Odnośniki
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ] --Ach tak? Z jakiego powodu? --Sądzi, że został napadnięty przez faceta z prosektorium. Przez króla pornografii. --Glassa -- podpowiedział Lenny. -- Ronnie'ego Glassa. --Ronalda Glassa, jak słyszałeś. -- Wall wyszczerzył zęby. --To absurd -- stwierdził Fresco. --Cóż, myślę, że powinniśmy służyć pomocą wybitnemu członkowi naszej społeczności, nieprawdaż? Skocz do prosektorium, jeśli łaska. Upewnij się... --Upewnić się? --%7łe ten sukinsyn jeszcze tam leży... --O! Fresco wyszedł, zdziwiony, lecz posłuszny. Lenny nic z tego nie rozumiał, ale mało go to obchodziło. Co to, do cholery, miało z nim wspólnego? Zaczął bawić się swoimi jajami przez dziurę w lewej kieszeni. Wall obserwował go z dezaprobatą. --Nie rób tego -- powiedział. -- Będziesz mógł się zabawiać, ile tylko zechcesz, jak wpakujemy cię do małej, ciepłej celi. Fresco wrócił z prosektorium, nieco zadyszany. --Jest tam -- oznajmił, wyraznie podbudowany łatwością zadania. --Oczywiście, że jest -- rzekł Wall. --Martwy jak dodo -- uzupełnił Fresco. --Co to jest dodo? -- chciał wiedzieć Lenny. Fresco wyglądał na zmieszanego. --Zwrot retoryczny -- powiedział rozdrażniony. Wall znów rozmawiał z Maguire'em. Facet na drugim końcu linii zdawał się być przerażony i zapewnienia inspektora niewiele tu pomagały. --Leży spokojnie na miejscu, Micky. Musiałeś się pomylić. Lęk Maguire'a czuło się nawet przez telefon. --Widziałem go, do cholery. --Leży tu z dziurą w głowie, Micky. Jakim więc cudem mogłeś go widzieć? --Nie wiem -- przyznał Maguire. --A więc... --Słuchaj... Wpadnij do mnie przy okazji, dobrze? Umowa, jak zwykle. Miałbym dla ciebie sympatyczną robótkę. Wall nie lubił omawiać interesów przez telefon, robił się niespokojny. --Pogadamy pózniej, Micky. --OK. Zajrzysz? --Zajrzą. --Obiecujesz? --Tak. Wall odłożył słuchawkę i popatrzył na podejrzanego. Lenny znów grał w kieszonkowy bilard. "Beznadziejnie durny bydlaczek, aż się prosi o kolejną rewizję" -- pomyślał. --Fresco -- zagruchał słodko Wall. -- Byłbyś łaskaw nauczyć Lenny'ego, że nie przystoi się tak zabawiać przed oficerami policji? Maguire skrył się w swej twierdzy w Richmond. Płakał jak dziecko. Widział Glassa, bez dwóch zdań. Wall mógł gadać, że ciało znajduje się w prosektorium, ale on wiedział swoje. Glass nawiał, łaził na ulicy, mimo że Maguire sam rozwalił sukinsynowi łeb. Maguire był człowiekiem bogobojnym i wierzył w życie pozagrobowe, choć nigdy do tej pory nie zastanawiał się, na czym ono polega. Oto pojawiła się odpowiedz: cuchnący eterem sukinsyn o twarzy bez wyrazu -- tak właśnie wygląda życie po śmierci. To wszystko doprowadzało go do płaczu, bał się żyć, ale jeszcze bardziej bał się umierać. Dawno już wzeszło słońce, spokojny niedzielny ranek. Tu, w zaciszu "Ponderosy" w świetle dnia nic mu się nie mogło przytrafić. To była jego twierdza, zbudowana za ciężko zarobione pieniądze. Tu czuwał Norton, uzbrojony po zęby. Pod każdą bramą warowały psy. Nikt, czy żywy, czy martwy, nie odważyłby się zakwestionować jego władzy nad tym terytorium. Tutaj, pośród portretów swoich idoli, Louisa B. Mayera, Dillingera i Churchilla, pośród rodziny, pośród kosztownych bibelotów, pieniędzy i dzieł sztuki, był panem. Jeżeli ten szalony księgowy przyjdzie tu po niego, oberwie na amen, duch czy nie duch. Finis. Czyż w końcu nie był Michaelem Roscoe Maguire'em, twórcą imperium? Zrodzony w nędzy, osiągnął zaszczyty. Swoje mroczne skłonności ujawniał tylko raz na jakiś czas, i to w ściśle określonych okolicznościach, tak jak podczas egzekucji Glassa. Ten mały spektakl dostarczył mu niekłamanej przyjemności, to zabicie cierpiącego zawierało w sobie ogrom litości, było prawdziwym coup de grace. Ale to gwałtowne życie istniało gdzieś obok. Teraz czuł się członkiem burżuazji, bezpiecznym w swojej fortecy. Raquel obudziła się o ósmej i zaczęła robić śniadanie. --Zjesz coś? -- zapytała Maguire'a. Potrząsnął głową. Za bardzo bolał go przełyk. --Kawy? --Tak. --Podać ci tutaj? Potwierdził. Lubił przesiadywać przy oknie wychodzącym na trawnik i szklarnię. Robiło się [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
|||
Sitedesign by AltusUmbrae. |