale jego towarzysze szli po obu stronach gotowi do natychmiastowej pomocy. Wiele razy pózniej Ross zastanawiał się, czy tamtej nocy zdołaliby uciec z wioski tylko o własnych siłach. Był pewien, że zrobili wszystko, co w ich mocy, ale powodzenie ucieczki wymagało w tamtych warunkach niesamowitego szczęścia. Miało być jednak inaczej, niż sobie wyobrażali. Ledwie dotarli do małej chatki, odległej zaledwie o dwa budynki od tego, z którego wybiegli, zaczęły się fajerwerki. Jakby wiedzeni jedną myślą, wszyscy trzej padli płasko na ziemię. Z dachu budynku stojącego w centrum wioski uniósł się nagle snop jaskrawozielonego światła. Wokół tego promienia dach zajął się ogniem o bardziej już naturalnym czerwono żółtym kolorze. Z innych domów wybiegli krzyczący ludzie. Tymczasem ogień ogarnął całą budowlę. - Teraz! - głos Ashe'a przebił się do nich mimo narastającego hałasu. Pognali w stronę palisady, mieszając się z tłumem zdezorientowanych i wyrwanych ze snu ludzi biegających wokół. Fala ognia rozprzestrzeniała się, oświetlając dokładnie teren. Zbyt dokładnie. Ashe i McNeil mogli roztopić się w tłumie, ale niezwykła odzież Rossa zbytnio rzucała się w oczy. Dotarli jednak do palisady. Najpierw podsadzili Ashe'a, a gdy on znalazł się po drugiej strome, McNeil podążył jego śladem. Ross, wspinający się jako trzeci, siedział już niemal na czubku, kiedy nagle objął go snop światła. Rozległ się wysoki, rozdzierający powietrze wrzask, jakiego nigdy w życiu nie słyszał. Murdock błyskawicznie podciągnął się w górę, wiedząc, jak doskonały stanowi cel, wisząc na palisadzie. Spojrzał w dół, w ciemność. Nie miał pojęcia, czy Ashe i McNeil czekają tam na niego, czy już uciekli dalej. Wrzask rozległ się znowu, więc Ross nie namyślając się ani chwili, skoczył na ślepo w mrok. Wylądował paskudnie na kolanie. Na szczęście dzięki przygotowaniu do skoków spadochronowych nie złamał nogi. Zerwał się więc i pobiegł co sił w stronę gór. Za plecami słyszał innych ludzi wspinających się na palisadę i skaczących w dół, toteż nie odważył się krzyczeć, by nie ściągnąć sobie na kark wrogów. Wioska położona była w najszerszej części doliny. Za palisadą otwarty teren zwężał się gwałtownie i przybierał kształt wąwozu. Ross najbardziej obawiał się, że zgubi swych [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |