Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] ni, żebym zaczekał? Dziewczyna potrząsnęła głową i zapłaciła drob nymi monetami, które zawsze trzymała w kiesze ni. Kiedy Daniel odjechał w poszukiwaniu następ nego pasażera, uniosła głowę i przyjrzała się roz jarzonym oknom na piętrze. Gdzieś za jednym z tych okien Christian kuru- 256 je szczękę. Prawdopodobnie żałuje, że w ogóle ją spotkał tamtego nieszczęsnego dnia na dworcu. A może postąpiła zbyt pochopnie, przyjeżdża jąc tutaj? Przygryzła wargę. Jeśli rubiny są jedy nym powodem wizyty, co się stanie, kiedy już je odda? Czy Christian będzie zadowolony, że nie musi wymyślać pretekstów do kolejnych spotkań? Czy jest gotowa, by wyznać prawdę? Tak. Rozprostowała ramiona i zdecydowanym kro kiem weszła do hotelu. Recepcjonista zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, ale Rosalyn wcale nie poczuła się speszona. Niełatwo było ją speszyć. Gdy spojrzała mężczyznie prosto w oczy, od ra zu zmienił wyraz twarzy. - Mam paczkę dla pana Christiana Garreta. Mo że mi pan wskazać jego pokój? Prośbę wygłosiła chłodnym, profesjonalnym to nem. - Pokój dwieście pięć, panno... - Dziękuję. Rosalyn okręciła się na pięcie i ruszyła w stro nę schodów. Wkrótce zadyszana stanęła przed wskazanym pokojem. Przyszło jej do głowy, że w pudełku równie do brze mogłoby znajdować się jej serce zamiast przeklętych rubinów. Ciekawe, co wolałby Christian? Zapukała, gotowa w każdej chwili zbiec po scho- 257 dach wyłożonych pluszowym dywanem. Czekanie się przedłużało. Co on robi? Czyżby odniósł więk sze obrażenia, niż sądziła, i teraz leży nieprzytom ny na podłodze? Ethel wyglądała na silną kobietę, zdolną do zadania porządnego ciosu... Nie namyślając się dłużej, chwyciła za klamkę i pchnęła drzwi. Wyobraznia podsuwała jej obraz rannego i bezradnego Christiana. Już w progu stwierdziła, że mężczyzna nie jest umierający. Był natomiast prawie nagi! Zdążył je dynie okręcić się ręcznikiem w pasie, dzięki Bogu. Reszta ciała lśniła od wody. Przyzwoitość nakazy wała się wycofać, ale dziewczyna nie mogła ode rwać wzroku od Christiana. Otworzyła usta, że by coś powiedzieć, i szybko je zamknęła. W dużej miedzianej balii, stojącej w rogu poko ju, falowała woda. Mężczyzna wyszedł prosto z kąpieli. Jeszcze przed chwilą siedział w niej cał kiem goły. Rosalyn przełknęła ślinę. - Pukałam, ale nie odpowiadałeś, więc pomyśla łam... że coś ci się stało. - Nic mi nie jest, ale na pewno dostanę zapale nia płuc, jeśli nie zamkniesz drzwi - powiedział Garret swobodnym tonem. Na wargach błąkał mu się kpiący uśmieszek. W przeciwieństwie do niego Rosalyn czuła się skrępowana. Nie sądziła, że mężczyzna może wy glądać bez ubrania tak... inaczej. Prawdę mówiąc, nigdy nie wyobrażała sobie mężczyzny bez ubra- 258 nia. Widok podziałał na zmysły, obudził cieka wość. Co jest pod ręcznikiem? - Chciałabyś zobaczyć? Dziewczyna drgnęła, mocno zawstydzona pyta niem. O ile mogła sądzić po wyrazie jego oczu, czekały ją duże kłopoty. - Nie! Nie! Przyszłam, żeby ci coś dać. Garret uniósł brwi i w tym momencie Rosalyn uświadomiła sobie, jak musiały zabrzmieć te sło wa. Twarz dziewczyny spłonęła rumieńcem. - Sprawa jest ważna, ale widzę, że wyciągnęłam cię z kąpieli, więc przyjdę innym razem. Odwróciła się i ruszyła do wyjścia. Nagle silne ręce otoczyły ją w talii i zatrzymały w pół kroku. Drzwi trzasnęły z hukiem, a ona znalazła się po ich niewłaściwej stronie. Poczuła na karku ciepły, łaskoczący oddech, ale nie zrobiła żadnego ruchu. - Zostań tu, gdzie jesteś, a ja zarzucę na siebie szlafrok, żeby nie urazić twoich delikatnych uczuć. Ostrożnie wypuścił ją z objęć, jakby się bał, że niespodziewany gość znowu rzuci się do ucieczki. Rosalyn nie miała takiego zamiaru. Zresztą i tak nie mogłaby się ruszyć, nawet gdyby od tego za leżało jej życie. Odwrócić się? Za nic! Nie mogła ufać nawet własnym oczom! Bezwstydna, oto ja ka jest. Bezwstydna i rozwiązła. Chciała napatrzyć się na Christiana, zapamiętać każdy szczegół jego [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |