Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wpatrywaliśmy się w latarnię trzymaną przez karczmarza jak w
ostatnią deskę ratunku. Niedługo potem pokazały się światła
miasteczka. Znów zerwał się wiatr; poczułem mrowienie na karku. Las
jarzył się zielonkawą mgłą; gdy opary się rozrzedziły, zobaczyłem, że
gonią nas umarli.
- Dusze - szeptały. - Oddajcie nam dusze.
Miasteczko było już niedaleko. Strażniczka wypowiadała jakieś
niezrozumiałe słowa i rozrzucała wszędzie sól. Dzieci biegły przodem,
a ona wepchnęła je za bramę. Obejrzałem się, bo usłyszałem krzyk
karczmarza. Pośliznął się i upadł, a pustookie zjawy prawie go już
dopadły.
- Dusza - wychrypiał. - Spalcie ją.
288
- Poe! - wrzasnęła Isabel i pociągnęła mnie za sobą.
Wpadliśmy przez bramę. Starsza kobieta zatrzasnęła ją z hukiem i
zabezpieczyła solą. Z lasu dobiegł ryk karczmarza. Nie dało się go
uratowad.
- Cholera! - zaklął wściekle Baz. Z resztą mieszkaoców gnaliśmy
do kościoła. - O czym on, do diabła, mówił, Poe?
- %7łe dusza musi spłonąd.
- Co to znaczy?
- Głowa kozła - wydyszała Isabel. - Dusza Necuratulu.
Rozległo się więcej krzyków. Sól nie zatrzymała umarłych. Zjedli
chleb. Byli silni i parli naprzód.
- Czy to się skooczy, jeśli ją spalimy? - spytał Baz.
- Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonad - odparłem.
Isabel pierwsza wbiegła pod górkę do wiekowej świątyni i w
rekordowym tempie otworzyła drzwi.
- Szybciej! - wrzasnęła.
Słyszałem tupot umarlaków goniących nas przez miasteczko,
wrzaski starszych, którzy bezskutecznie usiłowali z nimi walczyd.
Wtargnęliśmy do kościoła z grupką dzieci. Kiku dorosłych pędziło za
nami, ale już ich doganiały szepty ciemności. Jeden z mężczyzn z
piekarni zawył, bo umarły obnażył swoje długie, połyskujące zęby i
zaczął ogryzad mu mięso z kości.
19-Wakacje z piekła
289
Na wzgórze pięła się dwójka dzieci. Chcieliśmy z Bazem im pomóc;
nie zdążyliśmy. Wtedy pomyślałem, że może jesteśmy na straconej
pozycji. Zabarykadowaliśmy się w ponurym wnętrzu. My, garstka
dzieciaków i matka Mariany przeciwko całej armii umarłych. Zaczęły
walid w drzwi; cofnęliśmy się.
- Przestaocie, do cholery! - zawołał Baz. Może to i brzmiałoby
śmieszne, gdybyśmy nie byli tak totalnie przerażeni.
Matka Mariany zniknęła za drzwiami ikonostasu, po chwili wyszła z
głową kozła. Wcisnęła mi ją w ręce. Wołaliśmy, żeby to spalid. Kobieta
usiłowała nam coś powiedzied, ale nic nie rozumieliśmy. Dzieci jednak
zrozumiały. Rozbiegły się w poszukiwaniu świecy. Z ulgą
uświadomiłem sobie, że przynajmniej jesteśmy po tej samej stronie
barykady. Matka Mariany poszła im pomóc, a ja z Bazem i Isabel
zostaliśmy przy ikonostasie. Jedno z dzieci głośno oznajmiło, że
znalazło zapaloną świecę. Walenie w drzwi przybrało na sile, rozległ
się okropny huk i umarli znalezli się w środku.
Na przód wysunęła się dziewczynka o pustym wzroku. Mówiła
jednocześnie w swoim i w naszym języku.
- Oddajcie nam duszę. Dług musi zostad spłacony. Matka
Mariany pokręciła głową, patrząc na mnie rozszerzonymi oczami.
290
- Jeśli ją spalicie, czeka nas wieczne potępienie - powiedziała
martwa dziewczynka.
Umarłe dzieci otoczyły żywe. Spojrzenie kobiety wędrowało to do
nich, to do trzymanej przeze mnie duszy Necuratulu. Znów pokręciła
głową i było jasne, co chce przez to powiedzied: nic im nie dawajcie.
Ale to znaczyło, że porzucimy dzieci na pastwę losu. Już widziałem
śmierd dwojga z nich i nie zamierzałem oglądad kolejnej.
- Masz. Jak chcesz, to chodz i wez ją sobie. - Wyciągnąłem
przed siebie głowę kozła.
- Poe, nie! Nie oddawaj łba tym cholernym umarlakom - błagał
Baz.
- Nas też to dotyczy. Nasze włosy są wplecione w warkocze -
ostrzegła Isabel.
- To będzie nas dotyczyd bez względu na to, co zrobimy -
odparłem. - Jeśli mogą zakooczyd tragiczną historię, musimy im na to
pozwolid.
Dziewczynka ujęła głowę kozła w obie ręce. Pokazała, żebyśmy
poszli za nią do ikonostasu, położyła łeb zwierzęcia na ołtarzu i
zaczęła coś mamrotad przyciszonym głosem. Twarze umarłych
nabierały kolorów, cienie pod ich oczami bladły. Nagle wiele ze zjaw
zamieniło się w smużki dymu, z cichym, zadowolonym
westchnieniem.
Dziewczynka urwała gwałtownie. Wyglądała na przestraszoną.
Cofnęła się, ołtarz w jednej chwili
291
zajął się ogniem i coś wychynęło z płomieni. Potężny mężczyzna,
piękniejszy niż jakakolwiek ze znanych mi osób. Miał długie, czarne
włosy, skórę jak alabaster i skrzydła anioła. Ale jego spojrzenie było
mroczne niczym wody jeziora, w których omal nie utonęliśmy. Usta
rozciągnęły się w okrutnym uśmiechu; błysnęły ostre zęby. Po chwili
ujrzałem głowę bestii z ogromnymi kręconymi rogami.
- Dług został spłacony! - oznajmiła stanowczo pustooka
dziewczynka.
- Długu nie da się spłacid - warknął anioł i bestia w jednym.
Głos kreatury sprawiał, że czułem, jakby skórę obsiadło mi miliony
much. Patrzył na nas z wysoka. Na złote ściany buchnęły płomienie. Z
malunków ściekała farba, z obrazów doszły mnie krzyki. Umarli zaczęli
topid się jak wosk, zbierad w kałuże na podłodze i rozpływad
strumyczkami po całym kościele. Dziewczynka krzyknęła. Miałem
dośd.
- W nogi - wychrypiałem. - Szybko! Rzuciliśmy się do drzwi i
wpadliśmy w objęcia
ciemnego gryzącego dymu. Każdy zakamarek Necuratulu płonął.
Przed nami nagle znalazła się dziewczynka o pustym spojrzeniu.
Stanąłem jak wryty. Ona kiwnęła jednak, żebyśmy biegli za nią do
lasu. Zza naszych pleców dobiegał ryk bestii. Ogieo był tuż za nami i
szybko się rozprzestrzeniał. Bałem się.
292
że cały las stanie w płomieniach i znajdziemy się w pułapce.
Wreszcie dotarliśmy do miejsca, skąd było widad most. Był
częściowo pod wodą, ale dało się przejśd. Dziewczynka wskazała na
niego palcem.
- Ja nie mogę dalej iśd - wyjaśniła.
Oniemiały pokiwałem tylko głową, a Isabel i Baz pomagali w tym
czasie mamie Mariany i dzieciom zejśd ze wzgórza.
- Poe! - zawołała Isabel z mostu.
Dziewczynka o pustym spojrzeniu podeszła bliżej.
Serce zaczęło mi walid w piersiach. W świetle płomieni wydawała
się bardzo krucha. Nachyliła się i pocałowała mnie w usta. Coś
przewróciło mi się w żołądku jak wtedy, gdy piłem zatrute wino.
- Ty widzisz to, co żyje w ciemnościach - wyszeptała. - Nie
zapominaj.
Jakieś drzewo zajęło się ogniem. Na rękaw posypały mi się iskry i
musiałem je zagasid. Isabel i Baz pokrzykiwali na mnie.
- Idz - powiedziała.
Małe ciało zaczęło się chwiad. Drżed. Jakby coś próbowało się z
niego wydostad. Nagle skóra eksplodowała, a w powietrze wzbiło się
tysiące maleokich ciem; ich skrzydełka rysowały się bladymi bliznami
na tle niebiesko-pomaraoczowych płomieni i krwawego księżyca;
zniknęły równie nagle, jak się pojawiły.
293
Wbiegłem na most i wszyscy bezpiecznie przedostaliśmy się na
drugą stronę.
Na stację wędrowaliśmy całą noc i spory kawałek następnego dnia.
Zawiadowca stwierdził, że to cud. iż uszliśmy cało z pożaru. Okolice
Necuratulu spłonęły do cna. Nic nie zostało oprócz osmalonych ki-
kutów drzew i popiołu. Jak na ironię, teren został tak bardzo
zniszczony, że nie wiadomo było nawet, czy nada się pod budowę
elektrowni.
Zawiadowca okrył nas kocami i zaparzył po kubku mocnej herbaty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.