Odnośniki
|
[ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] poczynania pobladÅ‚ego z napiÄ™cia Zoltana. - Wszystko w porzÄ…dku? - spytaÅ‚a cicho. Nie odpowiedziaÅ‚, tylko mocniej zacisnÄ…Å‚ usta. - Zoltanie, gniewasz siÄ™ na mnie? - A jak myÅ›lisz? Nareszcie Bianka zrozumiaÅ‚a. - To przecież tylko chÅ‚opiec! - Bliższy ci wiekiem niż ja! I traktuje ciÄ™ jak boginiÄ™! Jeszcze siÄ™ w tobie zakocha! - Z caÅ‚Ä… pewnoÅ›ciÄ… tak siÄ™ nie stanie - spokojnie odparÅ‚a Bianka. - Ma swojÄ… dziewczynÄ™, Cecylia mi o tym mówiÅ‚a. ZauważyÅ‚a, że lina znieruchomiaÅ‚a. Johann znalazÅ‚ siÄ™ na dole. - A ty? - podjÄ…Å‚ Zoltan. - Johann to sympatyczny mÅ‚ody czÅ‚owiek. Przystojny. Z dobrej rodziny. - Zoltanie! - zasmuciÅ‚a siÄ™ Bianka. - Tak nie można! ChÅ‚opak naraża życie! Czy przestÄ™pstwem jest okazać mu sympatiÄ™? Zoltan przymknÄ…Å‚ oczy i wypuÅ›ciÅ‚ powietrze z pÅ‚uc. - Wybacz mi! Nigdy nie kochaÅ‚em żadnej kobiety tak jak ciebie. A tyle nas dzieli. Jestem od ciebie o wiele starszy, to budzi we mnie jeszcze wiÄ™kszy lÄ™k. Bianka spytaÅ‚a cicho: - Ile wÅ‚aÅ›ciwie masz lat? - Chyba trzydzieÅ›ci sześć. Może trochÄ™ mniej, może trochÄ™ wiÄ™cej. Już sam nie wiem. - A ja mam dwadzieÅ›cia trzy, niedÅ‚ugo bÄ™dÄ™ mieć dwadzieÅ›cia cztery. PragnÄ™ dorosÅ‚ego mężczyzny, Zoltanie. KogoÅ›, kogo bÄ™dÄ™ mogÅ‚a podziwiać i na kim siÄ™ wspierać. RówieÅ›nicy nie zapalajÄ… we mnie żadnej iskry, ani w ciele, ani w duszy. Nareszcie podniósÅ‚ na niÄ… wzrok. Lekki, niepewny uÅ›miech ukazaÅ‚ siÄ™ w kÄ…cikach jego ust. - A ja zapalam? - NaprawdÄ™ musisz o to pytać? Nie możesz wÄ…tpić w mojÄ… miÅ‚ość, Zoltanie, i pozwól mi okazywać życzliwość innym! Na jego twarzy odmalowaÅ‚a siÄ™ miÅ‚ość i nieznoÅ›ny smutek. - Pozwolić ci? Gdybym tylko mógÅ‚ ciÄ™ mieć, pozwoliÅ‚bym ci na wszystko! Nie rozumiesz, że moja nieopanowana zazdrość pÅ‚ynie z faktu, że nigdy nie bÄ™dziesz moja? PragnÄ™, abyÅ› zostaÅ‚a wolnÄ… paniÄ… BiankÄ… von Löwenfeld. Rozumiesz? Bianka spuÅ›ciÅ‚a gÅ‚owÄ™, lecz i tak dostrzegÅ‚ uÅ›miech na jej twarzy. - Johann jakoÅ› dÅ‚ugo nie wraca - stwierdziÅ‚a. Zoltan, w peÅ‚ni kontrolujÄ…cy poczynania chÅ‚opaka, odparÅ‚ spokojniejszym gÅ‚osem: - Najwidoczniej nawiÄ…zaÅ‚ kontakt z wiÄ™zniem. Chcesz na niego popatrzeć? - Nie, dziÄ™kujÄ™ - rzekÅ‚a prÄ™dko. Zoltan wychyliÅ‚ siÄ™ i dalej obserwowaÅ‚ Johanna. - Trudno coÅ› dostrzec w tym mroku, ale wyraznie rozmawiajÄ…. - SÅ‚yszysz ich? - SkÄ…d, gdyby tak byÅ‚o, usÅ‚yszaÅ‚by ich caÅ‚y zamek. Ale czujÄ™ pociÄ…gniÄ™cie za linÄ™! Podczas gdy Johann wolno piÄ…Å‚ siÄ™ w górÄ™, Bianka opowiedziaÅ‚a Zoltanowi o nÄ™kajÄ…cych jÄ… wyrzutach sumienia i pragnieniu, by pójść do Fabiana i wyjaÅ›nić mu, że nie może go poÅ›lubić. - Rozumiem ciÄ™ - powiedziaÅ‚ Zoltan, podciÄ…gajÄ…c Johanna. - Ale nie rób tego! Obwiniać siÄ™ możesz jedynie o pocaÅ‚unek i dobrze wiesz, że nigdy bym ciÄ™ nie znieważyÅ‚. Fabian ma na sumieniu o wiele gorsze rzeczy, nie może ciÄ™ o nic oskarżać. - Jest pewna różnica miÄ™dzy kobietami a mężczyznami - mruknęła. - Niestety. A oto i nasz bohater! Ciekawe, jakie wieÅ›ci nam przyniesie. Wspólnym wysiÅ‚kiem wciÄ…gnÄ™li go przez okno. Przez chwilÄ™ leżaÅ‚ na podÅ‚odze, dochodzÄ…c do siebie, poznali jednak od razu, że ma im coÅ› ważnego do powiedzenia. - I jak? - Zoltan pomógÅ‚ chÅ‚opcu usiąść na krzeÅ›le przy stole. On i Bianka przysiedli po obu jego stronach. Z twarzy zmÄ™czonego Johanna biÅ‚a radość i podniecenie. - Nie uwierzycie mi! NaprawdÄ™ mi nie uwierzycie! - Opowiadaj wiÄ™c! - zaczęła siÄ™ niecierpliwić Bianka. - Od samego poczÄ…tku do koÅ„ca! - zawtórowaÅ‚ jej Zoltan. Johann kiwnÄ…Å‚ gÅ‚owÄ… i przeÅ‚knÄ…Å‚ Å›linÄ™. RozpieraÅ‚a go radość, musiaÅ‚ podać im rÄ™ce nad stoÅ‚em. - PrzyznajÄ™, że z poczÄ…tku zrobiÅ‚o mi siÄ™ trochÄ™ strasznie, kiedy zdaÅ‚em sobie sprawÄ™, że tkwiÄ™ tak zawieszony miÄ™dzy niebem a ziemiÄ…, i zaczÄ…Å‚em siÄ™ zastanawiać, na co siÄ™ wÅ‚aÅ›ciwie porwaÅ‚em. PrÄ™dko siÄ™ jednak przyzwyczaiÅ‚em. OpuÅ›ciÅ‚em siÄ™ do okienka i zawoÅ‚aÅ‚em cicho: Hej! Czy jest tu kto? Odzew byÅ‚ natychmiastowy! WÅ‚aÅ›ciwie obliczyliÅ›my odlegÅ‚ość! UsÅ‚yszaÅ‚em, że ktoÅ› podrywa siÄ™ z posÅ‚ania, i znów zawoÅ‚aÅ‚em, to znaczy zawoÅ‚aÅ‚em szeptem: Jestem za okienkiem! Okno umieszczone jest tak wysoko, że nie mogliÅ›my siÄ™ widzieć, ale dobrze siÄ™ sÅ‚yszeliÅ›my. Kim pan jest? padÅ‚o pytanie. WydaÅ‚o mi siÄ™, że poznajÄ™ ten gÅ‚os, ale nie potrafiÅ‚em go zidentyfikować. Zoltan popatrzyÅ‚ na niego pytajÄ…co. - RozpoznaÅ‚eÅ› gÅ‚os? - WydaÅ‚ mi siÄ™ znajomy. Przyjacielem , odpowiedziaÅ‚em. Czy to pan stukaÅ‚ wczoraj w Å›cianÄ™? WyjaÅ›niÅ‚em, że spróbujemy go oswobodzić, tylko na razie nie bardzo wiejmy jak. Kim jesteÅ›cie , chciaÅ‚ wiedzieć, ale ja postanowiÅ‚em być ostrożny i na razie tego nie zdradzać. MuszÄ™ to wiedzieć , stwierdziÅ‚. MuszÄ™ wiedzieć, czy mogÄ™ wam zaufać . A czy my możemy zaufać, że ty, panie, nie zdradzisz naszych imion? odparÅ‚em. - Bardzo mÄ…drze. ChÅ‚opiec rozjaÅ›niÅ‚ siÄ™, Bianka napeÅ‚niÅ‚a mu kieliszek winem, wypiÅ‚ zachÅ‚annie. Zoltan wyciÄ…gnÄ…Å‚ swój kieliszek, nalaÅ‚a i jemu, i sobie. Wino okazaÅ‚o siÄ™ dość mocne, zaraz poprawiÅ‚o jej nastrój. Johann podjÄ…Å‚: - PostanowiliÅ›my na razie pozostawić kwestiÄ™ imion w spokoju i wypytaÅ‚em go, kiedy przychodzi ta czarownica, przepraszam, to znaczy Konstancja. OkazaÅ‚o siÄ™, że okoÅ‚o pół do dwunastej każdego wieczoru. Najczęściej zjawia siÄ™ wÅ‚aÅ›nie ona, czasami tylko Isenbrand albo Fulco, nigdy jednak nikt inny. JeÅ›li wszyscy troje wyjeżdżajÄ…, wiÄ™zieÅ„ nie dostaje nic do jedzenia. - Aotry! - mruknÄ…Å‚ Zoltan. - Opowiadaj dalej! - ZgodziÅ‚ siÄ™ ze mnÄ…, że naszÄ… jedynÄ… możliwoÅ›ciÄ… jest zaatakowanie Konstancji i odebranie jej kluczy, musimy jednak bardzo uważać, bo wielokrotnie już usiÅ‚owali go otruć, dotychczas jednak zdoÅ‚aÅ‚ uniknąć puÅ‚apek. A potem spytaÅ‚ o księżnÄ… Elisabeth... [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |