Odnośniki


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dolegliwości. Z początku były to swędzące wysypki, drobne owrzodzenia i niewielkie, nie gojące się
rany. Trudno było znalezć przyczynę tych chorób, zważywszy, iż praca była znośna, strawa niemal
wystarczająca, nie brakowało też wody do mycia. Tulbara i Heklę ominęła większość z tych
schorzeń, natomiast szartumscy niewolnicy kilkakrotnie wyznaczali spośród siebie delegacje, słane
do arcykapłana z trwożnymi prośbami o pomoc. Nie otrzymali jej, lecz też niewielkie były
możliwości jej udzielenia. Khumanos podał to samo wyjaśnienie, przy którym obstawał pózniej,
gdy starszych mężczyzn i kobiety poczęły nękać poważniejsze objawy: bezwład w członkach,
opuchlina czy ogólna niemoc. Twierdził, że są one wynikiem ukąszeń jadowitych pająków z
podziemi i rozkazywał niewolnikom bardziej przykładać się do pracy w tunelach.
Tulbar powtarzał sobie, że znoszone trudy są mało ważne w porównaniu ze spodziewanymi
korzyściami. Był pewien, iż niebawem skończy się dla niego harówka o nieznanym celu.
Przez płótno namiotu przebił się blask księżyca. Był wystarczająco jasny, by pomóc Tulbarowi
szybko i bezszelestnie przemknąć się między śpiącymi ludzmi. Hekla niewątpliwie znajdował się w
umówionym miejscu; nie bez przyczyny obydwaj Hyrkańczycy doszli do znacznej wprawy w
złodziejskim rzemiośle. Tulbar podciągnął pod siebie szczupłe nogi i podniósł się z posłania.
Bezszelestnie przekroczył tuzin śpiących niewolników. W namiocie rozlegało się wyłącznie
ciężkie, gardłowe chrapanie chorych, nękanych koszmarami ludzi. Tulbar nie widział powodów do
obaw; wartownicy niespecjalnie przykładali się do pilnowania obozu, bowiem więzniowie po
całodziennej pracy byli zwykle tak wyczerpani, że nie dobudziłoby ich nawet energiczne szarpanie.
Hyrkańczyk przestąpił przez kolejnego śpiącego mężczyznę i zatrzymał się przy macie Hekli.
Drobny złodziej widocznie nie słyszał zbliżania się Tulbara. Leżał z naciągniętą na głowę wyleniała
derką z wielbłądziej skóry. To było niepodobne do Hekli; może zachorował? Tulbar ostrożnie
położył dłoń na ciele kompana, by go nie wystraszyć. Nie spodobało się mu to, co poczuł. Uniósł
róg derki i zajrzał pod spód.
Spod derki sączył się zielony blask. Hyrkańczyk poczuł nagle przypływ lęku i gwałtownym ruchem
zerwał przykrycie.
Kryształy, które wyniósł ukradkiem ze sztolni i dał Hekli na przechowanie, rzucały na matę
pajęczynę jaskrawych, szmaragdowych promieni. Przez noc wypaliły dziurę w workach i torbach, w
których były ukryte  i nie tylko w nich. W środku oślepiającej zielonej konstelacji leżało
skurczone ciało Hekli. Sczerniałe popioły przylegały do zwęglonych kości. Uniósł się smród
palonego mięsa, Tulbar poczuł na spotniałych dłoniach buchający od zielonych klejnotów żar.
Jęki Hyrkańczyka i jaskrawa zielona poświata obudziły innych. Niewolnicy trwożnie podchodzili
do zwęglonego szkieletu, niektórzy jęczeli i zanosili się płaczem ze strachu. Po paru chwilach
zjawili się wartownicy. Ciosami pejczy zapędzili przerażonych więzniów w róg namiotu, po czym
ostrożnie przystąpili do zbierania resztek ciała i skradzionych, śmiercionośnych klejnotów.
Bez trudu zorientowano się, że Tulbar jest wspólnikiem martwego złodzieja. %7łołnierze zabrali go
do Khumanosa. Arcykapłan jak zwykle nie zdradzał nawet śladu emocji.
 Siejesz pośród nas niepokój  zwrócił się Khumanos do ponurego złodziejaszka.  Nie jesteś
i nigdy nie byłeś Szartumczykiem, a teraz straciłeś jedynego przyjaciela. Trudno ci znieść brzemię,
nałożone przez Wotantę na twoje barki. Rozumiem cię.  Khumanos zdjął zawieszony na
rzemieniu na szyi pradawny amulet czy też relikwię: zaśniedziały ułomek miecza.  Mogę ci
pomóc. Znam czar, który pozwoli złagodzić twoje cierpienie.
Wystawiwszy przed siebie tępe ostrze, ruszył w stronę Tulbara.
5.
WYZWANIE O PÓANOCY
Zwiątynne tancerki pląsały w rytm dzwięcznej melodii wokół turkusowej sadzawki przed
alabastrowym posągiem Sadity, Jedynej Prawdziwej Bogini. Bosonogie, gibkie kapłanki w
skromnych, powłóczystych spódnicach i przybranych wstążkami nakryciach głowy stąpały
statecznie po niebieskim żyłkowanym marmurze. Po każdym kroku kobiety obracały się w koło,
wyrzucały w górę stopy i ruszały dalej, wsłuchane w dzwięki zawodzących fletów i wibrujących
cytr.
Zalegający pod perystylem frontonu świątyni głęboki cień łagodził żar dnia. Po przeciwnej stronie
dziedzińca znajdował się posąg wyprostowanej, muskularnej bogini  wojowniczki w drugiej
szacie, wspierającej o ziemię przy kształtnej stopie drzewce włóczni. Twarz rzezby miała surowy,
nieprzenikniony wyraz. Kapłanki tańczyły wokół basenu na środku dziedzińca przed drewnianymi,
pokrytymi zawiłymi płaskorzezbami drzwiami, prowadzącymi do świątynnego sanktuarium.
Naprzeciw portyku znajdował się masywny stół, zastawiony owocami, serem i twardymi ciastkami
 darmowym poczęstunkiem dla tych, którzy przybyli oglądać ceremoniał i złożyć hołd bogini.
Conan stał w pobliżu stołu, blisko rozpiętej na wschodnim rzędzie kolumn atłasowej kurtyny.
Cymmerianin zatrzymał się nieco z tyłu za resztą wiernych, mając w zasięgu dłoni misę z
przyprawionymi cytrynami W dzielnicy karawan trudno było o świeże owoce. Chociaż świątynia
Sadity była, jak zapewniano, otwarta dla wszystkich, barbarzyńca nie był pewny, z jakim
przywitaniem się spotka. Wolał nie wywoływać kolejnej awantury. Wśród widzów znajdowali się
świątynni wojownicy, wysocy urzędnicy miejscy oraz wykształceni Qjaranie; Conan do tej pory nie
miał zbyt wielu okazji oglądać zamożniejszych mieszkańców miasta.
W pewnej chwili Conan poczuł, iż ktoś kładzie mu dłoń aa ramieniu  nie w surowy, władczy
sposób, lecz poufale. Ponieważ uwaga wiernych skupiona była na tańcu, nie spostrzegł tego nikt z
wyjątkiem Cymmerianina. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • brzydula.pev.pl

  • Sitedesign by AltusUmbrae.