Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] nak to nastąpi, byłabym ci bardzo wdzięczna, gdybyś ze chciał zachować te uwagi dla siebie. - Jesteś taka sama jak twoja matka - stwierdził starszy pan. - Ona też nigdy mnie nie słucha, choć wie, że dopro wadza mnie to do szału. - Nie jest tak zle, tatku. Jesteście małżeństwem prawie pięćdziesiąt lat i jak dotąd nie zamknęli cię jeszcze w domu wariatów - zażartowała Christy. - Jesteś uparta jak osioł. - A czego się spodziewałeś? Córka takiego ojca! To byłoby niesprawiedliwe, żebym wszystkie zalety odziedzi czyła jedynie po mamie. Starszy pan ściągnął z głowy czerwoną czapkę i uderza jąc się nią po udzie, zawołał: - Nie mogę pojąć, co ty w nim widzisz? - Pomijając wszystko inne, myślę, że wybrałam Adama dlatego, że przypomina mi ciebie - odpowiedziała, wybu chając śmiechem na widok zaskoczenia na twarzy ojca. - Co masz na myśli? Wcale nie jesteśmy podobni. - A właśnie, że tak - upierała się Christy. - Obaj chce cie mi dyktować, co jest dla mnie najlepsze. Możesz mi wierzyć lub nie, ale wcale nie było mi łatwo przekonać Adama, żeby zaczął się ze mną spotykać. On, podobnie jak i ty, nie jest szczęśliwy z takiego obrotu rzeczy, ale nie zamierzam pozwolić wam kierować moim życiem. Jestem pewna, że Adam będzie dla ciebie miły i oczekuję tego samego od ciebie, tato. Jeśli uważasz, że nie jesteś w stanie, powiedz mi od razu. - A co, jeśli nie będę dla niego miły? - podjął wyzwa nie starszy pan. - No cóż, wtedy nie będziesz uczestniczył w tej części mojego życia. Nie chciałabym, żeby tak się stało, ale jeśli nie będzie innego wyjścia... Robert Knight z rezygnacją rozłożył ręce. - No dobrze, będę dla niego miły. - Byłam tego pewna - uśmiechnęła się Christy. Pode szła do ojca i uściskała go czule. - Kocham cię, tatku, i wiem, że robisz to wszystko dla mojego dobra, ale to jest moje życie i tylko ja sama mogę decydować, co jest dla mnie najlepsze. - Rozumiem - mruknął starszy pan, odwzajemniając uścisk córki. - Wracaj do roboty. Za chwilę będzie tu pełno ludzi. Christy przytaknęła, ukradkiem ocierając łzy wzrusze nia, które napłynęły jej do oczu. Nie cierpiała takich sytu acji. Przez całe życie rodzice troskliwie opiekowali się nią, spełniając niemal każde jej życzenie. Zrozumiała, że rodzi ce nie będą żyć wiecznie, kiedy zachorował ojciec. Te smutne rozmyślania niechybnie zepsułyby jej humor na resztę dnia, gdyby właśnie nie pojawił się Adam. Christy wybiegła mu na spotkanie. Co prawda ojciec obiecał, że będzie dla niego miły, ale wolała nie wystawiać go na próbę. - Cześć, przystojniaku! - powitała go z uśmiechem. - Pocałujesz mnie na dzień dobry? - Ale tylko w policzek - zastrzegł się Adam. - Jeśli ci to nie wystarczy, będziesz musiała zaczekać, aż będziemy sami. Publiczne afiszowanie się ze swoimi uczuciami jest w złym tonie - zażartował. - No tak, powinnam była zgadnąć, że jesteś niewolni kiem savoir-vivre'u - zamruczała Christy. - W takim razie, kiedy będę miała cię tylko dla siebie? Adam z żalem pokręcił głową. - Obawiam się, że dopiero jutro rano. Mam dziś mnó stwo pracy, a wieczorem jestem zaproszony na kolację i nie mogę się wykręcić. Spotkamy się jutro na śniadaniu. Christy obrzuciła go bacznym spojrzeniem. Kolacja? Ciekawe z kim?! Chciała zapytać, ale obawiała się, że cho dzi o inną kobietę. Poczuła ukłucie zazdrości, ale zaraz się uspokoiła. Adam musiał wcześniej zaplanować to spotka- nie. Gdyby odwołał je w ostatniej chwili, byłoby to bardzo niegrzeczne z jego strony. To pewnie tylko towarzyski obo- wiązek. Niepokoiła się tylko o jedno. Nieznajoma była z pewnością starsza i bardziej doświadczona niż Christy. Co będzie, jeśli Adam zacznie je obie porównywać? - A może wpadniesz do mnie po kolacji? - zapropono wała Christy. - Mam zamiar pracować do pózna. Chętnie zrobię sobie przerwę na kawę. Adam miał wielką ochotę przyjąć to zaproszenie. Jednak wiedział, że nie skończyłoby się na fdiżance kawy. Bardzo chciał spędzić z Christy kolejną noc, ale czekało go mnó stwo pracy i ten wieczór powinien spędzić w biurze. - Bardzo mi przykro, Christy - powiedział - ale nie mogę przyjąć zaproszenia. Po kolacji będę jeszcze musiał wrócić do biura. Może przełożymy to na jutrzejszy wie czór? - Wobec tego zobaczymy się jutro na śniadaniu. - Chri sty uznała, że nie należy nalegać. - Czy ósma ci odpowia da? - Jasne! Gdzie się spotkamy, tutaj? - Nie. W twoim biurze - uśmiechnęła się. Podeszła bliżej i poprawiła kołnierzyk u jego koszuli. - Sam powie działeś, że publiczne afiszowanie się jest w złym tonie, a obawiam się, że do jutra rana będę za tobą bardzo, bardzo stęskniona. - A więc, w moim biurze - powtórzył Adam. - Punkt ósma - dodała Christy. Ten właśnie moment wybrał Robert Knight, aby grom kim głosem przypomnieć córce, że czas zająć się pracą. Christy westchnęła. Wspinając się na palce, pocałowała Adama w policzek i powiedziała: - Muszę już iść. Obowiązki wzywają. - Dałbym głowę, że to głos twojego ojca - zażartował Adam, zerkając z niepokojem w stronę Zwiętego Mikołaja. Strach pomyśleć, co by było, gdyby starszy pan dowiedział się o tym, co ich łączy. - Nie musisz się obawiać mojego taty - uspokoiła Chri- sty. - On wie o nas. - Wie o nas? - Adam był zdumiony. -I pozwolił ci się ze mną widywać? - spytał podejrzliwie. - No, jeśli upierasz się, żeby to tak nazwać - wykręcała się Christy. - Christy... - zaczął Adam. - Christy! - zagrzmiał jednocześnie donośny głos star szego pana i Christy pospieszyła do ojca. Adam odprowadził ją zatroskanym spojrzeniem. Przy stoisku Zwiętego Mikołaja pojawili się już pierwsi klienci. Z rękami w kieszeniach Adam przyglądał się, jak Christy zabiera się do pracy. Zastanawiał się, co właściwie zaszło między córką i ojcem. Zaczeka, aż będą sami i wtedy zapy ta Christy. Adam nigdy nie darowałby sobie, gdyby jego osoba stała się powodem niesnasek między Robertem i Christy. On sam nie potrafił dogadać się ze swoim ojcem. Właś nie dziś wieczorem był zaproszony na kolację do Charlesa Wortha. Wcale nie cieszyła go ta perspektywa. Z biegiem lat druga żona ojca nawet go polubiła, ale on i tak nie przestał czuć się intruzem w jej domu. Nie mógł zrozu mieć, dlaczego ojcu tak zależało na tych comiesięcznych wizytach. Krępowały go te spotkania. Poza pogodą, zdro wiem i pracą nie mieli żadnych wspólnych tematów. Po myślał, żeby zadzwonić do ojca i odwołać spotkanie. Wie dział jednak, że nie może tego zrobić. I tak udało mu się wykręcić od świątecznego obiadu w Dniu Dziękczynienia. Obiecał, że pojawi się dziś wieczorem. Teraz nie wypadało mu się wycofać. Co go podkusiło, żeby wracać do Colora do Springs?! Dlaczego nie otworzył centrum handlowego w Chinach albo na Grenlandii?! Po co tu wrócił?! Odpowiedz była prosta. Rodzice byli jedynymi bliski mi, jakich miał. Potrząsnął głową, jakby chciał odpędzić te smutne myśli. Nie miał czasu, by roztkliwiać się nad sobą. Czekało go mnóstwo pracy. Poza tym, czy tylko on jeden miał problemy?! Wielu ludzi wychowało się w podobnych warunkach. Rodzice Christy byli wyjątkiem potwierdzają cym regułę. Czyżby dlatego Christy go wybrała? Dlatego że był starszy, poważniejszy i... przypominał jej ojca? Zetknął się z opinią, że dzieci niemłodych rodziców wybierały star szych od siebie partnerów. Przypomniał sobie, co mówiła Christy o chorobie Roberta. Czyżby w nim szukała nastę pcy ojca?! Nie! To niemożliwe. Christy należała do pewnych sie bie, mocno stąpających po ziemi osób. Wiedziała, czego chce i potrafiła do tego dążyć. Z pewnością nie potrzebo [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |